12.

765 122 61
                                    

Ten dzień należał do tych pochmurnych. Nie znosiłem kiedy w powietrzu coś wisiało. Tak jakby z niewiadomo jakich powodów miałem przeczucie, że coś się wydarzy. Zamyślony do granic możliwości, poszedłem na sesję, na uczelnię, a popołudniu wciąż czułem, ze cos jest nie tak. Jakby cisza przed burzą.

Po ciężkim dniu byłem strasznie głodny, pierwsze co zrobiłem to udałem się do kuchni. Zabrałem się za przygotowywanie ramenu, gdyż nie miałem siły na nic bardziej wymagającego. Kręciłem się między meblami, a kiedy czekałem, aż danie się zagotuje udałem się na chwilę na balkon by oczyścić myśli. Uwielbiałem widok z tarasu, lubiłem przestrzeń i widok ruchliwej ulicy. Pozwoliłem by chłodny wiatr otulił moje ciało, obserwowałem ludzi, którzy przemierzali alejki.

Zastanawiałem się co robił Felix, ostatnio coraz częściej o nim myślałem. Jak opętany szukałem śladów przemocy na jego ciele, byłem pewien że ktoś go krzywdził. Analizowałem każdy ślad jaki zobaczyłem, wyobrażałem sobie w jaki sposób powstały i gotowało się we mnie. Mogłem się tylko domyślać.

Kiedy od moich nozdrzy dotarł intensywny zapach ramenu, wróciłem do środka wyłączając palnik. Już miałem przygotowywać sobie miejsce do zjedzenia posiłku, kiedy usłyszałem głośne otwarcie drzwi. Drewno odbiło się głośno od ściany by kolejno samo z mocnym trzaskiem zamknąć się za drobną osóbką. Blondyn ciężko oddychając pobiegł do łazienki ledwo zamykając za sobą drzwi. Przed oczami mignęło mi tylko coś czerwonego na twarzy młodszego, po czym ten zniknął w innym pomieszczeniu. To były sekundy, od razu pobiegłem za nim.

I widząc zapłakana, ale i zakrwawioną twarz młodszego, który w ubraniach stał pod strumieniem wody, szorstką gąbką próbując wyszorować swoje ciało myślałam, że się rozsypuje na kawałeczki. Młodszy płakał jak w amoku.

Na drżących nogach wszedłem pod prysznic nie dbając o to, że zmoknę. Smutek który mnie ogarnął był nie do opisania, miałem wrażenie, że przenika w moje kości i paraliżuje mnie. Ostrożnie złapałem go za nadgarstek uniemożliwiając mu kaleczenie gąbką swojego ciała.

- Puszczaj mnie! - wydarł się, a krzyk był tak przeraźliwy, że aż serce mi pękało.

Nie posłuchałem jednak jego żądania, po prostu przyciągając go do swojego torsu. Otuliłem go ramionami, dając mu najczulsze przytulenie jakie kiedykolwiek przeżył.

- Jesteś bezpieczny. Przy mnie nic ci się nie stanie. - wyszeptałem i to puściło hamulce chłopaka.

Lee zaczął szlochać jakby obrywali go ze skóry. Ten płacz przesiąknięty był bólem, którego nie dało się opisać słowami. Zaciskał pięści na mojej koszulce, łkając jak nigdy wcześniej. Nie obchodziło mnie, że woda jest chłodna i właśnie moknę, nie miało znaczenia, że biała koszulka którą miałem na sobie, zabarwi się krwią jasnowłosego. Liczył się tylko piegusek w moich ramionach i to by ukoił swój ból.

Głaskałem jego kark, całowałem czubek jego głowy, już nawet mi łzy mieszały się z wodą spod deszczownicy. Nie potrafiłem znieść tego cierpienia, bolało mnie wszystko, czułem, że nie mogę oddychać.

- Błagam cię nie płacz już. - poprosiłem, ale to nic nie dało.

Minęły minuty a może godziny, kiedy piegusek już tylko drżał w moim uścisku i cicho pociągał nosem. Niepewnie odsunąłem go od siebie patrząc na zapłakana i zmasakrowaną twarz. Rozwalona warga i łuk brwiowy z którego sączyła się ciecz, krwiak pod okiem, oczy same zaszkliły się widząc ten obrazek przed sobą.

- Kto ci to zrobił? - zapytałem jeszcze opanowanym tonem.

Nowe łzy wypłynęły na poliki chłopaka. Spuścił głowę, jakby się wstydził.

𝓦𝓮 𝓬𝓪𝓷'𝓽 𝓫𝓮 𝓯𝓻𝓲𝓮𝓷𝓭𝓼 ~| hyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz