8. Chwila na oddech [2/2]

73 14 2
                                    

Po przesiedzeniu pół godziny w salonie Bruce stwierdził, że bezczynne czekanie na powrót Clarka zaczyna go męczyć. Zdążył obejrzeć już wszystkie zdjęcia rodzinne na ścianach oraz sprawdzić w jakich książkach lubują się domownicy. W pewnym momencie usłyszał, że Martha, która wyszła chwilę temu, właśnie wróciła do domu tylnym wejściem. Nie chcąc wścibsko kręcić się samotnie po reszcie domu, udał się do kuchni, gdzie zastał starsza kobietę z trudem wynoszącą duży kosz z praniem z niewielkiej pralni, znajdującej się pomiędzy kuchnią a tylnym wyjściem.

- Może pomogę? - spytał. Na dźwięk jego głosu pani Kent niemal podskoczyła. - Przepraszam, nie chciałem wystraszyć... - szybko sprostował, zakłopotany.

- Och, nic się nie stało, słoneczko. Clark ostrzegał, że poruszasz się cicho... jak kot  - oznajmiła z ciepłym uśmiechem na twarzy. - A za pomoc będę wdzięczna. Silny z ciebie chłopak, wynieś mi proszę ten kosz tam pod sznury- mówiąc to wskazała służące za suszarkę rozwieszone pomiędzy dwoma palami sznury, stojące kilka metrów od wejścia domu.

- Oczywiście - odparł miliarder, podnosząc duży kosz na pranie.

Drepcząc za kobietą, dziwił się na każdym kroku, jak ciężka może być mokra pościel. Po za tym, chyba po raz pierwszy w życiu miał okazję ją rozwieszać.

- Powiedz mi... jak się dziś czujesz, skarbeńku? - Spytała Pani Kent, rozwieszając pranie. - Wczoraj wyglądałeś na zmęczonego i zmartwionego.

- Dziś jest w porządku - odpowiedział Bruce, unikając kontaktu wzrokowego. - Proszę się mną zbytnio nie przejmować.

- Oj... to tak nie działa... Jesteś gościem i do tego chłopakiem mojego syna, więc będę się przejmować, czy dobrze się u nas czujesz - stwierdziła Martha, poklepując go po ramieniu. - No, do piętnastej mamy wolne... Choć napijemy się herbatki.

Bruce posłusznie poszedł za nią, obawiając się trochę, że zostanie zasypany pytaniami o jego samopoczucie, albo o rodzinę. Nie był gotów na tego typu rozmowę z Clarkiem, a co dopiero z jego matką. Po wejściu do domu Martha nałożyła na talerzyki dwa kawałki ciasta i wstawiła wodę na herbatę.

- Zanieś to proszę do salonu. Zaraz do ciebie przyjdę - oznajmiła podając mu talerzyki.

Wayne wykonał jej prośbę i usadowił się na kanapie. Kremowy biszkopt z bita śmietaną i truskawkową galaretką z kawałkami owoców, którego próbował również wczoraj wyglądał niezwykle apetycznie.

-"Po tym weekendzie będę musiał poprosić Alfreda o skorygowanie mojej diety..." - pomyślał, delektując się małym kawałkiem.

Pani Kent weszła do salonu z kubkami herbaty oraz jakąś grubą książką pod pachą.

- Pewnie trochę im tam jeszcze zejdzie z tymi krowami... - stwierdziła, stawiając kubki na stoliku. - W międzyczasie mogę pokazać ci trochę naszych rodzinny zdjęć.

Bruce poczuł się nagle ogromnie zainteresowany. Pchany ciekawością, jakież to tajemnice z dzieciństwa Clarka może skrywać jego rodzinny album przysiadł się bliżej starszej kobiety. Szczególnie, że na ścianach domu nie zauważył żadnego zdjęcia, na którym jego wybranek miałby mniej niż pięć lat. 

- To zdjęcie zrobiliśmy kilka dni po skończeniu remontu tego domu - zaczęła Martha, otwierając album. - Byliśmy wtedy z Jonathan'em trzy lata po ślubie. Odziedziczył on farmę po ojcu. Mieliśmy niewiele więcej lat, niż wy teraz... Chcieliśmy założyć rodzinę, ale niestety wtedy okazało się, że nie możemy mieć dzieci... - kobieta westchnęła. - Akurat, gdy wracaliśmy od lekarza na naszą farmę spadła rakieta z małym Clarkiem. O tu jest zdjęcie kilka dni po tym, jak do nas trafił.

Niczym noc i dzień (SuperBat) [remake]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz