6.

56 8 16
                                    

Czerwiec.

Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Z pierwszego rzędu, wysoki blondyn z dobrze zaznaczona szczęką i dziwnie bezczelnym uśmiechem rzucił tekstem do detektywa:
- Jak my mamy się czegoś nauczyć od kogoś, kto nie daje sobie rady z psycholem terroryzującym miasto. - Jay oniemiał. Od prawie miesiąca szkoli tą grupę. Co dzień zjawia się na ich zajęciach mimo tego chaosu, który wywołał Sędzia. Robi co może by na koniec wyszli jako jedni z najlepszych gliniarzy w Chicago. A tu nagle dostaje w twarz takim tekstem? I to od kogo? Od rekruta, który wcale nie błyszczy wynikami. W zasadzie nie powinien się dziwić. Od początku ma z gościem problemy. Od pierwszych zajęć śmieszkuje i podchodzi do jego osoby bardzo pretensjonalnie. Uważa się za najlepszego, mimo iż jest przeciętny. Halstead próbował z nim to wyjaśnić, jak widać bezskutecznie. Dwadzieścia par oczu wpatrywało się teraz w instruktora oczekując odpowiedzi. Jeśli da się sprowokować będzie przegranym w tej potyczce, ale ile można odpuszczać? 
- Ty, Meyer. - Nagle na sali pojawiła się Trudy, Jay mimo szoku zdarzył tylko zatrzymać ją gestem dłoni. Platt przystanęła zaciekawiona co zamierza detektyw.
- Skoro tak uważasz - szepnął pocierając dolną wargę kciukiem. Myślał nad czymś, ale nie był pewny czy powinien wykonać swój pomysł. Już dawno miał ochotę przywalić blondynowi, ale nie wypadało. Może teraz będzie miał okazję.  - Niech będzie. 
Przeszedł na jedną z mat leżącą na środku sali. Zdjął buty i podciągnął nogawki dresu. Stanął na środku odwracając się do zebranych.
- Meyer - krzyknął. Przywołując go kiwnął prowokacyjnie palcem. - Rozwiążemy to jak należy.
- Halstead  - Trudy podeszła do maty stając między detektywem, a rekrutem - Chcesz się z nim bić?
- Nie, zamierzam go czegoś nauczyć.
- Nie odstawiaj tu Karate Kid, po prostu oblej gościa albo...
- Pani sierżant, proszę - przerwał jej. - Od początku radzę sobie z nimi według regulaminu. Czas spróbować czegoś innego. W końcu sama mówiłaś, że instruktor ze mnie żaden, ale jako Ranger robię wrażenie. - Platt odpuściła pozwalając rekrutowi stanąć na macie. Chciała mu nawet życzyć powodzenia, ale jedyne co cisnęło jej się na język to: "Jaką zamówić ci trumnę?", więc zostawiła to dla siebie. Jay i Meyer byli tego samego wzrostu, tyle, że Jay wydawał się bardziej wątły. Rekrut miał bardzo dobrze zbudowana masę mięśniową i kiedy tylko instruktor zawołał go na mate zaśmiał się na głos. Czuł się wygranym. Był bardzo pewny siebie.
- Dobra, zróbmy tak. Jeśli mnie pokonasz, powalisz tak bym nie wstał, zaraz podpisuje twój egzamin jako zdany i oddelegują cię do pomocy przy sprawie. Poproszę nawet sierżanta Voighta by przyjął cię do zespołu. - Oczy rekruta rozbłysły. Voight lata swojej świetności miał za sobą, ale wciąż wywiad był jednym z najbardziej pożądanych przydziałów w policji. - Jeśli jednak ci się nie uda, oblewasz egzamin, tym samym wylatując z akademii.
- Słucham? - zestresowany lekko rekrut przełknął strach. Patrząc na detektywa myślał o tym co zyska, od razu powróciła mu się wiara w zwycięstwo. - Czyli co? Mamy cię znokautować? - zadrwił, tłum się zaśmiał.
- Możesz spróbować - oznajmił stawiając wyzwanie blondynowi.

Pięć minut później rekrut leżał już na macie. Bez sił, zakleszczony w dźwigni Jaya, jaką założył mu na nogę. Prawie płakał z bólu nad pękniętą dumą. Gdy odklepał, Halstead wstał otrzepując się i wymienił pełne zadowolenia spojrzenie z Platt.
- Trzeba było tyle gadać? - pytał przeciwnika. - Słuchajcie - zwrócił się do tłumu. - Nie interesuje mnie czy wam się podobam jako instruktor czy nie. Jesteście tu dla siebie, nie dla mnie. To wy macie za trzy miesiące wyjść z tej akademii na ulicę miasta, które może być zrównane z ziemią do tego czasu. Chaos, jaki wprowadził Sędzia, nie jest powodem do żartów. Tam giną ludzie pod gruzami. Macie na tyle jaj by pokazywać palcem kto sobie nie daje rady??? - spojrzał na panią sierżant, która w milczeniu czekała na dalszy wywód detektywa. - Jutro zamiast tu, stawicie się wszyscy przed 21 posterunkiem. Sierżant Platt da wam coś do roboty. Będziecie aktywnie uczestniczyć w tym co się dzieje, żeby nikt nie musiał mówić, że to my jesteśmy nieudolni. - Kończąc zerknął na wciąż siedzącego na macie rekruta. Dał mu popalić, ale miał nadzieję, że to go czegoś nauczy.

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz