ROZDZIAL XII

5 1 12
                                    

Myślałam, że to co się wydarzyło to będzie mój koniec. Obecnie znajdowałam się w pustce, mrocznej otchłani, która zdaje się nie mieć końca. Przede mną, jedyne co widziałam, to białe światło, jego promienie wpadały do moich oczu, jednak nie byłam w stanie nic uczynić. Nie mogłam mówić, ruszać się, nie czułam nawet swojego ciała... Nie czułam, bym miała jakiekolwiek kończyny, którymi mogłabym teraz machać i próbować skierować w stronę nieznanego... Zamiast tego, wisiałam nie ruchomo, obserwując białe coś, co znajdowało się na przeciw mnie. Wydawało mi się, że się do mnie zbliża. Powoli i ledwo zauważalnie, ale jednak. Czy tak wyglądało życie po śmierci? Trafiamy do czarnej dziury, w której nic się nie dzieje oprócz oślepiających wrażeń? Tylko tyle nam pozostaje? Chciałam płakać, krzyczeć, wierzgać się, umieć coś zrobić... Ale nie potrafiłam... Nie mogłam nawet tego. To tak, jakbym straciła możliwość wszystkiego, co do tej pory było mi dane. Jeśli tak wyglądało życie po śmierci, to chyba wolałabym nigdy nie umierać.

『••✎••』

Nie wiem ile czasu spędziłam w mroku. Dla mnie wydawała się to wiecznością. Ta plama światła była już bardzo blisko. W pewnym momencie wydawało mi się, że ten blask, który się z niej wydobywał otula mnie, a później wciąga do środka. Nim się obejrzałam, cała próżnia przepełniła się jasnością. Oślepiającą jasnością, która krzyczy, bym ją poczuła, poznała od każdej strony. Naraz poczułam jak wszystkie uczucia jakie się da, napływają do mnie i szukają ujścia. Przy tym wtórował im ból, przyjemność, stres... Wszystko co tylko by można było wymienić, próbowało się przegryźć przez pozostałe stany i uczucia, odbijając swoje piętno na mojej psychice.

Wkrótce zaczęło mi być lżej. Choć nadal odczuwałam każdy strzępek ludzkości próbujący walczyć o swoje miejsce, tak teraz nie było to już takie straszne. Z nienacka otuliła mnie fala ciepła, jednak tylko na sekundę, gdyż wtedy chłodna bryza uderzyła o mnie. Biała poświata stała się jeszcze jaśniejsza, aż w końcu została zastąpiona przez blask słońca. Otworzyłam oczy. Znów byłam na Ziemi. Tylko, tym razem chyba nie w swojej skórze. Rozejrzałam się i dostrzegłam blado wyglądającą postać, o kruczoczarnych włosach, ustach i oczach tego samego koloru, ubraną w czarną sukienkę. Chciałam krzyknąć, lecz nie potrafiłam, po prostu mnie zamurowało. Dlaczego ja tu byłam? Kim jest ta kobieta? I co się tutaj dzieje... Tuż obok ciemnowłosej dostrzegłam metaliczny połysk, a tuż dalej wyłoniła się sylwetka małego, zardzewiałego robocika... To prawie jak... Corion! Wyglądał idealnie jak w mojej wyobraźni, tylko bardziej skrzypiał i brakowało mu kilka śrubek... Wtedy moje oczy znów skierowały się na białą postać. Różpoznałam w niej Jane The Killer.

—Pixal, co ci jest?— zaczęła, a ja się wzdrygnęłam. Czy ja dobrze słyszałam? Pixal... To imię bohaterki mojej książki, ale dlaczego..? Spojrzałam na nią pytająco.

—Co...?— nie myślałam nad tym, co mówię. To jedno słowo wymsknęło mi się bezpowrotnie.

—Spytałam czy wszystko okej... Nie wyglądasz najlepiej, coś się stało? Tak nagle zaczęłaś się rozglądać... To raczej nie wyglądało za dobrze— kobieta dotknęła mojego ramienia. Jednakże, jeśli chodziło jej o mnie, czemu zwróciła się do mnie Pixal..?

—Wybacz, po prostu... Nie wiem co się stało...— tak teoretycznie, to nie było kłamstwo. Nie miałam pojęcia do czego doszło, nawet jeśli Jane zrozumiałaby to inaczej.

—Coś zobaczyłaś? Usłyszałaś? Wiesz, jeśli tak było, to znaczy, że może ktoś tu jest. Ten obiekt nie jest dobrze strzeżony, więc każdy mógł się tu dostać. Jeśli to któryś od Slendermana, to prawdopodobnie będziemy musieli walczyć— jej ton zrobił się bardziej poważny. Slenderman... To on istnieje? No w sumie ma to sens, jeśli Jane teraz stoi przede mną... Choć nadal nie wiem jak to możliwe. Może to taki długi pośmiertny sen?

Pixelaration ─ Creepypasta Inspired StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz