TO, TU I TERAZ
Przesuwa dłonią po moim biodrze, później przesuwa ją na brzuch a ja od razu zerkam czy ktoś to widzi. Czy ten drobny, intymny gest jest nasz, czy ktoś go już dostrzegł. Chcę, żeby był nasz.
-Spokojnie- jego szept doprowadza mnie do szału i uspokaja w jednej sekundzie. Brodą ociera się o moje ucho i dostaję gęsiej skórki. Na ile jest to zrozumiałe? Jak jeden człowiek może mnie drażnić i uspokajać jednocześnie? Czy miłość w ogóle jest zrozumiała?
Stoimy przy autach już od dłuższego czasu.
-Dobra, jedziemy- Teo brzmi na pewnego siebie. Zerkam na Bruno, żeby sprawdzić jego minę i upewnić się, że on też jest pewien zwycięstwa. W każdym razie w to wierzę- w to, że ta pewność siebie jest spowodowana pewnością, że wygra. Że o to tu chodzi.
-Chodź- chwyta mnie za rękę, a ja daję mu się prowadzić. Splata nasze palce ze sobą, a ja rozglądam się w poszukiwaniu Elizy. Patrzę, jak jej loki bujają się na boki, kiedy zmierza w kierunku auta Cynowskiego. Czuję ekscytację, ale tylko przez moment.
W tłumie odnajduję też Amarę. Nasze oczy spotykają się na chwilę i widzę jak prycha. Kulę się. I nie wiem czy robię to rzeczywiście czy tylko w mojej głowie, aż do momentu w którym Bruno to zauważa- Ej- odwraca się w moją stronę i demonstracyjnie obejmuje mnie ramieniem- Nie przejmuj się nią.
Moja głowa zaczyna pracować. Dlaczego objął mnie tak dopiero, gdy wypatrzył, że ona nas obserwuje? Zaczynam się zastanawiać, czy zrobiłby tak, gdyby jej tutaj nie było. Pogrążam się w moich teoriach. Gubię pomiędzy pniami moich myśli i pozwalam, aby pnącza zmartwień mnie obezwładniły. Nie na długo jednak.
-Nie, Żeromska. Nie zamartwiamy się teraz Teo i Eli.
-Słucham?
-Wiem co robisz- wmawia mi- Nie myśl o nich. Eli jest mądra i silniejsza niż się możesz spodziewać.
-Nie myślałam o nich- przyznaję szczerze kiedy przystajemy obok auta.
-Jaaasne- przeciąga środkową samogłoskę i otwiera mi drzwi. Wsiadam do auta rzucając spojrzenie na auto Teo. Pozwalam mu wierzyć w to, że niemalże czyta mi w myślach. Kąciki jego ust podskakują do góry.
Wsiadam na miejsce pasażera do dobrze znanego mi już auta. Mechanicznie rozglądam się jak za każdym razem i dostrzegam fakt, że znowu jest tutaj idealnie czysto. Zaczynam się zastanawiać, czy piach z moich butów nie narobi tu bałaganu i czy nie powinnam może bardziej wytrzepać ich przed wejściem do środka. Rzucam przelotne spojrzenie na tylne siedzenia i wtedy to zauważam. Pudełko- większe od pudełka na buty. I z kokardką. Dużą, czerwoną.
-Lecimy- Bruno zamyka drzwi i usadawia się wygodnie-Co jest?- marszczy brwi i dostrzega, że przyglądam się temu co wozi w aucie.
-To prezent?- moja niewyparzona buzia działa szybciej niż mój mózg. Bruno patrzy przed siebie, odpala silnik i widzę jak kąciki jego ust się unoszą. Wycofuje z miejsca, w którym zaparkował.
-Może- wzrusza ramionami.
-Dla mnie?- pytam.
-Sprawdź- przez chwilę patrzy mi w oczy.
-Jeśli jest dla mnie, to powinieneś mi go dać- pouczam go. Zwalniamy a po chwili zatrzymujemy się znowu.
Bruno sięga po pudełko do tyłu i podaje mi je.
-Otwórz- poleca mi i obraca się tak, żeby siedzieć do mnie przodem. Podążam za jego ruchami i teraz siedzimy naprzeciwko siebie a ja na kolanach trzymam pudełko.
-To kolejny prezent, a ja jeszcze w żaden sposób Ci się nie odwdzięczyłam- patrzę prosto w jego oczy, a on śmieje się zawadiacko.
-Masz dużo do nadrobienia, ptaszyno- rzuca, zerka na moje biodra i mruga do mnie zalotnie.
-Wow- wyłapuję podtekst erotyczny w sekundę- Jesteś niemożliwy.
-Niemożliwie wspaniały- potakuje i pomaga mi z podniesieniem wieczka od pudełka.
Oh. W środku jest kilka rzeczy. Różowa szczotka do włosów. Chusteczki do demakijażu.Tusz do rzęs. Dezodorant. Kilka gumek, klamra i dwie szczególnie piękne, jedwabne scrunchie. Bruno wyjmuje jedną i zaczyna się nią bawić. Dopiero dostrzegam, że wszystkie te rzeczy leżą na kocu, którym wyłożone jest wnętrze kartonu.
-Eli stwierdziła, że skoro mam dziewczynę, to powinienem mieć w aucie zestaw pasażerki-księżniczki- wybucham chichotem. Chyba z nerwów.
-Masz dziewczynę?- rzucam zaczepnie.
-Mam- odpowiada pewnie.
-Poważnie? Tak bez niezręcznego „Czy zostaniesz moją dziewczyną?"- moje policzki płoną. Przysięgam, że można się nimi poparzyć.
-Poważnie. Już nią jesteś- brzmi na niewzruszonego. Jak zazwyczaj jego głos jest bezbarwny. Przestaje oddychać. Przysięgam, że nie jestem w stanie.
Błękitną scrunchie zakłada na drążek od skrzyni biegów. Układa ją niechlujnie, a jej falbanki otaczają uroczo czarną skórę.
-Tak się to robi, prawda?- pyta.
-To słodkie- przyznaje.
-Tę drugą według Elizy i jakiejś teorii z jej książki powinienem nosić na nadgarstku - podaje mi drugą gumkę do włosów i czeka aż założę mu ją na nadgarstek. Przeciskam różowy jedwab przez jego dłoń. Z nerwów dłonie niemiłosiernie mi się trzęsą. Unosi mój podbródek dłonią. Czuję jakbym miała zemdleć.
-To od Lary Jean, tak- przyznaje i chichocze na myśl o Eli uczącej Bruna co ma robić.-Dziękuję- szepczę. Mój głos mnie zaskakuje. Brzmię jakbym miała się rozpłakać. Daje mi buziaka. Spodziewam się więcej, ale odsuwa się ode mnie i patrzy w pudełko.
-Czy czegoś jeszcze Ci tu brakuje? - przeglądam zawartość. Wyjmuje z pudełka niewielką kosmetyczkę-To ratunkowy zestaw na czas miesiączki- otwieram ją i zauważam kilka wkładek, tamponów i podpasek, wilgotny papier toaletowy i wilgotne chusteczki. Przejmuje ją ode mnie i chowa do schowka razem ze szczotką do włosów i innymi drobiazgami.
-To kochane- łzy stają mi w oczach. Takie maleńkie gesty są chyba najmilsze. Wydają się najintymniejsze.
-Eli kazała mi kupić Ci słodycze, ale w sklepie zorientowałem się, że serio nie wiem co lubisz- patrzę na niego.
-Ja też nie wiem co Ty lubisz- Bruno wzrusza ramionami.
-Najbardziej chyba gorzką czekoladę z Wedla.
-Taką klasyczną?
-Tak, tą 74%.
-I co jeszcze?
-I marcepan- krzywię się.
-Okay- odkładam pudełko, ale wcześniej wyjmuje z niego koc i układam go sobie na kolanach.
-I popcorn, ale tylko karmelowy- wzdycham.
-To się nie dogadamy, proszę Pana- wypuszcza długo powietrze z ust i oblizuje wargi. Zerka na mnie.
-Naprawdę jesteś nieświadoma tego co ze mną robisz- uśmiecham się, rzeczywiście czuję się kompletnie nieświadoma. Ani tego co według niego robie, ani nawet tego co ma na myśli. W końcu wyjeżdżamy z parkingu.
-Co dalej?
-Pepsi, nie Cola.
-Byle zero- odpowiadam, w nadziei, że jego również interesują moje odpowiedzi.
-Czyli w kinie popcorn solony i pepsi max?
-Wolę oglądać filmy w domu- przyznaje.
-Zanotowane, Żeromska.
-A Ty?
-A ja wolę być z Tobą, niż bez Ciebie, obojętnie gdzie.
Serce łomocze mi w klatce piersiowej.
-Wow, naprawdę jesteś w tym dobry- uśmiecha się.
-Wszystko dla mojej dziewczyny- już nie jestem wzruszona. Teraz cicho ocieram kilka łez i mam nadzieję, że on tego nie widzi. Parkujemy obok auta Ernesta. Bruno przysuwa się i obejmuje mnie ramieniem. Wydaje mi się, że może mu być niewygodnie, ale nie narzeka. Naciąga koć odrobinę wyżej i poprawia go. Patrzę jak wlepia wzrok w szybę i auta naprzeciwko, po drugiej stronie szosy.
-Pamiętasz, jak mówiłeś, że mam się trzymać od tego z daleka?- wypominam mu.
-Będziesz trzymała się od tego z daleka, Sawa- poważnieje- Dzisiaj właściwie nic się tutaj nie dzieje. Ale będą takie dni, kiedy będę tu przyjeżdżał sam.
-Chyba nie podoba mi się Twój apodyktyczny ton- martwi mnie i moja feministyczna dusza stawia bunt.
-Już kiedyś o tym rozmawialiśmy, ptaszyno- okay. Czyli jednak Bruno Sarnecki ma wady.
-Czy skoro Ty możesz zabronić mi tutaj przyjechać, to ja mogę zabronić Tobie?- zastanawia się.
-To mogłoby się wydawać logiczne- przyznaje.
-Mamy być partnerami, prawda?
-I jesteśmy, Sawa. Uważam, że jesteśmy sobie równi. Uwierz mi. Niech Twoja feministyczna dusza nie czuje się zraniona. Ale gdybyś chciała stawiać mi takie warunki, wtedy musiałbym wybierać między Tobą a moimi przyjaciółmi. A to byłoby poniżej pasa.
-Nie podoba mi się w takim razie Twoja wizja partnerstwa.
-Już omawialiśmy kilka naszych wizji, których definicje znacznie się różnią.
-To prawda- przypominam sobie nasze wcześniejsze rozmowy.
-Czy gdybym- moja głowa musi zadać to pytanie-Czy gdybym jednak próbowała ograniczać Twoje przyjazdy tutaj, to co wtedy?
-Gdybyś zakazała mi? To masz na myśli? - pociera dłonią moje ramię.
-Tak. Z reguły wiem, że przegrywa ten, kto każe wybierać między sobą a kimś innym. Tak po prostu jest. Naiwnie pragnę wierzyć w to, że wybrałbyś mnie- Bruno waha się.
-Chcę wierzyć w to, że nigdy nie zrobiłabyś mi czegoś takiego. Że nigdy nie powiedziałabyś mi- zatrzymuje się-Nie wiem. Że mam uciąć relacje z Teo, bo robi różne chujowe rzeczy. Albo z którymkolwiek z moich znajomych, bo mają wady, których nie akceptujesz.
-Czyli wybrałbyś Teo, prawda?
-Nie wiem- poprawia nerwowo dłonią włosy-Strasznie chujowy temat wybrałaś.
-To realny temat zakładając, że akurat Teo naprawdę robi trochę głupich rzeczy.
-Teraz nie wiem, okay? Chociaż, czy nie wydaje Ci się, że wybieram Ciebie-zerkam na niego i przyglądam się mu gdy gestykuluje- Mógłbym siedzieć z chłopakami, z Teo albo Ernestem albo którymkolwiek z moich znajomych. A siedzę z Tobą. W sensie- patrzy mi w oczy- To moi przyjaciele i ich kocham. Ale Ciebie- przerywa, a ja zastanawiam się czy wypowie to słowo- Wolę być teraz z Tobą, Sawa-podnoszę się delikatnie, aby dosięgnąć jego ust. Nie wypowiada słowa „też" ale tak to czuję. Jakby chciał to powiedzieć. Najpierw droczy się chwilę i zaledwie gładzi swoim nosem mój nos z zawadiackim uśmiechem. Aż w końcu mnie całuje. Inaczej. Z większą pasją. Z wyczuwalną potrzebą bycia blisko. Okolice mojego podbrzusza zaczynają płonąć i sięgam dłońmi do jego policzka, jakby to miało nas do siebie zbliżyć. On przytula mnie bardziej. Robi się intymniej. I w końcu czuję jak pożądanie rozdeptuje ostatnie resztki lęku, jakie miałam w sobie.
Męska dłoń uderza w okno. Odskakujemy od siebie. Ktoś przykłada ją płasko i widzimy jak szyba lekko zaczyna parować od jego ciepła. Bruno wydaje z siebie jęk niezadowolenia, ale opuszcza szybę.
-Lepiej, żeby to było ważne- wzdycha.
-Siema, Sawcia- Ernest uśmiecha się szeroko i opiera łokciami o szybę-Jak tam?
-Wszystko w prządku- odpowiadam mu uśmiechem.
-Przytulnie tu macie- mówi, a ja mocno się zawstydzam. Gdybym mogła wtopiłabym się w ten fotel i ukryła pod kocem.
-Spierdalaj, dobra?- Ernest śmieje się.
-Do wujka Erniego, takim tonem? Oj, Brunko- Bruno zabija go wzrokiem- Lecicie z Sawą do Teo?
-Nie, dzisiaj nie.
-Macie jakieś plany?
-Tak- Bruno urywa krótko, a Ernest podnosi dłonie w geście poddania. Bruno pokazuje mu środkowy palec, zamyka okno i wraca do mnie.
Przyciąga moją twarz, ujmuje ją obiema dłońmi i pospiesznie układa swoje usta na moich. I nie wiem czy to on robi to niechlujnie, czy to ja zestresowałam się ja tyle, że przestałam czuć się komfortowo. Oddaje pocałunek, ale nie w sposób, w jaki robiłam to chwilę temu.
-Wiedziałem, że to Cię zestresuje Żeromska- wzdycha a ja uśmiecham się do niego szeroko.
-Przepraszam- wydymam wargi, a on przewraca oczami i cmoka mnie w czoło-Jakie mamy plany?-dopytuję kiedy ruszamy.
-Śpię dzisiaj u Ciebie- mówi. Oj. Zaczynam szybko się zastanawiać. Nie wiem co na to moja mama. Sięgam po telefon. Jak zadzwonić do mamy i jej powiedzieć? Bruno układa dłoń na moim udzie- Weź mój telefon, Sawa.
-Po co?- odpowiadam bez namysłu.
-Weź go proszę- sięgam po urządzenie- Otwórz wiadomości, SMS- posłusznie otwieram aplikację. Wtedy mój wzrok pada na drugie w kolejce wiadomości i ich odbiorcę „Gabriela Żeromska".
-Żartujesz- wlepiam w niego wzrok.
-Dzień dobry, Gabrielo. Tu Bruno. Chciałbym się upewnić, że nie masz nic przeciwko temu, abym został dzisiaj u Sawy na noc. Zabieram ją dzisiaj w pewne miejsce. Nie martw się, zaopiekuje się nią- cytuję mi.
-Bruno, zmyślasz- mówię, ale sprawdzam wiadomości i odczytuje odpowiedź mojej mamy na jego wiadomość na głos- „Spróbuj proszę nie stracić mojego zaufania i zostań na śniadanie. Sawa nie ma ograniczonego czasu, ale cieszyłabym się gdyby wróciła do domu bezpieczna i o przyzwoitej porze."
-Oczywiście, Gabrielo. Dziękuję Ci. PS: Pamiętam o sierpowym Nikodema- śmieje się.
-Boże, Bruno!
-Co?!- śmieje się ze mną.
-Nie wierzę, że do niej napisałeś.
-Jestem dorosły, Sawa. Nie jestem chłopcem, który wkrada się do Twojego domu oknami i w tajemnicy przed Twoimi rodzicami.
-Imponuje mi to- przyznaje.
-Wiem- wzrusza ramionami i radośnie puszcza mi oczko- robi to po raz któryś już dzisiaj, ale znowu przywołuje motyle.
-Kompletnie nic nie widziałam na dzisiejszych wyścigach.
-To była rekreacyjna przejażdżka. Teo wygrał.
-Mówię poważnie- nic nie widziałam. Ominęłam każdy szczegół, tak byłam pochłonięta Tobą.
-Zawsze bądź pochłonięta mną- zamyka mi w ten sposób buzię. Szczęka opada mi na ziemię i nie mogę jej podnieść. Pisze wiadomość do Elizy a po chwili do Aurory. Obie brzmią: „Mam chłopaka. Zostaje dzisiaj u mnie na noc."____
U Gabrieli każdy ma tylko jedną szansę.
CZYTASZ
Z lękiem | +16
Ficción GeneralTo moje życie z zaburzeniami lękowymi. Z nerwicą i depresją. Nie zachęcę Cię miłym opisem, bo to niemiła historia. Jeśli tu jesteś, to jesteś tu na własną odpowiedzialność. << -Zerwałem z Amarą. - Przykro mi- mówię, a on nie zrywając kontaktu...