12.

42 8 7
                                    

Obudziło ją pukanie do drzwi. Ledwo zwlekła się z łóżka, do którego wpadła wczoraj wycieńczona. Nie miała pojęcia, że aż tak była słaba. Nie chciała tego zauważyć, zbyt była zajęta znalezieniem mordercy brata! Ledwo włócząc nogami po podłodze podeszła do drzwi. Czekał za nimi Jay i wprosił się do środka zaraz jak je otwarła. Zastał ogólny chaos w jej salonie na co nie zareagował. Rzucił tylko by ona wzięła prysznic, a on zrobi śniadanie. Posłucha go. Nie miała ochoty na wymianę zdań, poza tym naprawdę czuła się brudna. Gdy spojrzała w lustro przeraziła się. Jej twarz wyglądała jakby wpadła do szarej farby, a poszarpane, już zbyt długie włosy niczym nie przypominały jej pięknych brązowych fal. I ten zapach.
- Cholera - pomyślała - czy ja tak wczoraj poszłam do ludzi? - było jej wstyd. Zdjęła wszystko wrzucając do kosza na brudna bieliznę, szybko wskoczyła pod strumień cieplej wody czując ulgę.

Jay w tym czasie zaczął ogarniać ten burdel. Wszystkie brudne naczynia zmył, powycierał blaty, potem zajrzał do sypialni gdzie wydawało się, że chwilę temu przeszedł tajfun. Wszystkie rzeczy, które w dniu pogrzebu zrzuciła z komody leżały dalej na ziemi, dokładnie tam gdzie upadły. To był obraz jej żałoby. Kończył ścielić jej łóżko kiedy usłyszał jak wychodzi z łazienki.

- Co robisz? - zapytała. Mieszkanie w końcu wyglądało jak mieszkanie, nie jak wrak Titanica. Poczuła dziwny ścisk w brzuchu patrząc na efekty pracy detektywa.
- Siadaj, zaraz dokończę śniadanie. - Wskazał jej kiwnięciem głowy na stół w kuchni, który nie był składowiskiem brudnych naczyń czy niepotrzebnych papierków.
- Jay! - jej ostrzegawczy ton ściągnął jego atencję. Było jej wstyd za siebie i za to co Halstead zastał w jej mieszkaniu. Zaczynała odzyskiwał rozum i czuła się okropnie z tym jak zapuściła siebie i mieszkań. Jednak nie chciała by z litości nad jej słabościami wyręczał ją w czymkolwiek. - Dziękuję za pomoc, ale nie musisz tego robić. Jestem dużą dziewczynką, potrafię sprzątać - oznajmiła.
- Wiem - odparł pogodnie, podchodząc do niej. - Nie zaszkodzi ci w tym trochę pomóc.
- Jay, posłuchaj. - Stanęła w progu sypialni z zaplecionymi rękami na piersi kiedy on szedł do kuchni by przygotowywać posiłek. - Doceniam wszystko co robisz. Jest już lepiej, na prawdę, poradzę sobie. - Uciszył ją dźwięk noża wypadającego z dłoni detektywa prosto na blat.
- Joy, jeśli myślisz, że wyjdę z tego mieszkania tak jak ostatnim razem tylko dlatego, że mnie prosisz, to grubo się mylisz.
- To znaczy?
- To znaczy, że tym razem nie odpuszczę - odwrócił się do dziewczyny z determinacją wypisaną na twarzy. - Zrobiłem błąd zostawiając cię w żałobie. Nikt nie powinien przechodzić tego sam. Powinienem być przy tobie. - Chciał do niej podejść jednak zatrzymała go gestem dłoni. Zmieszana nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Spojrzała na swoją bliznę i nagle ją olśniło. Te ostatnie dwa tygodnie były dla niej lekcją. Całe swoje życie winiła pracę w policji. Uważała to za źródło trosk i zła jakie spadło na jej rodzinę. Winiła ten zawód, bo łatwiej było jej wtedy nie nienawidzić ludzi. Przez to też odtrąciła Jaya, mimo iż to z nim spędził najlepsze chwile swojego całego życia. Z nim czuła się sobą, to on sprawiał, że chciała złamać dla niego wszystkie swoje zasady. Był najlepszym co ją spotkało, a ona od tak z tego zrezygnowała. Tak długo się myliła i okłamywała! Koniec końców, mimo swojego uporu, zrozumiała, że nie praca była zła. Że to ludzie bywają źli, albo dobrzy. To oni wybierają swoją drogę. Tak jak Jay. Odtrąciła go, a on dalej trwa przy niej. Nie jak jej matka, która zostawiła rodzinę. Myślała, że traumy z dzieciństwa może zakryć rękawiczką, a nie myśląc o nich, sprawi, że znikną na zawsze. Jednak one tam były. Jak ta blizna. Czekały, aż w końcu pojmie. Tuszowanie traumy, przenoszenie gniewu na jedną rzecz od której mogła trzymać się z daleka nie sprawi, że pozbędzie się przeszłości. Okazało się, że ta jedna rzecz jest częścią świata mężczyzny którego kocha i do którego ona także chce należeć. Zacisnęła dłoń w pięść chowając ją. Nagle w jej głowie pojawił się spokój. Po jej twarzy przemkną lekki uśmiech. Dobrze było mieć czysty umysł. Wszystko zauważył Jay bacznie przyglądając się jej reakcji.
- Czy to, co teraz robisz, nie podchodzi pod nękanie? - powiedziała spoglądając na niego. Halstead poczuł ścisk w żołądku widząc jak znów uśmiecha się w ten charakterystyczny prowokacyjny sposób. Chociaż starała się ukryć go, nadzieja na powrót jego Joy urosła do maksimum.
- Nie, bo sama mnie tu wpuściłaś - odparł także z uśmiechem.
- Ale teraz cię wypraszam - dodała czując jak naturalnie znów zaczyna się z nim droczyć
- Za późno, zacząłem smażyć bekon - westchnął teatralnie.
- Jay... - złapał jej żarty. Chciała by teraz ją przytulił, ale chyba nie był to dobry moment.
- Zrób tosty, albo siadaj i nie marudź już - zganił ją wracając do krojenia.

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz