𝑻𝒊𝒌, 𝒕𝒂𝒌...

562 45 75
                                    

~~~~~~~~~~~~~
𝑷𝒊𝒂𝒕𝒆𝒌, 13 𝒑𝒂𝒛́𝒅𝒛𝒊𝒆𝒓𝒏𝒊𝒌𝒂 2023

𝑬𝒅𝒈𝒂𝒓

Tik, tak...

Tik, tak...

Tik, tak...

Trzask.

Rozwaliłem zegar w moim pokoju o kolano. Okropnie bolało, ale od niedawna jak słyszę jakikolwiek  dźwięk, wkurza mnie to niemiłosiernie. Przestałem chodzić do szkoły przez wrażliwość na dźwięki; odwracanie kartek, tykanie zegara, szeptanie uczniów, to mnie przerastało. Już nie, bo nie chodzę do szkoły, mimo niezgody rodziców. Codziennie gdy mama wraca z pracy, stresuję się o nową dramę którą stworzy. Mógłbym poprostu iść do szkoły i wziąść się w garść, ale... poprostu nie umiem.

Dźwięki mnie przerażają.

Szkoła mnie przeraża.

Moje myśli mnie przerażają.

Wszystko mnie przeraża.

Rzuciłem zniszczonym zegarem w kupę ciuchów w rogu mojego pokoju. Niektóre są czyste, a niektóre śmierdzą potem. Z resztą, nie obchodzi mnie to. I tak jestem w tej samej piżamie dwa tygodnie, siedząc w łóżku. Wychodzę tylko do toalety i kuchni, by uzupełnić zapasy. Moje włosy są tłuste i swędzą. Mój pokój śmierdzi, spleśniałym jedzeniem i śmieciami. Nawet nie kryję ran, które zadaje sobie każdej nocy. I tak siedzę pod kordłą cały dzień. Nie mam sił. Chciałbym mieć siły na cokolwiek innego niż jedzenie i przeglądanie telefonu. Chciałbym poprostu... żyć normalnie. Bez ciągłego smutku i depresji, z SIŁAMI do czegokolwiek.

Koniec spokoju. Jest prawie szesnasta, co wiem dzięki mojemu telefonowi, bo zegar rozwaliłem. Chowam więc telefon pod łóżko, aby mama gdy przyjdzie z pracy mi go nie zabrała.

Słyszę otwarcie odrzwi na dole. Wiem więc, że mama już przyszła, a panie drogi, jezu, nie chce mi się z nią męczyć. Zawsze na mnie krzyczy, a ja nie wiem co jej to niby da, skoro i tak nie pójdę do tej budy. Martwi się tylko o to, że zostanie wezwana do szkoły przez nieobecności.

Nagle słyszę, że wchodzi po schodach, do mnie.

Już się szykuję mamo, możesz się drzeć w niebogłosy!! Tylko uważaj, żeby sąsiedzi się nie skapneli.

Patrzę na otwierające się drzwi. Odziwo... mama jest spokojna.

"Zbieraj się" powiedziała krótko i na temat. "I się umyj. Wyglądasz okropnie." dopowiedziała oschłym tonem.

"Dzięki" powiedziałem sarkastycznie i odwróciłem wzrok. Nagle nadeszła mnie realizacja tego co powiedziała na początku. Miała już zamykać drzwi, ale krzyknąłem:

"Czekaj!" spojrzałem na mamę, kiedy znowu otworzyła drzwi. "Gdzie niby mam się zbierać?" zapytałem ciekawy.

"Do internatu" odpowiedziała i trzasnęła drzwiami. Opadły mi ramiona i patrzyłem się na drzwi z niemiłym zaskoczeniem.

Ja, Edgar, mocarny emos, mam mieszkać Z KIMŚ, w INTERNACIE, i być zmuszonym CHODZIĆ DO SZKOŁY?

Ja. pier. dolę.

Niechętnie siadłem na łóżku po turecku, z głową w stronę ściany, opierając czoło o zimną powierzchnię, zalewając się łzami na myśl o wyjściu z domu po tylu miesiącach gnicia w domu. Oczywiście oprócz nieczęstego wychodzenia do szkoły. Zamknąłem oczy pozwalając łzom wypłynąć z moich oczu, nawet nie szlochając. Poprostu... sam nie wiem. Wreście wstałem po kilku minutach bezmyślnego wpatrywania się w sufit. Odrazu po stanięciu na nogach westchnąłem i jęknąłem marudząc.

Wziąłem czyste ubrania z podłogi, czyli czarną oversized koszulkę z czaszką, zwykłą czarną bluzę zapinaną i oczywiście za dużą, a spodnie wziąłem czarne oversized spadochrony z różowym neonowym pasemkiem po bokach i czyste gacie jak i skarpetki. Oczywiste jest to, że są czarne i fioletowe.

Z ciuchami w ręku poszedłem do toalety, aby kurwa zmyć z siebie cały ten pot i brud zgromadzony przez dwa tygodnie. Jak mam pojechać cały brudny z włosami jak olej kujawski do miejsca publicznego? No właśnie. Pomijając chęć siadnięcia na podłodze łazienki i poprostu rozryczenia się, rozebrałem się, ściągnąłem bandarze z nadgarstków i ud aby wkońcu wskoczyć pod prysznic. Włączając wodę wybrałem najgorętszą temperaturę, aby parzyło. Lubię ból, poprostu sprawia mi to ulgę.

Patrząc na moje pocięte nadgarstki i czerwieniącą pod wodą skórę, wstrząsnąłem głową, aby odsunąć wszystkie napływające myśli. Gdy wyszedłem z wody zauwarzyłem, że bezmyślnie zdrapałem strupy na moich nadgarstkach, z których zaczęła sączyć się krew, ale zignorowałem to i ubrałem się.
Spoglądając na lustro naprzeciwko mnie zauwarzyłem zmęczonego chłopaka z ogromnymi worami pod oczami i bez żadnej iskry w oczach, które znajdowały się tam kiedyś. Już nie jestem tym samym chłopcem.

Po spakowaniu się, co było dla mnie wymagające, tak, że popłakałem się trzy razy robiąc to, usiadłem na łóżku rozmyślając zmęczony. Oczywiście założyłem mój ukochany szalik, który zakrywa moją szyję i blizny. Rękawiczki bez palców też są oczywiste.

Chociaż... czuję się czysto. Jest mi komfortowo z czystym ciałem.

Nie chce tam jechać, ale mamie będzie lepiej.


Mam jednak przeczucie, że stanie się coś dobrego. Dawno nie czułem niczego takiego.

~~~~~~~~~~~~~

𝑰𝒏𝒕𝒆𝒓𝒏𝒂𝒕 - 𝑭𝑨𝑵𝑮𝑨𝑹Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz