(Erberoon)
Zmętniała słoneczna tarcza opadała wolno za horyzont, wtulając krągłe oblicze w puszyste kłęby białych obłoków. Długie cienie kładły się przeróżnymi kształtami na skutą lodem ziemię, by w pewnym momencie złączyć się w jedną ciemną masę. Wraz z nastaniem nocy wszelkie hałasy zamierały. Zastępowała je kojąca cisza, przerywana od czasu do czasu pohukiwaniem sowy, czy dźwiękiem ochoczo rozgryzanych ziaren, które to myszy wykradały z piwnic i spichlerzy. O tej porze roku, gdy na drzewach brakowało liści, a uschnięte źdźbła traw znikały pod grubą warstwą śniegu, odgłosy te zdawały się być wyjątkowo głośne.
Niewielkie okienka, osadzone w drewnianych, nadpróchniałych framugach pokrył szron, zdobiąc je kruchymi, misternymi wzorami. Za tymi nietrwałymi zimowymi witrażami, w bladym blasku lampy naftowej przechadzała się młoda, ciemnowłosa kobieta, odziana jedynie w zwiewną halkę. Ukryty za wysokimi cisami mężczyzna śledził każdy jej ruch lubieżnym, chciwym wzrokiem.
Piękna córka sąsiadów od wielu lat stanowiła obiekt jego westchnień. Z początku był nią jedynie zauroczony. On, młody wówczas chłopak z niewyraźną szczeciną pod nosem. Ona, urocza nastolatka, która dopiero przeobrażała się w kobietę. Tak śliczna, że niejeden na jej widok przystawał, aby lepiej się jej przyjrzeć i nacieszyć oczy. Nikt jednak nie darzył nigdy dziewczyny równie wielkim uczuciem, co Rupert. Przez lata starannie je pielęgnował... a wszystko na próżno. Frustracja i poczucie odrzucenia przeobraziły niewinne zauroczenie w puste żądze. Jedyne co teraz czuł, to pożądanie. Z lubością przyglądał się zarysowanym pod cienkim materiałem krągłością bioder. Z narastającą euforią obserwował, jak jej obfite, jędrne piersi podskakują ciężko przy każdym postawionym kroku. Gdyby tylko był pewien, że kobieta jest w domu sama, wtargnąłby do środka i zdarłszy z niej odzienie, wziąłby ją, nie bacząc na łzy i protesty.
Oparł się tymczasem o odsłonięty pień drzewa. Opuścił drżącą rękę w kierunku krocza i spróbował rozsupłać podtrzymujący spodnie węzeł.
– Mam nadzieję, że chciałeś się tylko wysikać – usłyszał zza pleców.
W ułamku sekundy zapomniał o nieustępliwym suple. Z sercem podchodzącym do gardła, obrócił się w kierunku nieoczekiwanego gościa. Na widok rosłego chłopaka, nogi zmiękły mu, zmieniając się w dwa bezużyteczne kawałki galarety. Zachłysnął się powietrzem. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Chciał się jakoś wytłumaczyć. Rozpaczliwie szukał odpowiednich słów. Nim jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie przyszło mu do głowy, zobaczył wielką, zaciśniętą pięść nieuchronnie zbliżającą się ku jego zbladłej twarzy. Usłyszał chrzęst łamanego nosa i poczuł promieniujący ból. Usta i brodę zalała ciepła, gęsta ciecz. Nie zdążył do końca zanotować pierwszego ciosu, bo zaraz pojawił się kolejny, a potem następny i następny. Ukojenie przyniosła dopiero utrata przytomności.
Mężczyzna, który nakrył zboczeńca na gorącym uczynku, z nieskrywaną odrazą wytarł dłonie w lniane nogawki i na odchodne splunął na nieprzytomne ciało. Domostwo kryte grubą pierzyną strzechy, dociskającej swoim ciężarem ściany z niedoszlifowanych bali, do wyłożonego paloną cegłą podłoża, górowało ponuro nad pokrytym plamami krwi, białym puchu. Młodzian wszedł na prowadzącą do niego żwirową ścieżkę. Zerkając na kobietę, kręcącą się niespokojnie za oknem, skierował się ku starym, sękatym drzwiom, przezornie uszczelnionym owczą wełną na wypadek siarczystych mrozów.
CZYTASZ
SZKARŁATNA CELA
Fantasy"Nocą, gdy strugi deszczu lały się z nieba gęstą kurtyną, a zaciągnięte czarnymi chmurami niebo przecinały świetliste błyskawice, przez leśną drogę mozolnie przedzierały się potężne rumaki, z łoskotem ciągnąc za sobą rozchybotane wozy. Ich kopyta za...