15.

61 5 24
                                    

Dym i kurz spowił całe wnętrze centrum handlowego. Zewsząd skrzyły się wystające pozrywane kable, a odłamy blachy wisiały na ostatnich cienkich łączeniach. Gdzieniegdzie widać było palące się przedmioty, które zajęły się od ognia jaki wywołała eksplozja. Wszystko wyglądało jak obraz po apokalipsie. I tak też odczuwał to detektyw, który dusząc się zakrywał twarz ramieniem. Dym szczypał go w oczy, tak że nie był już pewny dlaczego po jego polikach spadają pojedyncze krople. Szedł naprzód pchany paniką i nadzieją. Bał się co może znaleźć, ale wciąż w jego głowie świtała myśl, że nie będzie tak źle.
- Jay! - z radia wydobywał się zakłócony głos Voighta. - Wyjdź stamtąd natychmiast! - rozkazał. Halstead nie zamierzał jednak wykonać jego polecenia. Szedł przed siebie nie znając nawet miejsca gdzie powinien szukać. To trwało wieczność. Organizm odmawiał mu posłuszeństwa. Dusił się i ledwo dotarł do przestrzeni gdzie było mniej dymu. W końcu coś mógł zobaczyć. Skala zniszczenia w tym miejscu była największa. Nie było piętra ani ruchomych schodów. Zostały tylko resztki blachy i dużo szkła. Dach wpadł do środka, a metalowa konstrukcja zwisała kawałkami nad środkiem holu. Podmuchy wiatru wpadając do wnętrza rozprzestrzeniały pożar.
- Joylin! - krzyknął z desperacją. - Odezwij się! - głos mu drżał tak jak i nogi, które stały się miękkie jak z waty. To był koszmar. Szukał jej wzrokiem, ale nie był w stanie niczego dostrzec. Nagle upadł potykając się o jedną z blach. Rozciął sobie przy tym nogę. Z resztką nadziei podniósł wzrok i wtedy zobaczył bezwładnie leżące ciało ukochanej przygniecione kawałkiem blachy. Czołgał się do niej ogarnięty przerażeniem. - Joy - złapał jej twarz w dłonie. Była obita i krwawiła z ucha, jej włosy posiwiały od pyłu. - Obudź się! - potarł jej mostek knykciami chcąc by otwarła oczy, niestety zdało się to na nic. - Proszę cię... - Był na skraju załamania.
- Jay! - za policjantem pojawił się Hank. - Co z nią? - zapytał. Nie mógł się powstrzymać, wbiegł do wnętrza mimo zakazów jakie usłyszał od parkującego właśnie wozu 81. Musiał pomóc swojemu człowiekowi.
- Nie wiem, oddycha, ale... - przerwał mu głośno nabierany przez Joy haust powietrza. Potem zaczęła kaszleć.
- Dzięki Bogu - westchnął tuląc ją do siebie. W tym czasie dotarli do nich strażacy.
- Zbierajcie się stąd, to wszystko zaraz runie. - krzyknął Severide. Jay zarzucił sobie ręce dziewczyny na szyję po czym wsunął rękę pod jej nogi i uniósł.
- Czekaj - zatrzymała go dusząc się dymem. -  Ona tam jest! -  Joy wskazywała w bliżej nieokreślonym kierunku. - Musicie ją znaleźć! - Barmanka nie miała siły mówić więcej, ale szeptem powtarzała, by pomóc tamtej kobiecie. 
- Cruz - krzyknął porucznik. - Wyprowadź ich. My sprawdzamy dalej.

Brudni i kaszlący szli w stronę karetki. Przyglądał im się z ulgą oddział, który z zapartym tchem czekał co się wydarzy. Na szczęście Voight i detektyw z dziewczyną na rękach cało wyszli z tego gruzowiska. Joylin straciła przytomność, a po podpięciu jej do monitora medycy nie mieli zadowolonej miny.
- Musimy zawieść ją do Med - oznajmiła pewnie szatynka zamykająca drzwi karetki. - Jay jedziesz z nami? - zapytała. Halstead w szoku nie potrafił odpowiedzieć. Za niego przytaknął Hank i praktycznie wepchnął do karetki. Odjechali na sygnale zostawiając wszystkich w niepewności.


Po przyjechaniu do Med zajęli się nimi lekarze. Joy przejął doktor Rhodes, Jayem zajął się doktor Choi. Terrorystka wpadła w ręce dr Bekker. Nie było z nią dobrze, dlatego szybko trafiła na stół operacyjny. Na izbie panował ogólny chaos. W wybuchu ucierpiało jeszcze kilka innych osób w tym Hank, który przez wdychanie dymu zaczął mieć problemy z płucami. Jay mimo zaleceń bardzo szybko wymknął się ze swojej sali, by patrzeć na ręce Connorowi. Lekarz robił co mógł by ustabilizować pacjentkę. Co chwila piszczały jakieś urządzenia, a w żyły Joy były wciskane substancje, których nazw nie mógłby powtórzyć nawet gdyby bardzo się skupił. Z duszą na ramieniu i splecionymi rękoma na piersi czekał na informacje. Widok bezbronnej brunetki osłabiał go jeszcze mocniej. Bał się jak nigdy wcześniej.
- Co z nią? - Hank podszedł do Jaya stojącego jak smutna płacząca wierzba.
- Nie mam pojęcia - odparł mu drżącym głosem. - W karetce się zatrzymała. Stabilizują ją, ale... - załamał mu się głos. By ukryć łzy zakrył twarz ręką.
- Wyjdzie z tego. Jest silna - pocieszał go sierżant. 
- Hank, Jay? - Will dopiero co pojawił się w pracy. Został ściągnięty wcześniej, ale nikt nie powiedział mu, że jego brat jest w szpitalu. Zerkając do sali zrozumiał co jest powodem ich obecności. - Sprawdzę co z nią - powiedział serdecznie klepiąc brata w ramię. Kiedy to powiedział Jay uniósł wzrok. Chciał widzieć twarz Willa. Z niej mógł wyczytać jak stoi sytuacja. Doktor Halstead potakiwał na słowa kolegi, przeczytał coś na tablecie i spojrzał na monitor. Potem odwrócił się do Jaya z wyrazem twarzy jaki wskazywał najgorsze. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 30 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rekrut - CHICAGO PD (FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz