Rozdział 15

14 3 6
                                    

(Erberoon)

Nocą, gdy strugi deszczu lały się z nieba gęstą kurtyną, a zaciągnięte czarnymi chmurami niebo przecinały świetliste błyskawice, przez leśną drogę mozolnie przedzierały się potężne rumaki, z łoskotem ciągnąc za sobą rozchybotane wozy. Ich kopyta zapadały się głęboko w błotnistą maź, a z pysków przy akompaniamencie przejmującego rżenia, raz po raz wydobywały się kłęby pary. Ponury konwój niezauważenie minął pogrążone we śnie miasteczko, wspinając się na niewielkie wzniesienie, na którym o brzasku pojawiło się coś, o czym żaden z mieszkańców nigdy nie słyszał. Erberoon tej nocy odpoczywało w oczekiwaniu na nadchodzące święto. Miejscowi liczyli na rozpogodzenie po nagłym załamaniu pogody i chłodach poranka. Nikt nie pomyślałby, że niezapowiedziani goście nawiedzą miasteczko, nie bacząc na mrok i niepogodę.

Imagiory nie spała. Jako jedna z niewielu czuwała niemal do wschodu słońca. Nocą, zamknięta w swoim pokoju, wtulona w pierzynę ogrzewała się przy wypełnionej drwami kozie. Nie musiała przejmować się resztą domu. Ojca nie było, toteż nie było potrzeby rozpalania kuchennego pieca. Przeglądała zielniki starej szeptuchy, obserwując rozżarzone do białości pęknięcia na niebie, które rozrastały się niczym rysy na szkle, by w chwilę później bezpowrotnie zniknąć. Wsłuchiwała się w dźwięki grzmotów i bębnienie kropli deszczu o szyby. Lubiła burzę. Uwielbiała zapach ziemi po obfitych opadach i powietrze przesiąknięte orzeźwiającą wilgocią. Wyczekiwała poranka i spotkania z przyjaciółmi.

***

Na krótko przed południem stanęli u stóp wzgórza, przyglądając się osobliwej konstrukcji. Ciężkie, materiałowe ściany szkarłatnego namiotu łopotały na wietrze, a zatknięta u jego szczytu chorągiew wydawała się wić niczym żmija ponad strzelistym dachem. Budowla ta, tak wielka, że mogłaby pomieścić w sobie miejski ratusz wraz z jego dwiema wieżyczkami, wystawała ponad pobliskie drzewa. Zdominowała krajobraz, budząc zdziwienie i podziw zbierających się na okolicznych łąkach ludzi. Jednocześnie było w niej jednak coś niepokojącego i nikt, komu towarzyszyło owo uczucie, nie miał pojęcia, co mogło je powodować.

Liliana uznała, że jej przyjaciele milczą zdecydowanie za długo, wgapiając się w budowlę, z niezdrową z jej punktu widzenia fascynacją. Wzdrygnęła się mimowolnie. Potarła dłońmi ramiona, zupełnie jakby było jej zimno, mimo iż pogoda po porannym przymrozku rozpieszczała przyjemnym ciepłem.

– Wróćmy lepiej na festyn. Mieliśmy spędzić ten dzień na święcie Siejby – nieśmiało podjęła konwersację. – Nie podoba mi się to miejsce. Przyprawia mnie o ciarki. – Spojrzała na żywo zainteresowaną jej reakcją Imagiory oraz kompletnie niewzruszonego Hugona. – A was nie?

– Chyba nie – odparła po namyśle Imi. – Wydaje mi się, że to po prostu jakaś wędrowna trupa. Dużo tam obcych ludzi, wozów i koni. Nie wiem tylko, czym jest ten ogromny namiot. Nie ciekawi cię to?

Liliana dokładniej przyjrzała się dziwacznej, nieznanej jej strukturze. Klarowny widok utrudniało świecące tuż za spadzistym dachem słońce. Raziło w oczy, a te łzawiły jak przy krojeniu cebuli.

– Co znaczy... – Zmrużyła powieki – cyrk? – zapytała.

– Też się właśnie nad tym zastanawiam – odezwał się Hugon.

Stał dwa kroki za nimi w lekkim rozkroku. Z rękoma założonymi na całkiem pokaźnie zaokrąglonym brzuchu, wyglądał bardziej misiowato niż zwykle. Liliana od pół roku wytykała mu, że powinien zrzucić choć trochę wagi. Mówiła, że niewiele brakuje, a łatwiej będzie mu toczyć się niż chodzić. Dziwnym zbiegiem okoliczności, sugestia ta wyszła z jej ust akurat wtedy, kiedy zbliżyła się do mężczyzny bardziej niż kiedykolwiek. Hugon twierdził, że postara się schudnąć, ale zamiast tego, podczas zimy udało mu się jakimś cudem przybrać ładnych parę kilogramów. Liliana nie komentowała tego jakże spektakularnego fiaska. Zamiast tego, coraz częściej i chętniej przebywała z nim sam na sam. Mimo że starali się ukrywać ze swoimi uczuciami, Imi nie raz widziała ich przyklejonych do siebie gdzieś na ulicach miasta. Jej drobniutka, niewysoka przyjaciółka dosłownie ginęła w uściskach rosłego, pucołowatego chłopaka. Imagiory cieszyła się, że pomiędzy tą dwójką dobrze się układa. Choć po prawdzie, jej zdaniem już dawno powinni oficjalnie się związać i założyć rodzinę.

SZKARŁATNA CELAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz