Po chwili oderwała się od jego ust nie odsuwając swojej twarzy od jego. Smakował tak dobrze, że instynktownie oblizała usta. Spojrzała na zaskoczoną twarz detektywa czując satysfakcję.
- Powiedziałam to żeby się odczepili - uśmiechnęła się. - Myślałam, że to oczywiste. - Halsteada zamurowało. Nie pomyślał o tym, że Joy może manipulować faktami by nikt nie miał wątpliwości dlaczego tam jest. Zwątpił w nią, a ona to wiedziała. Wyprostowała się chcąc odejść do swojego biurka. Jay wstając złapał ją w ostatniej chwili za łokieć. Przyciągnął jej twarz do swojej, nie czekając na pozwolenie wpił się w jej usta. Obojgu brakowało tchu. Przez napięcie jakie panowało między nimi od kilku godzin nie mogli się powstrzymać. Błądził dłońmi po jej ciele, aż złapał dziewczynę za uda, posadził ją na biurku. Zrzucając przy tym kilka rzeczy nie przerywał pieszczot.
- A jak ktoś wejdzie? - zapytała zdyszana kiedy jej usta stały się wolne. Jay zastygł wtulony w jej szyję. - Twój szef nie będzie zadowolony - zachichotała.
- Nie mów o Hanku kiedy cię całuję - westchnął. - Chyba, że naprawdę chcesz bym przestał. - Spojrzał na nią zniesmaczony.
- Da się jakoś zamknąć te drzwi? - kokieteryjnie przejechała palcami po jego pasku. Nie chciała tego przerywać, jednak rozumiała różnice między seksem w jej miejscu pracy, a na komisariacie i to jeszcze w środku wielkiej sprawy. To może kosztować Jaya odznakę, a już na pewno nieprzychylne oko sierżanta. Nie była pewna co byłoby gorsze. Halstead spojrzał błagalnie na przeszklony prostokąt. Zaprzeczył niemo odpowiadając na jej pytanie. - Więc zostawmy to na wieczór - wyjaśniła zapinając z powrotem jego pasek. Pogładził ją po twarzy zrezygnowany.
- Dziś po zmianie jedziemy do mnie, zamówimy pizzę i nie wychodzimy z łóżka do rana. - zarządził. Odsunęła go od siebie rozbawiona jego stanowczością.
- Jeśli nie wyjdziemy z łóżka to jak odbierzemy pizzę? - zapytała wracając do obowiązków.
- Powiem żeby dostarczyli nam ją do łóżka.
- A jak dostawca wejdzie do mieszkania?
- Będzie otwarte - odparł. - Kurier z FedEx zostawia sąsiadce paczki na jej stoliku w przedpokoju. Kobieta ma cholerne zaufanie do obcych - rzucił rozbawiony. Tą anegdotą wywołał u Joy lawinę myśli. Stanęła w pół drogi do swojego biurka łącząc w całość układankę. Serce przyspieszyło jej rytm, a adrenalina pobudziła mózg do pracy.
- Kurier... - szepnęła.
- Tak, ostrzegałem ją... - kontynuował, ale dziewczynę go uciszyła.
- Nie o to mi chodzi. Kurier! To jedyna osoba, która może wnieść do pomieszczenia paczkę i nikt nie będzie się dziwić! - oznajmiła. Skołowany detektyw nie zauważył kiedy wrócili do debatowania o sprawie. - Cholera, że też wcześniej na to nie wpadłam. - Joy zasiadła przed komputerem. Kilka chwil zajęło jej znalezienie odpowiedniego pliku. - Zobacz. - Pokazał palcem na nagranie z ratusza. Było na nim wyraźnie widać jakąś postać w stroju kuriera. Czapka, koszulka z krótkim rękawem i czarne spodnie. W dłoniach trzymała pakunek. Uśmiechnęła się do strażnika pytając o coś, a potem przeszła obok bramki. - Nie sprawdził jej.
- To dziewczyna? - Jay przyglądał się nagraniu, ale nie powiedziałby, że osoba która tam się pojawiła jest płci żeńskiej.
- Oczywiście, że tak! Zobacz na jej ruchy. Kołysze biodrami, a strażnik wykręci sobie zaraz głowę patrząc na nią.
- To niczego jeszcze nie dowodzi.
- Chyba, że znajdziemy ją na innych nagraniach - odparła pewna swego.Kolejna godzina przepadła, ale mieli już wszystko. Udali się do Hanka ze swoim odkryciem, a on zwołał zespół. Joy czuła rozpierającą dumę. Zrobiła drugi krok do znalezienia mordercy jej brata. Wiedziała, że to niedługo się skończy, a myśl o tym spraw jej pewnego rodzaju dyskomfort.
Voight rozkazał rozesłać zdjęcia do wszystkich patroli. Chociaż nie były one najlepszej jakości, postanowił zaryzykować. Hailey zbuntowała się słysząc co chce zrobić. Uważała to za zły pomysł, że zaczyna polowanie na czarownice. Jednak sierżant wyjaśnił jej w jakiej sytuacji są, i że lepiej będzie przepraszać za pomyłkę niż za bezczynność.- Dziękuje Joylin - powiedział kończąc. - Kawał dobrej roboty!
- To była praca zespołowa - odparła skromnie. Hank uśmiechnął się na to. Takiej odpowiedzi oczekiwałby od podwładnego, tyle że ona nim nie była. Musiał w końcu jej to uświadomić.
- Jay odwiezie cię do domu - przekazał jej, po czym zwrócił się do detektywa. - Kiedy wrócisz z zespołem pojedziemy w miasto.
- Słucham? - Willard nie była pewna czy rozumie sierżanta dobrze, zaraz miała się przekonać. - Odsyła mnie sierżant do domu?
- Tak - wzruszył ramionami. Jakby nie zależało mu na tym czy jej się to podoba czy nie.
- Tak po prostu? Nie możesz mi tego zrobić! - podniosła głos, Jay chciał ją powstrzymać przed tym, jednak dziewczyna odsunęła go robiąc krok w stronę sierżanta. - Wykonałam kawał dobrej roboty, a teraz mam siedzieć w domu zostawiając zabawę dorosłym?
- Właśnie tak masz zrobić! - Hank nie miał czasu ani ochoty tłumaczyć dziewczynie dlaczego tak zadecydował. - Masz jechać do domu i siedzieć na tyłku.
- Żartujesz sobie? Odwaliłam za was robotę, a ty...
- Do jasnej cholery dziewczyno czego ty chcesz? - warknął wściekły. - Chcesz pojechać w teren? Mam ci dać broń do ręki? Tego chcesz!? Uświadom sobie w końcu, że nie pracujesz w policji! Nie masz odznaki, jesteś tylko siostrą zmarłego kadeta! Wyświadczyłem ci ogromną przysługę dając ci te dwa dni pracy w naszym wydziale, ale na tym koniec! Nie będę spełniał twoich zachcianek tylko dlatego, że cię to pociesza! Mam życie zbyt wielu ludzi na sumieniu by brać i za ciebie odpowiedzialność. - Zakończył widząc łzy w oczach barmanki. - Jay odwieź ją do domu. Jak trzeba przykuj do kaloryfera. Ma zostać w mieszkaniu do czasu aż nie zakończymy tego śledztwa! - rozkaz wybrzmiał stanowczo. Detektywowi zrobiło się przykro, ale wiedział, że tylko tak teraz dotrą do rozsądku brunetki. Ta jednak nie zamierzała odpuścić. Wściekła wybiegła z wydziału a potem z komisariatu. Nie miała planu, ale chciała zrobić cokolwiek. Myśl o bezczynnym siedzeniu w domu ją przerażała. Jay złapał ją idącą na parking. Zagrodził jej drogę. Dziewczyna podniosła wzrok napotykając spojrzenie Halsteada.
- Joy, zrozum - zasapał się ganiając za nią. - Voight ma rację - wyjaśnił. - Nie możesz pojechać z nami. Nie jesteś policjantką. - Zmrużyła oczy zastanawiając się czy to miało jej w jakikolwiek sposób pomóc. Chciała go ominąć, ale znów stanął na jej drodze, wyjął klucze z kieszeni spodni wkładając jej w ręce. - Jedź do mnie. Twoje auto wciąż stoi na parkingu. Zostań tam, aż nie wrócę. Wszystko ci później opowiem. Proszę, zrób to! - błagalny ton zmiękczył trochę zatwardziałe serce Joy. W końcu to jej rudzielec prosił. Uśmiechnęła się do niego, co przyniosło mu ulgę. Tyle, że potem zostawiła go bez słowa wsiadając do auta. Dziwne uczucie zawładnęło detektywem. Czy na pewno go posłucha?Siedząc z Hankiem w aucie patrzył na tablet gdzie wyświetlone miał dane poszukiwanej. Jeden z oficerów rozpoznałam twarz kobiety, jako recydywistkę z jego dzielnicy. Jak się okazuje kobieta była już skazana za produkcje narkotyków. Widać odsiadka nie zniechęciła jej do kolejnych, gorszych przestępstw. Mimo starań Halstead nie mógł do końca skupić się na zadaniu. Siedzenie bezczynne nie pomagało. Cały czas myślał o Joylin. Sinusoida ostatnich wydarzeń sprawiała, że nie wiedział na czym stoi. Myślał, że ją odzyskał, potem znów, że ja stracił... a kiedy kolejny raz nadzieja na normalność zapukała do jego drzwi Hank stanął przy niej i strzelił jej prosto w łeb. Dziwny humor detektywa nie umknął jego szefowi.
- Martwisz się o pannę Willard? - zapytał znienacka.
- Nie wiem co jest w stanie zrobić, była wkurzona - oznajmił dalej patrząc w tablet. - Nie mogłeś jej pozwolić zostać?
- Dobrze wiesz, że nie powinienem w ogóle pozwolić jej brać udziału w tym śledztwie. - Jay przytaknął, ale to nie pomogło mu się nie martwić. - Zadzwoń do niej - Halstead spojrzał na sierżanta. Nie było na jego twarzy śladu żartu. Tylko czyste zainteresowanie. Hank też mieszał w mu w głowie. Najpierw posadził go z Joy w gabinecie, potem miał pretensje, że flirtują a na koniec spłoszył ją, by teraz dać mu do niej dzwonić?
- Chcesz sprawdzić czy siedzi w domu na dupie jak jej kazałeś? - upewniał się. To było jedyne logiczne wytłumaczenie zachowania sierżanta.
- Dwie pieczenie na jednym ogniu. Ty się dowiesz co z nią, a ja czy nie wtrąca się w nie swoje sprawy - odparł niewzruszony. Jay przytaknął.Sygnał, drugi, trzeci. Joylin nie odbierała. Przy piątym był już naprawdę spięty. Co jeśli coś jej się stało? Albo jeśli pojechała w miasto, szukać tej kobiety. Joylin po śmierci swojego brata była nieobliczalna. Z resztą wcześniej też taka była, ale wtedy wydawało się to urocze, teraz jest to po prostu niebezpieczne.
- Hello - usłyszał jej głos i jakby uszło z niego powietrze. Zamknął oczy odpychając głęboko i masując pulsującą skon. - Jay, jesteś tam?
- Tak - odezwał się. - Chciałem sprawdzić co robisz? - nastała cisza po drugiej stronie. Czyżby się rozłączyła?
- Twój szef każe ci mnie sprawdzić? - zapytała w końcu. Jay z uśmiechem zerknął na sierżanta, który słyszał wszystko co mówi brunetka. Joylin była mądrzejsza niż obojgu im się wydawało.
- Tak, boi się, że gonisz po mieście - odpowiedział jej wesoło.
- Powiedz mu, że jestem w twojej sypialni, naga i napalona. Czekam grzecznie na mojego faceta. - Halstead poprawił się w fotelu pasażera wyobrażając sobie tą scenę. Rumieniec wylał się na jego twarzy, nie był w stanie się powstrzymać. Zmieszany nie wiedział co ma odpowiedzieć, dopiero gdy zaczęła się śmiać też się uśmiechnął. - Jak zareagował? - Jay znów zerknął na Voighta. Był zdumiony zuchwałością dziewczyny.
- Jest w szoku - wyznał. - Ale przynajmniej ma pewność, że nie wchodzisz mu w drogę.
- On za to wchodzi w drogę mi... - westchnęła. - Nie będę się więcej mieszać Jay, bo Ty mnie o to prosiłeś. Szkoda nerwów i czasu. - wyznała. - Ale i tak muszę wyjść z domu. Muszę zrobić zakupy, bo twoja lodówka świeci pustkami.
- Dobrze, tylko omijaj centrum.
- Tak jest panie detektywie.
- Postaram się być jak najszybciej się da.
- Złap najpierw tą wariatkę z bombami. Potem poświętujemy. - jej spokojny ton uspokoił detektywa. Pożegnał się z nią wciąż uśmiechając się do telefonu.
- Lubi się droczyć - Hank miał wyrobione swoje zdanie na temat Joylin już wcześniej. Ale teraz zamierzał się nim podzielić z Jayem. - Jest porywcza, mądra i dobrze sobie radzi z zagadkami. Nie przypomina ci kogoś? - zapytał.
- Nie, nie przypomina - odparł. Wiedział do czego zmierza Voight. Też o tym pomyślał na początku. Ale Joy nie była jak Erin.
- Potrafi lepiej słuchać niż Lindsay... - dodał sierżant. - Szkoda.
- Co masz na myśli?
- Była by dobrym gliną.
- Zapomnij. Nienawidzi tego - Jay podzielał jego zdanie, ale znał Joy dłużej. Wie co mówiła i jakie ma uczucia co do tego. Nigdy nie będzie fanką pracy jako stróż prawa. - Ta praca to dla niej zło.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć, skoro dwa tygodnie szperała w aktach, a potem dwa dni ślęczała oglądając nagrania bez zająknięcia, no i nie chciała odpuścić na koniec. Ktoś kto nienawidzi policji nie chce przebywać z nami nawet sekundy.
- A nie pomyślałeś, że robi to tylko dla brata? - zapytał. Zwątpienie na twarzy sierżanta pozbawiło Jaya złudzeń. - Może masz trochę racji, ale ona nie jest stworzona do tego - odparł.
- Mówisz to, bo nie chcesz by była do tego stworzona. - Jay posłał mu pełne dezaprobaty spojrzenie, jednak przerwał im głos Adama z radia oznajmujący, że coś się dzieje.
Kolejny gotowy!
Do zobaczenia za tydzień. I chyba będziemy kończyć...
Zostawcie po sobie ślad!
CZYTASZ
Rekrut - CHICAGO PD (FF)
FanfictionNajważniejsza sprawa od lat zaczyna robić ostatnie okrążenie w mieście Chicago, dlatego wywiad wymaga udziału w akcji wszystkich dostępnych sił. Także rekrutów ostatniego roku szkoły policyjnej. Nim dochodzi do tragicznych wydarzeń, Jay zostaje zaci...