14.

45 8 11
                                    

Zajechała pod centrum handlowe swoim Chevroletem zastanawiając się co robi Jay. Kiedy poszła do sierżanta z informacjami, miała nadzieję, że pozwoli jej zostać dłużej. Chciała sprawdzić bazy danych, poszperać jeszcze w aktach, a nóż by coś znalazła. Najbardziej jednak chciała być z Jayem. Mieć pewność, że jest bezpieczny. Powrót do normalności, do życia bez pracy był ciężki. Natłok myśli zaprzątał jej głowę. Wszystko co do tej pory było zagłuszone przez chęć rozwikłania zagadki, teraz wychodzono na światło dzienne i krzyczało co raz głośniej. Sierżant wywalił ją z kopniaka za drzwi nie dbając o jej uczucia. Ale dlaczego miałby? Jest dla niego obcą dziewczyną, która w twarz rzuciła mu , że wini go za śmierć brata. Nie dziwi jej że wydarł się na nią i rozdzielił ją z Jayem. Nie lubiła go za to, ale rozumiała. Poza tym nie pracuje w policji. Nigdy tego nie chciała! Nie była szalona, ale teraz czuła jakby ktoś zabrał jej część jej życia. A może po prostu nie chciała bezczynnie siedzieć rozpamiętując traumę? Zmierzając do wnętrza myślała co powinna przygotować na wieczór. W końcu Jay obiecał jej romantyczny wieczór.

Mimo iż Jay prosił by trzymała się z dala od centrum, postanowiła pojechać do najbliższej galerii handlowej, a że mieści się ona w centrum, nie jej wina. Przechadzając się między sklepami zaczęła ziewać z nudy. Nie była typem pani domu. Gdy pracowała jadała na mieście, albo w pubie. Ostatnie dwa tygodnie nie wychodziła z domu, jadła dania trzyminutowe i nie miała czasu na zakupy. Tyle, ze zawsze ją to nudziło. Mijała kolejny sklep kiedy dostrzegła znajomą twarzy. Przystanęła ściągając brwi. Skąd ja ją znam!?, pomyślała. Blond włosy wystające z pod czapki kołysały się spięte w kucyk. Chwilę później otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. To była kobieta z nagrań. Była pewna w stu procentach. Spięte włosy w kitkę, czapka na głowie i koszulka z logo firmy kurierskiej. To na pewno była ona. Brunetka zrobiła krok w tył. Czuła jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Brakowało jej tchu. Przez głowę przebiegało milion myśli. Czemu ona tu jest? Czy chce znów coś wysadzić? A co jeśli już podłożyła gdzieś ładunek? Nie ma nic w rękach, ale to nie znaczy, że chwilę temu nie miała. Co powinna zrobić? Pierwszym jej odruchem było zadzwonić do Jaya.
- Cholera - zaklęła pod nosem. Z tego wszystkiego zapomniałam telefonu. Czy zostawiła go w aucie, czy w domu, nie miało teraz znaczenia. Przed nią stała morderczyni jej brata, a ona nie ma jak zawiadomić Jaya. - Cholera jasna - szepnęła ponownie. Co powinnam zrobić?, zadawała sobie to pytanie w myślach. Co zrobiłby Klaus? W przypływie odwagi na myśl o bracie ruszyła do środka sklepu. Nie miała planu, ale nie mogła dłużej stać bez ruchu i patrzeć na podejrzaną. - Przepraszam najmocniej - stanęła tuż na kobietą wybierającą jakieś kremy z półki. Ta spojrzała na nią spod czapki z dziwnym wyrazem twarzy. - Bardzo przepraszam - powtórzyła starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. Nawet uśmiechnęła się nerwowo. - To takie krępujące, ale czy mogłabym zadzwonić z pani telefonu? - rzuciła pierwsze co przyszło jej do głowy. - Zostawiłam swój w domu, mój chłopak ma mnie odebrać, a nie mam jak się z nim skontaktować. Obiecuje, że załatwię to szybko i będę cały czas tu przy pani, niech pani nie myśli, że to jakaś próba kradzieży czy coś. Ja...
- Dobrze - przerwała jej słowotok blondynka. Głos miała niski jak na kobietę i bardzo stanowczy. - Proszę - podała jej smartphone patrząc jak Joylin przyjmuje go od niej.
- Jest pani Aniołem - oznajmiła Joylin dusząc się tym zdaniem. Wbiła szybko numer Jaya na ekran po czym przyłożyła sobie telefon do ucha. Po drugim sygnale odebrał.


Czekanie na podejrzaną ciągnęło się w nieskończoność. Alarm jaki wszczął Adam okazał się być fałszywy. Sąsiadka dziewczyny powiedział, że Lucy, o którą pytają ona zna jako Jenny. I wcale nie ma o niej dobrego zdania. Po krótkiej rozmowie z kobietą wrócili do auta, wtedy zadzwonił telefon Jaya.
- Joylin? - zapytał sierżant z uśmiechem.
- Nie tym razem - odparł pokazując nieznany numer. - Halstead słucham.
- Cześć Kochanie, dzwonie z galerii niedaleko naszego domu. Zapomniałam telefonu. Miła pani kurier użyczyła mi swojego bym mogła do ciebie zadzwonić. Odbierzesz mnie? - zapytała. Jay zaskoczony, że to Joy nie załapał na początku całego kontekstu. Jedyne co przykuło jego uwagę to sposób w jaki mówiła.
- Joy, jestem z Hankiem...
- Tak, wiem, zabierz tatę ze sobą. - Rzuciła szybko przerywając mu. Coś ewidentnie było nie tak.
- Joy wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, tak. Po prostu wstyd mi, że jestem taka roztrzepana. - Odparła chichocząc nerwowo. - Dobrze, czekam na ciebie przy wejściu. Przyjedź szybko, pa. - rozłączyła się szybko nie dając mu szansy odpowiedzieć. Halstead nie rozumiał co właśnie się stało.
- Czy ona powiedziała "zabierz tatę ze sobą"? - Hank słyszał wszystko co mówiła Joylin. Zaniepokojony szybciej łączył fakty niż jego podwładny.
- Chyba tak, powiedziała, że dzwoni od jakieś... - I w tym momencie Jay zrozumiał. - Ona z nią jest. Cholera!
- Mądra dziewczyna - pochwalił ją Voight odpalając silnik. - Mamy jej numer i położenie! - wyjaśnił zadowolony. - Adam, zbierajcie się jedziemy do centrum na Greenstreet. - Powiedział do radia odjeżdżając.

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz