Rozdział XVII TO, TU I TERAZ

90 3 0
                                    


​TO, TU I TERAZ

​Przesuwa dłonią po moim biodrze,  później przesuwa ją na brzuch a ja od razu zerkam czy ktoś to widzi. Czy ten drobny, intymny gest jest nasz, czy ktoś go już dostrzegł. Chcę, żeby był nasz.
-Spokojnie- jego szept doprowadza mnie do szału i uspokaja w jednej sekundzie. Brodą ociera się o moje ucho i dostaję gęsiej skórki. Na ile jest to zrozumiałe? Jak jeden człowiek może mnie drażnić i uspokajać jednocześnie? Czy miłość w ogóle jest zrozumiała?
Stoimy przy autach już od dłuższego czasu.
-Dobra, jedziemy- Teo brzmi na pewnego siebie. Zerkam na Bruno, żeby sprawdzić jego minę i upewnić się, że on też jest pewien zwycięstwa. W każdym razie w to wierzę- w to, że ta pewność siebie jest spowodowana pewnością, że wygra. Że o to tu chodzi.
-Chodź- chwyta mnie za rękę, a ja daję mu się prowadzić. Splata nasze palce ze sobą, a ja rozglądam się w poszukiwaniu Elizy. Patrzę, jak jej loki bujają się na boki, kiedy zmierza w kierunku auta Cynowskiego. Czuję ekscytację, ale tylko przez moment.
W tłumie odnajduję też Amarę. Nasze oczy spotykają się na chwilę i widzę jak prycha. Kulę się. I nie wiem czy robię to rzeczywiście czy tylko w mojej głowie, aż do momentu w którym Bruno to zauważa- Ej- odwraca się w moją stronę i demonstracyjnie obejmuje mnie ramieniem- Nie przejmuj się nią.
​Moja głowa zaczyna pracować. Dlaczego objął mnie tak dopiero, gdy wypatrzył, że ona nas obserwuje? Zaczynam się zastanawiać, czy zrobiłby tak, gdyby jej tutaj nie było. Pogrążam się w moich teoriach. Gubię pomiędzy pniami moich myśli i pozwalam, aby pnącza zmartwień mnie obezwładniły. Nie na długo jednak.
-Nie, Żeromska. Nie zamartwiamy się teraz Teo i Eli.
-Słucham?
-Wiem co robisz- wmawia mi- Nie myśl o nich. Eli jest mądra i silniejsza niż się możesz spodziewać.
-Nie myślałam o nich- przyznaję szczerze kiedy przystajemy obok auta.
-Jaaasne- przeciąga środkową samogłoskę i otwiera mi drzwi. Wsiadam do auta rzucając spojrzenie na auto Teo. Pozwalam mu wierzyć w to, że niemalże czyta mi w myślach. Kąciki jego ust podskakują do góry.
Wsiadam na miejsce pasażera do dobrze znanego mi już auta. Mechanicznie rozglądam się jak za każdym razem i dostrzegam fakt, że znowu jest tutaj idealnie czysto. Zaczynam się zastanawiać, czy piach z moich butów nie narobi tu bałaganu i czy nie powinnam może bardziej wytrzepać ich przed wejściem do środka. Rzucam przelotne spojrzenie na tylne siedzenia i wtedy to zauważam. Pudełko- większe od pudełka na buty. I z kokardką. Dużą, czerwoną. 
-Lecimy- Bruno zamyka drzwi i usadawia się wygodnie-Co jest?- marszczy brwi i dostrzega, że przyglądam się temu co wozi w aucie.
-To prezent?- moja niewyparzona buzia działa szybciej niż mój mózg. Bruno patrzy przed siebie, odpala silnik i widzę jak kąciki jego ust się unoszą. Wycofuje z miejsca, w którym zaparkował.
-Może- wzrusza ramionami.
-Dla mnie?- pytam.
-Sprawdź- przez chwilę patrzy mi w oczy.
-Jeśli jest dla mnie, to powinieneś mi go dać- pouczam go. Zwalniamy a po chwili zatrzymujemy się znowu.
Bruno sięga po pudełko do tyłu i podaje mi je.
-Otwórz- poleca mi i obraca się tak, żeby siedzieć do mnie przodem. Podążam za jego ruchami i teraz siedzimy naprzeciwko siebie a ja na kolanach trzymam pudełko.
-To kolejny prezent, a ja jeszcze w żaden sposób Ci się nie odwdzięczyłam- patrzę prosto w jego oczy, a on śmieje się zawadiacko.
-Masz dużo do nadrobienia, ptaszyno- rzuca, zerka na moje biodra i mruga do mnie zalotnie.
-Wow- wyłapuję podtekst erotyczny w sekundę- Jesteś niemożliwy.
-Niemożliwie wspaniały- potakuje i pomaga mi z podniesieniem wieczka od pudełka.
Oh. W środku jest kilka rzeczy. Różowa szczotka do włosów. Chusteczki do demakijażu.Tusz do rzęs. Dezodorant. Kilka gumek, klamra i dwie szczególnie piękne, jedwabne scrunchie. Bruno wyjmuje jedną i zaczyna się nią bawić. Dopiero dostrzegam, że wszystkie te rzeczy leżą na kocu, którym wyłożone jest wnętrze kartonu.
-Eli stwierdziła, że skoro mam dziewczynę, to powinienem mieć w aucie zestaw pasażerki-księżniczki- wybucham chichotem. Chyba z nerwów.
-Masz dziewczynę?- rzucam zaczepnie.
-Mam- odpowiada pewnie.
-Poważnie? Tak bez niezręcznego „Czy zostaniesz moją dziewczyną?"- moje policzki płoną. Przysięgam, że można się nimi poparzyć.
-Poważnie. Już nią jesteś- brzmi na niewzruszonego. Jak zazwyczaj jego głos jest bezbarwny. Przestaje oddychać. Przysięgam, że nie jestem w stanie.
Błękitną scrunchie zakłada na drążek od skrzyni biegów. Układa ją niechlujnie, a jej falbanki otaczają uroczo czarną skórę.
-Tak się to robi, prawda?- pyta.
-To słodkie- przyznaje.
-Tę drugą według Elizy i jakiejś teorii z jej książki powinienem nosić na nadgarstku - podaje mi drugą gumkę do włosów i czeka aż założę mu ją na nadgarstek. Przeciskam różowy jedwab przez jego dłoń. Z nerwów dłonie niemiłosiernie mi się trzęsą. Unosi mój podbródek dłonią. Czuję jakbym miała zemdleć.
-To od Lary Jean, tak- przyznaje i chichocze na myśl o Eli uczącej Bruna co ma robić.-Dziękuję- szepczę. Mój głos mnie zaskakuje. Brzmię jakbym miała się rozpłakać. Daje mi buziaka. Spodziewam się więcej, ale odsuwa się ode mnie i patrzy w pudełko.
-Czy czegoś jeszcze Ci tu brakuje? - przeglądam zawartość. Wyjmuje z pudełka niewielką kosmetyczkę-To ratunkowy zestaw na czas miesiączki- otwieram ją i zauważam kilka wkładek, tamponów i podpasek, wilgotny papier toaletowy i wilgotne chusteczki. Przejmuje ją ode mnie i chowa do schowka razem ze szczotką do włosów i innymi drobiazgami.
-To kochane- łzy stają mi w oczach. Takie maleńkie gesty są chyba najmilsze. Wydają się najintymniejsze.
-Eli kazała mi kupić Ci słodycze, ale w sklepie zorientowałem się, że serio nie wiem co lubisz- patrzę na niego.
-Ja też nie wiem co Ty lubisz- Bruno wzrusza ramionami.
-Najbardziej chyba gorzką czekoladę z Wedla.
-Taką klasyczną?
-Tak, tą 74%.
-I co jeszcze?
-I marcepan- krzywię się.
-Okay- odkładam pudełko, ale wcześniej wyjmuje z niego koc i układam go sobie na kolanach.
-I popcorn, ale tylko karmelowy- wzdycham.
-To się nie dogadamy, proszę Pana- wypuszcza długo powietrze z ust i oblizuje wargi. Zerka na mnie.
-Naprawdę jesteś nieświadoma tego co ze mną robisz- uśmiecham się, rzeczywiście czuję się kompletnie nieświadoma. Ani tego co według niego robie, ani nawet tego co ma na myśli. W końcu wyjeżdżamy z parkingu.
-Co dalej?
-Pepsi, nie Cola.
-Byle zero- odpowiadam, w nadziei, że jego również interesują moje odpowiedzi.
-Czyli w kinie popcorn solony i pepsi max?
-Wolę oglądać filmy w domu- przyznaje.
-Zanotowane, Żeromska.
-A Ty?
-A ja wolę być z Tobą, niż bez Ciebie, obojętnie gdzie.
Serce łomocze mi w klatce piersiowej.
-Wow, naprawdę jesteś w tym dobry- uśmiecha się.
-Wszystko dla mojej dziewczyny- już nie jestem wzruszona. Teraz cicho ocieram kilka łez i mam nadzieję, że on tego nie widzi. Parkujemy obok auta Ernesta. Bruno przysuwa się i obejmuje mnie ramieniem. Wydaje mi się, że może mu być niewygodnie, ale nie narzeka. Naciąga koć odrobinę wyżej i poprawia go. Patrzę jak wlepia wzrok w szybę i auta naprzeciwko, po drugiej stronie szosy.
-Pamiętasz, jak mówiłeś, że mam się trzymać od tego z daleka?- wypominam mu.
-Będziesz trzymała się od tego z daleka, Sawa- poważnieje- Dzisiaj właściwie nic się tutaj nie dzieje. Ale będą takie dni, kiedy będę tu przyjeżdżał sam.
-Chyba nie podoba mi się Twój apodyktyczny ton- martwi mnie i moja feministyczna dusza stawia bunt.
-Już kiedyś o tym rozmawialiśmy, ptaszyno- okay. Czyli jednak Bruno Sarnecki ma wady.
-Czy skoro Ty możesz zabronić mi tutaj przyjechać, to ja mogę zabronić Tobie?- zastanawia się.
-To mogłoby się wydawać logiczne- przyznaje.
-Mamy być partnerami, prawda?
-I jesteśmy, Sawa. Uważam, że jesteśmy sobie równi. Uwierz mi. Niech Twoja feministyczna dusza nie czuje się zraniona. Ale gdybyś chciała stawiać mi takie warunki, wtedy musiałbym wybierać między Tobą a moimi przyjaciółmi. A to byłoby poniżej pasa.
-Nie podoba mi się w takim razie Twoja wizja partnerstwa.
-Już omawialiśmy kilka naszych wizji, których definicje znacznie się różnią.
-To prawda- przypominam sobie nasze wcześniejsze rozmowy.
-Czy gdybym- moja głowa musi zadać to pytanie-Czy gdybym jednak próbowała ograniczać Twoje przyjazdy tutaj, to co wtedy?
-Gdybyś zakazała mi? To masz na myśli? - pociera dłonią moje ramię.
-Tak. Z reguły wiem, że przegrywa ten, kto każe wybierać między sobą a kimś innym. Tak po prostu jest. Naiwnie pragnę wierzyć w to, że wybrałbyś mnie- Bruno waha się.
-Chcę wierzyć w to, że nigdy nie zrobiłabyś mi czegoś takiego. Że nigdy nie powiedziałabyś mi- zatrzymuje się-Nie wiem. Że mam uciąć relacje z Teo, bo robi różne chujowe rzeczy. Albo z którymkolwiek z moich znajomych, bo mają wady, których nie akceptujesz.
-Czyli wybrałbyś Teo, prawda?
-Nie wiem- poprawia nerwowo dłonią włosy-Strasznie chujowy temat wybrałaś.
-To realny temat zakładając, że akurat Teo naprawdę robi trochę głupich rzeczy.
-Teraz nie wiem, okay? Chociaż, czy nie wydaje Ci się, że wybieram Ciebie-zerkam na niego i przyglądam się mu gdy gestykuluje- Mógłbym siedzieć z chłopakami, z Teo albo Ernestem albo którymkolwiek z moich znajomych. A siedzę z Tobą. W sensie- patrzy mi w oczy- To moi przyjaciele i ich kocham. Ale Ciebie- przerywa, a ja zastanawiam się czy wypowie to słowo- Wolę być teraz z Tobą, Sawa-podnoszę się delikatnie, aby dosięgnąć jego ust. Nie wypowiada słowa „też" ale tak to czuję. Jakby chciał to powiedzieć. Najpierw droczy się chwilę i zaledwie gładzi swoim nosem mój nos z zawadiackim uśmiechem. Aż w końcu mnie całuje. Inaczej. Z większą pasją. Z wyczuwalną potrzebą bycia blisko. Okolice mojego podbrzusza zaczynają płonąć i sięgam dłońmi do jego policzka, jakby to miało nas do siebie zbliżyć. On przytula mnie bardziej. Robi się intymniej. I w końcu czuję jak pożądanie rozdeptuje ostatnie resztki lęku, jakie miałam w sobie.
Męska dłoń uderza w okno. Odskakujemy od siebie. Ktoś przykłada ją płasko i widzimy jak szyba lekko zaczyna parować od jego ciepła. Bruno wydaje z siebie jęk niezadowolenia, ale opuszcza szybę. 
-Lepiej, żeby to było ważne- wzdycha.
-Siema, Sawcia- Ernest uśmiecha się szeroko i opiera łokciami o szybę-Jak tam?
-Wszystko w prządku- odpowiadam mu uśmiechem.
-Przytulnie tu macie- mówi, a ja mocno się zawstydzam. Gdybym mogła wtopiłabym się w ten fotel i ukryła pod kocem.
-Spierdalaj, dobra?- Ernest śmieje się.
-Do wujka Erniego, takim tonem? Oj, Brunko- Bruno zabija go wzrokiem- Lecicie z Sawą do Teo?
-Nie, dzisiaj nie.
-Macie jakieś plany?
-Tak- Bruno urywa krótko, a Ernest podnosi dłonie w geście poddania. Bruno pokazuje mu środkowy palec, zamyka okno i wraca do mnie.
Przyciąga moją twarz, ujmuje ją obiema dłońmi i pospiesznie układa swoje usta na moich. I nie wiem czy to on robi to niechlujnie, czy to ja zestresowałam się ja tyle, że przestałam czuć się komfortowo. Oddaje pocałunek, ale nie w sposób, w jaki robiłam to chwilę temu.
-Wiedziałem, że to Cię zestresuje Żeromska- wzdycha a ja uśmiecham się do niego szeroko.
-Przepraszam- wydymam wargi, a on przewraca oczami i cmoka mnie w czoło-Jakie mamy plany?-dopytuję kiedy ruszamy.
-Śpię dzisiaj u Ciebie- mówi. Oj. Zaczynam szybko się zastanawiać. Nie wiem co na to moja mama. Sięgam po telefon. Jak zadzwonić do mamy i jej powiedzieć? Bruno układa dłoń na moim udzie- Weź mój telefon, Sawa.
-Po co?- odpowiadam bez namysłu.
-Weź go proszę- sięgam po urządzenie- Otwórz wiadomości, SMS- posłusznie otwieram aplikację. Wtedy mój wzrok pada na drugie w kolejce wiadomości i ich odbiorcę „Gabriela Żeromska".
-Żartujesz- wlepiam w niego wzrok.
-Dzień dobry, Gabrielo. Tu Bruno. Chciałbym się upewnić, że nie masz nic przeciwko temu, abym został dzisiaj u Sawy na noc. Zabieram ją dzisiaj w pewne miejsce. Nie martw się, zaopiekuje się nią- cytuję mi.
-Bruno, zmyślasz- mówię, ale sprawdzam wiadomości i odczytuje odpowiedź mojej mamy na jego  wiadomość na głos- „Spróbuj proszę nie stracić mojego zaufania i zostań na śniadanie. Sawa nie ma ograniczonego czasu, ale cieszyłabym się gdyby wróciła do domu bezpieczna i o przyzwoitej porze."
-Oczywiście, Gabrielo. Dziękuję Ci. PS: Pamiętam o sierpowym Nikodema- śmieje się.
-Boże, Bruno!
-Co?!- śmieje się ze mną.
-Nie wierzę, że do niej napisałeś.
-Jestem dorosły, Sawa. Nie jestem chłopcem, który wkrada się do Twojego domu oknami i w tajemnicy przed Twoimi rodzicami.
-Imponuje mi to- przyznaje.
-Wiem- wzrusza ramionami i radośnie puszcza mi oczko- robi to po raz któryś już dzisiaj, ale znowu przywołuje motyle.
-Kompletnie nic nie widziałam na dzisiejszych wyścigach.
-To była rekreacyjna przejażdżka. Teo wygrał.
-Mówię poważnie- nic nie widziałam. Ominęłam każdy szczegół, tak byłam pochłonięta Tobą.
-Zawsze bądź pochłonięta mną- zamyka mi w ten sposób buzię. Szczęka opada mi na ziemię i nie mogę jej podnieść. Pisze wiadomość do Elizy a po chwili do Aurory. Obie brzmią: „Mam chłopaka. Zostaje dzisiaj u mnie na noc."

____
U Gabrieli każdy ma tylko jedną szansę.

Z lękiem | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz