5.

48 7 8
                                    


Spotkali się tego samego wieczora w mieszkaniu Jaya. Nim przeszli do deseru policjant zaserwował jej danie, które jadł w dzieciństwie. Opowiadał przy tym jak to jego rodzicielka, gdy jeszcze była w stanie, podawała im taką zapiekankę na uroczystych kolacjach przy błahych okazjach. Dobra ocena z matmy, dostanie się do drużyny lekkoatletycznej, czy dostanie się na studia przez Willa. Każde ważne wydarzenie nie mogło się obejść bez zapiekanki.
- Pachnie pysznie - oznajmiła wciągając zapach gorącego dania. - Twoja mama musiała być świetna kucharką.  - Spojrzała na mężczyznę, był zamyślony. Zrozumiała, że jego mama to piękne, ale i bolesne wspomnienie. - Jak odeszła? - pytanie wypadło z jej ust bezmyślnie. Jay wiedział, że kiedyś będzie musiał jej o tym opowiedzieć.
- Rak  - odparł. - Zajmowałem się nią w ostatnich chwilach. - Wspierając się na blacie wyspy kuchennej zwiesił głowę.
- A ojciec? - dopytywała mimo, iż dziwne uczucie zagościło w jej żołądku.
- Umarł niedawno - wyznał. Joy widząc smutek jaki go ogarną wstała i przytuliła mocno detektywa. Chciała by poczuł jej wsparcie. - Dziękuję -  szepnął.
- Pamiętasz jak pierwszej nocy chciałeś dotknąć tego? - wyciągnęła zza szerokiego zielonego swetra naszyjnik z koniczyną. Przytaknął łapiąc go w dłoń. - Dostałam go od mamy. - Jay dzielił się z nią bolesnymi doświadczeniami, więc i ona chciała mu coś powiedzieć. - Moja mama nie miała szczęścia w miłości. Pierwszy mąż był Niemcem i damskim bokserem. Po tym jak urodził się mój brat...
- Masz brata? - przerwał jej zaskoczony.
- Długa historia - odparła uśmiechnięta. - Po tym jak on przyszedł na świat, jego ojciec zniknął. Ulotnił się. Mama zabrała swoje dziecko i ruszyła do Irlandii. Tam poznała mojego ojca. Zakochali się i urodziłam się ja - starała się streścić co chciała powiedzieć, ale było ciężko. -  Mój ojciec także się zniknął. Wtedy mama postanowiła uciec z Europy do ciotki Fiony, tu do Chicago. Tyle, że jej zdrowie psychiczne po rozstaniach upadło. - Ukradkiem spojrzała na swoją dłoń, co wyłapało wprawne oko detektywa. Zastanawiał się czy rękawiczka też ma coś wspólnego z jej mamą. - Zostawiła nas ciotce i wyjechała. To jedyna pamiątka po niej. - Zakończyła spoglądając na mężczyznę. Dalej trzymał jej naszyjnik w dłoniach. Czuł, że jeszcze wiele mają sobie do powiedzenia. Pokazując swoją troskę ucałował jej czoło. 
- Miłość potrafi namieszać w głowie - powiedział pewnie. Joylin przekrzywiła głowę niemo zastanawiając się co ma na myśli? Tematu, dlaczego Jay był taki zdystansowany na początku jeszcze nie poruszyli. Przypuszczała, że chodzi o zranione uczucia, ale nie chciała wtedy go naciskać. - Jemy? - zapytała nagle. Nie zamierzała robić też tego teraz. Przytaknął, po czym usiedli razem przy stole.


Tak minęły im prawie dwa tygodnie sielanki. Nie tylko na dobrym seksie, ale przede wszystkim na rozmowach, spacerach, śmiechu i drobnych gestach, które sprawiały, że oboje lepiej oddychali będąc bliżej siebie. Spędzali ze sobą każdą wolna chwile. Żadnej z nocy nie spędzili osobno. Podobało im się budzenie się w ramionach tej drugiej osoby. Czuli się szczęśliwi. Jay był tak zaabsorbowany Joylin, że zapomniał o urodzinach brata. By mu to wynagrodzić, zaprosił go do pubu "Four-leaf Clover".

- Spodobało ci się to miejsce, co? - zapytał Will, gdy zajmowali ten sam stolik co ostatnio.
- Tak, całkiem fajnie tu - odparł z uśmiechem. Przypomniał sobie ten raz na zapleczu - Bardzo fajnie... - musiał ukryć przed bratem rumieniec na twarzy, wiec zaczął szukać wzrokiem znajomej twarzy. Mówił Joy o swojej wpadce, i to był jej pomysł by ściągnąć Willa na drinka. Nie omieszkała wytknąć mu jego nieogarnięcia w typowy dla niej sposób. Starszy Halstead nie wiedział o związku brata z barmanką, właśnie dziś miał się dowiedzieć.
- Ta barmanka - Will zaczął wypytywać widząc rozbiegane spojrzenie Jaya. - Po to tu przyszliśmy? Wykorzystujesz mnie by ją spotkać? - Jay uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Tak, trochę masz rację - wyjaśnił. Zobaczył jak w ich stronę idzie brunetka z tortem, na którym żarzyły się race. - Albo i nie... - dodał wskazując na orszak urodzinowy. Dziewczyna zaczęła śpiewać "Happy Birthday to you", a Will o mało nie spad z krzesła. Cały bar hucznie odśpiewał tą piosenkę, po czym wielu z zebranych osobiście złożyło mu życzenia.
- Niesamowite - lekarz był prawdziwie wzruszony. - Dziękuję Jay - powiedział.
- To akurat nie moja robota - lekarz wydawał się nie rozumieć. - To pomysł Joylin - wskazał na barmankę.
- Jay mówił, że zapomniał o twoich urodzinach, więc pomyślałam, że chociaż tak zrekompensuje ci swoją gapiostwo. Kto to widział, zapomnieć o urodzinach brata? - Zaskoczenie lekarza było namacalne.
- Jay mówił? - zapytał podejrzliwie. Po czym Joylin przekrzywiła głowę zdając sobie sprawy, iż jej chłopak nie pisnął ani słowa o ich związku.
- Serio? - zawiedziona pokręciła głową. Oszczędziła mu kolejnych sarkazmów i zwróciła się bezpośrednio do starszego rudzielca. - Jay i ja spotykamy się - oznajmiła pewnie, Will zaśmiał się niedowierzając, więc dziewczyna złapała Jaya za koszulę i intensywnie go pocałowała.
- Kiedy to się stało? - Will spoważniał. Dostał zbyt wiele bodźców na raz.
- Dzień po tym jak wytrzeźwiał - odpowiedziała z humorem.
- Czyli masz kogoś od dwóch tygodni i nic nie mówisz? A ja się martwiłem, że nie odbierasz telefonów, bo masz doła.
- Nie ma - znów odpowiedziała za Jaya. Było to zabawne, więc wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Dobra ja wracam do pracy. Widzimy się potem. - rzuciła młodszemu Halsteadowi, a Willowi jeszcze raz złożyła życzenia zabierając tort. - Pokroje wam go.

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz