21. Azyl Przed Światem

361 11 0
                                    

Patrząc na zmieniające się widoki za oknem, myślałam o wszystkich decyzjach jakie podjęłam. O ludziach którzy byli, lub są w moim życiu. Jak długo będę? Jak szybko odejdą? Co jeszcze mnie czeka? A przede wszystkim, czy w końcu będzie dobrze? Spojrzałam na chłopaka obok siebie, który bawił się moją bransoletką.

On też mnie zostawi?

Odejdzie z mojego życia?

Może za kilkanaście lat, będzie tylko wspomnieniem. Momentem w którym zatraciłam się do szaleństwa. Już nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Wiedziałam że zrobię wszystko, by nie stał się tylko wspomnieniem. A by budował, je ze mną.

-Gdzie jedziemy? -Mój zachrypnięty głos, był nie wiele głośniejszy, niż szum drzew za oknem.

-Jedziemy do domu, który wynająłem od zaufanych znajomych Niko. -Obdarzył mnie lekkim uśmiechem Marcelo.

Zaufani znajomi, to tacy jeszcze istnieją? Bardzo się bałam, że Martin dowie się gdzie jestem. Jeśli ktoś mnie znajdzie, ucierpi na tym wiele osób. Od Marcelo który ryzykował najbardziej, po nawet Toma.

Mako opowiedział mi o wizycie w moim domu, o rozmowie z rodzicami. Akurat bardzo mnie zaciekawił, przebieg tej rozmowy. Zapytałam o to chłopaka, ale przemilczał temat. Burknął coś o tym, że powiedział prawdę, ale nie rozwijał myśli. Wziął sporo moich rzeczy z pokoju, za co byłam bardzo wdzięczna.

Chodź byliśmy we czwórkę w aucie, dłuższą chwilę nikt się nie odezwał. Cisza dawała bezpieczną przestrzeń, do zamknięcia się w swoim świecie. Zabawne, bo kiedyś jej nienawidziłam. Był tego właściwie jeden powód, nie lubiłam zostawać sama z własnymi myślami. Męczyły mnie wątpliwość. Których w ciągłym chaosie, udawało mi się unikać.

Nie całe dziewięćdziesiąt mil od San Diego, było położne małe miasteczko o nazwie Ensenada. Byłam tam kilka razy, bo mimo małej odległość był to osobny stan.
Uroczę i naprawdę beztroskie miasteczko. Czułam że dobrze mi zrobi pobyt tam, nawet jeśli będziemy musieli zostać na dłużej.
Kiedy ja, stało się my?

-Ale tu pięknie -Zachwycałam się, widokami oświetlonego miasteczka za oknem.

-Padniesz, jak zobaczysz domek. -Obdarzył mnie lekkim uśmiechem Maximus.
Nadal nie mogłam się przyzwyczaić, że ma tak pięknie na imię. Marcelo też się chyba rozchmurzył. Wyglądał na o wiele spokojniejszego, niż wcześniej.

Jadąc przez miasteczko mijaliśmy małe urocze sklepy, i targi w nie wielkiej odległość było widać ocean i jachty stojące w oświetlonym porcie. Niedługo później parkowaliśmy auto pod nie wielkim domkiem. Niewielki dla kogoś, kto mieszka w rezydencji. Dla normalnych ludzi, to dość duży dom.

-Gracjana nie patrz tak. To nie kurnik, tylko normalnych rozmiarów dom. -Upomniał mnie Leo.

Co znaczy że patrzę „Tak". Jak mam patrzeć na dom, który jest mniejszy niż garaż na auta moich rodziców. Jestem przyzwyczajona do innych standardów. Choć ostatnie dwa dni spędziłam w piwnicy. Śmierdzę stęchlizną i od trzech dni się nie myłam. Moje standardy mieszkaniowe spadły do minimum, a jedyne wymaganie na dziś, to prysznic i ciepła woda.

-Jedyne czego chce, to ciepłej wody i nie zamierzam narzekać. -Burknęłam nie chętnie.

Chłopcy wymienili się prześmiewczymi spojrzeniami, ale na szczęście nic nie powiedzieli.
Wyszliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę domu. Drewniany biały dom mieścił się na dość wysokim wzgórzu, wiec widać było panoramę miasteczka. Z drogiej strony widok na zatokę. Przepadłam dla tego widoku. To jedno z tych miejsc, gdzie chciało by się ukryć przed światem. Poczułam jak bym znalazła, swoje własne miejsce w świecie. Pierwszy raz poczułam, że jestem idealnie pasującym puzzlem do miejsca.

ONE OF THE STARS #1 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz