Rozdział XV MIESZKANIE

80 4 2
                                    




M I E S Z K A N I E

               Milknę. Po prostu milknę. Chęć dyskusji znika w sekundę. Nie gestykuluję i nie ruszam się już. Zamieram.

-Początki zakochania się, mówisz? – moje policzki płoną. Nie mam odwagi, aby na niego spojrzeć. Powietrze z klimatyzacji zdaje się palić - Nie zauważyłem, żebym schudł. Poza tym, początki zakochania się w Tobie mam już dawno za sobą.

               Mówi to z takim przekonaniem i tak spokojnie, że mu wierzę. Prawie wybucham nerwowym śmiechem, kiedy wstyd opuszcza moje ciało wraz z wydechem. Skąd w nim umiejętność takiej szczerości i bezpośredniości? Od kiedy ludzie tak otwarcie mówią o swoich emocjach i uczuciach? Czy w ogóle ludzie powinni posiadać taką świadomość swoich własnych uczuć i siebie samego? Skąd może wiedzieć, czy to początki, czy faktycznie jest zakochany, czy to już miłość? Czy w ogóle ktokolwiek kiedyś te stadia opisał? Uszeregował? Czy są jakieś cechy charakterystyczne?

-Głowa Ci paruje, Żeromska- śmiech blondyna umiejscawia mój umysł z powrotem w ciele i znowu jestem „tu i teraz".

-To mocne wyznanie- przyznaję. Jego dłoń wędruje na moją nogę. Układa swobodnie palce na moim udzie i gładzi kciukiem jeans. Robi to już któryś raz i zaczynam to lubić.

-To mocne uczucia, Sawa- wzrusza ramionami- Poza tym, nie zmieniaj tematu. Co chcesz zjeść? – jest rozbawiony, a ja układam zimne dłonie na rozgrzanych policzkach, żeby je trochę ochłodzić, zanim podpalę auto ich gorącem. A później szybko je odrywam, gdy tylko przypominam sobie ile bakterii jestem w stanie przenieść na buzię dotykając jej brudną dłonią- Wszystko okay? – widzę jego rozbawianie. Posyłam mu uśmiech.

-Tak, mam bakterie na dłoniach, a płoną mi policzki- odpowiadam i zaczynam szukać płynu do dezynfekcji rąk w torebce. W tym czasie ktoś do niego dzwoni. Zerkam na radio, na którym wyświetla się napis: „Ernest".

-No?- Bruno odbiera od razu.

-Sarna zajebisty problem- Ernest mówi szybko i brzmi na zmachanego- Kurwa, zajebisty problem jest. Bruno marszczy mocno brwi.

-Jesteś na głośnym, jestem z Sawą. Do brzegu- rzuca nerwowo.

-Sorry, stary. Teo napisał wiadomość „zero". Trzeba jechać na osiedle.

-Pierdolisz- blondyn przeczesuje nerwowo ręką włosy.

-Niebiescy przeszukują jego dom. Mają nakaz na każdą ich nieruchomość. Będą też jechali na osiedle.  Torba jest w mieszkaniu. Trzeba ją zabrać.

-Ja pierdole- Bruno odchyla głowę na zagłówek fotela i dłońmi uderza o kierownicę.

-Ja jestem pod Berlinem- mówi szybko- Jedź tam- Bruno klnie. Odpowiedź jest krótka.

-Jadę.

-Klucz tam gdzie zawsze- rzuca Ernest a sygnał zakończonego połączenia wymienia muzyka z radia.

CO

DO

CHOLERY?!

               Obrzucam Bruno pytającymi spojrzeniami, ale w żadnym stopniu na nie nie odpowiada. Zamiast tego przyspiesza. Jego ruchy są nerwowe, dynamiczne. Zjeżdża z lewego pasa na prawy i wymija auta, a później następne i zjeżdża z prawego na lewy.

-Wyjaśnisz mi co się dzieje? -rzucam w końcu a zmarszczka na jego czole się pogłębia- Policja jest u Cynowskich w domu? Dobrze zrozumiałam? – chłopak kiwa na potwierdzenie moich słów- Szukają narko...? – nie daje mi dokończyć, ostatnie słowo powoduje, że Bruno w końcu na mnie patrzy a ja milknę, gdy zdejmuje dłoń z kierownicy i podnosi ją jakby chciał mnie uciszyć.

Z lękiem | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz