2. Potrzeba bliskości

91 13 7
                                    

Szybował nad Gotham na wielkich, czarnych skrzydłach. Niebo było bezchmurne, a księżyc w pełni oświetlał ciemniejsze uliczki. Uderzyła go jednak potworna cisza panująca wokół. Zatrzymał się i rozejrzał. Światła ulicznych latarni i neonów zaczęły blednąć. Poczuł, jak przeszywa go chłód. Wtem jego skrzydła stały się ciężkie, a on runął w dół.


Bruce poderwał się gwałtownie z łóżka. Zaraz jednak opadł na nie z powrotem, gdy jego lewą rękę przeszył potworny ból. Złapał się za ramię i jęknął. Ktoś zastukał w drzwi jego sypialni, a zaraz po tym wyłonił się zza nich Alfred.

- Wszystko w porządku paniczu?

- Tak - skłamał Bruce. - Alfredzie, co stało się wczorajszej nocy?

- Och... myślę, że pan Kent lepiej to paniczowi wyjaśni - odparł kamerdyner.

Nim Wayne zdążył coś powiedzieć, zobaczył Clarka i Tima wyglądających zza pleców Pennyworth'a. Chłopak poklepał Kryptonianina po ramieniu i wraz z Alfredem odeszli w głąb korytarza, zostawiają herosów samych. Bruce patrzył wyczekująco na przyjaciela.

- Bruce... - zaczął Kent - zanim się zdenerwujesz na moją obecność, musisz wiedzieć, że Robin był przerażony, gdy otrzymał twoje wezwanie... ale cieszymy się, że je wysłałeś.

Wayne nadal patrzył na niego w milczeniu, oczekując dalszych wyjaśnień.

- Nie wiem, ile pamiętasz z poprzedniej nocy, ale potwornie wczoraj oberwałeś - kontynuował Clark. - Mimo to udało ci się powalić wszystkich przeciwników. Robin dowiedział się, że próbowali przemycić materiały wybuchowe. Nie wiemy jednak jeszcze po co i dokąd.

-"Materiały wybuchowe..." - Zamyślił się Bruce, przypominając sobie o rzuconym w akcie desperacji batarangu. -"Więcej szczęścia niż rozumu..." - skarcił się w myślach.

- Gdy do ciebie dotarliśmy, straciłeś przytomność - ciągnął dalej Clark. - Straciłeś też dużo krwi, a Alfred miał ogromny problem, by złożyć twoje ramię.

Bruce westchnął ciężko, powoli podniósł się do pozycji siedzącej i dotknął opatrunku na lewym ramieniu.

- Pomóc ci wstać? - Spytał Clark, podchodząc bliżej łóżka.

- Dam sobie radę - oznajmił Bruce, gramoląc się powoli z łóżka, po czym spojrzał na zegar stojący na komodzie. -"Trzynasta... super pół dnia w plecy..." - pomyślał.

W momencie, gdy Bruce wyprostował się, Clark zobaczył, jak bardzo posiniaczony był jego tors. W duchu ucieszył się, że pancerz Mrocznego Rycerza był wystarczający by powstrzymać pociski. Jednak po rozmiarze sinej plamy Kent wnioskował, że niewiele brakowało, by poprzednia noc skończyła się tragicznie.

Kiedy tylko obolały heros zniknął za drzwiami prywatnej łazienki, Clark rozejrzał się po sypialni. Na komodzie leżały przygotowane przez Alfreda ubrania. Obok łóżka stał metalowy wózek kelnerski, na którym leżały bandaże, plastry, leki przeciwbólowe oraz inne akcesoria medyczne. Mężczyzna przeniósł wzrok na małą komódkę, robiącą za stolik nocny, na której leżała książka. Podszedł bliżej, wziął ją do rąk i spojrzał na okładkę. Rozpoznał jedynie, że zarówno tytuł jak reszta książki jest napisana w języku kasniańskim*.

- Dragomir Aferdit. Moment na miłość - przeczytał Bruce zerkając mu przez ramię.

- Nie wiedziałem, że lubujesz się w romansach - uśmiechną się Clark, spoglądając na przyjaciela.

Wayne szybko przeniósł wzrok na medykamenty.

- To nie do końca jest romans... - odparł, biorąc leki przeciwbólowe. - Historia dzieje na początku wojny w Kasni. Czytając odświeżam sobie język.

Niczym noc i dzień (SuperBat) [remake]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz