Rozdział 12

95 9 8
                                    

(Attala)


Podczas gdy Servius wraz z czwórką zaufanych ludzi zajęli się bezpieczną ewakuacją króla, Robern w towarzystwie nielicznego oddziału najwierniejszych podkomendnych przemieszczał się plątaniną pomieszczeń i względnie ukrytych ścieżek ku miejscu spotkania ze wskazanym przez Leopolda człowiekiem.

Zarówno pod spichlerzem, jak i na głównym dziedzińcu rozpętywał się chaos. Wróg i straże przepychali się w nacierających na siebie z różnych stron, nieskoordynowanych falach. Odgłosy walki niosły się również z okolic koszar, a kolejne pożary wykwitały nad dachami niczym gorejące kwiaty nenufarów. Praktycznie calutka zachodnia część objęta została działaniami zbrojnymi. Informacja o zdradzie dodarła do władcy zbyt późno. Brakło możliwości szybkiej reakcji, zabezpieczenia zamku i stolicy. Jednak pomimo niesprzyjających okoliczności, należało działać. Tym bardziej że na ulicach miasta zbierały się już tłumy gapiów, obserwujących dym wznoszący się zza murów królewskiego dworu.

W miarę posuwania się do przodu, Robern oddelegowywał kolejne osoby, powierzając im planowane naprędce dyspozycje: a to przeprowadzenie rozpoznania w poszczególnych segmentach zabudowań i na fortyfikacjach, a to umocnienie bram, a to przekazanie tymczasowego dowództwa swemu zastępcy wicegenerałowi Dantemu, jak również zajęcie się pożarami i zlęknionymi mieszczanami. Myśleć musiał intensywniej niż zwykle. Ważne wydawało mu się także naszykowanie odpowiednich koni, dzięki którym bez zwłoki, wraz z księciem będą mogli anonimowo opuścić stolicę i przede wszystkim, co rozkazał na samym początku, odnalezienie i wstępne wprowadzenie w skąpe szczegóły misji, rzeczonego Klemensa. Kimkolwiek był ów człowiek, musiał dostać choć trochę czasu na adaptację do niespodziewanej sytuacji. Musiał zdążyć, przygotować się zarówno mentalnie, jak i czysto fizycznie przed ich bardzo rychłym spotkaniem.

Im dalej w głąb przepastnego dworu, tym ludzi mu ubywało, aż w końcu został zupełnie sam.

Wobec ogólnego zamętu, samotne przemieszczenie się głównymi ciągami komunikacji stanowiłoby zbyt wielkie ryzyko dla najwyższej stopniem osoby w kraju. Zrezygnował więc z odsłoniętych chodników i częściej używanych komnat z dodatkowymi przejściami dla służby, na rzecz nieznanym dworzanom, a znanym jedynie wąskiemu gronu wtajemniczonych, skrótów. Były to drogi bardziej nawet tajne niż owe ukryte ścieżki, którymi prowadził parę chwil wcześniej, kurczący się oddział.

Tak też dotarł w pozornie ślepy zaułek. Stanęła przed nim solidna ściana z ciosanego w kostkę kamienia. Niby niepasująca do drewnianych, zbudowanych z dębowych paneli wnętrz, ale na swój sposób współgrająca z surowym wystrojem tej części pałacu. Robern schował prewencyjnie dobyty miecz do pochwy i skrupulatnie odliczył osiem cegieł od dołu oraz piętnaście od prawej. Popchnął wybrany kamień, aż ten wszedł w głąb ściany na głębokość łokcia. Jak na tak pokaźny kawał granitu, przesuwał się wyjątkowo lekko. Poszperał dłonią w pustej przestrzeni znajdującej się nad nowo utworzonym wąskim otworem, natrafiając na niewidoczny dla oczu skorodowany łańcuch. Pociągnął za niego, wprawiając w ruch zmyślny mechanizm. Po krótkiej serii zgrzytów i skrzypnięć dębowy panel po lewej nieznacznie się uchylił. Robern nacisnął wsunięty kamień, a ten, napędzany niejasną siłą, wrócił na swoje miejsce w akompaniamencie cichego tarcia skały o skałę. Generał nie zamierzał tracić ani chwili. W pośpiechu przesunął sekretne drzwi, odsłaniając tonący w ciemnościach korytarzyk. Tajemne przejście było tak wąskie, że mogło pomieścić jedną osobę na raz i tak niskie, że dorosły mężczyzna musiałby iść przezeń przygarbiony. Robernowi nie trzeba było się schylać. Końcówki czarnych sterczących w nieładzie włosów ledwie muskały łukowaty sufit. Stanął wewnątrz wyprostowany i zamknął za sobą ciężki panel.

SZKARŁATNA CELAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz