6. Bankiet

62 13 1
                                    

Nastał dzień bankietu u Veronici Vreeland. Cała Batrodzina, plus Superman, późnym popołudniem zebrała się w jaskini przy wielkim stole, nad którym unosił się hologramowy obraz przedstawiający plan hotelu, w którym miało odbyć się przyjęcie.

- Dobrze, powtórzmy plan - zaczął Superman. - Ja i Bruce, będziemy obserwować z wewnątrz przyjęcia. Alfred w tym czasie będzie miał dostęp do kuchni i innych pomieszczeń dla służby. Wy... - Wskazał na Tima, Dicka i Barbarę. - będziecie obserwować hotel z zewnątrz.

- Na bankiecie ma być również Oliver - dopowiedział Batman, dodając jego wizerunek do hologramu. - Nie informowałem go o naszych planach, ale przestrzegłem, żeby był w gotowości. I jeszcze jedno... Dick weźmiesz mój kostium - spojrzał na zdziwionego chłopaka. - Przez te aferę z danymi, dziennikarze będą zwracali na mnie szczególną uwagę. Jeśli zniknę, a na moim miejscu pojawi się Batman lub inaczej, jeśli Batman się nie pojawi w momencie, gdy coś zadzieje się podczas bankietu, ludzie mogą zacząć nabierać podejrzeń.

[Gotham, Hotel Orchard, godzina 19:00]

Bruce wszedł na salę bankietową. Ze względu na pozycję społeczną, on i Clark musieli się rozdzielić. Nim zdążył zrobić kilka kroków, szybko znalazło się przy nim kilkoro młodych i mniej subtelnych dziennikarzy, zapraszających go do udzielenia paru odpowiedzi. Spodziewał się tego. Nie chciał jednak z nimi rozmawiać, a już zwłaszcza o jego powiazaniach z Batmanem.

- Drodzy państwo! - Zawołał postawny, starszy mężczyzna. - Wiem, że temat jest gorący, ale spotykamy się dziś, by rozmawiać o zagrożonych gatunkach roślin, a nie zwierząt - stwierdził żartobliwie podchodząc do Bruce'a i obejmując go przyjaźnie ramieniem. - Po za tym... za zbytnie napastowanie gości można stracić wstęp na bankiet... - dodał już ciszej, stanowczym tonem.

Dziennikarze odstąpili szybko od Wayne'a, szukając innych potencjalnych rozmówców.

- Dziękuję wujku - odetchnął Bruce z ulgą.

- Dla ukochanego siostrzeńca wszystko - odpowiedział Jacob Kane, starszy brat matki Bruce'a. - A teraz chodź do stołu. Stęskniliśmy się za tobą... Nie odwiedzasz, nie dzwonisz, słyszę o tobie tylko z brukowców.

Mężczyźni ruszyli w stronę jednego z okrągłych stołów. Wayne zajął miejsce obok wuja. Na pozostałych sześciu krzesłach siedzieli kolejno, kuzynka Mariah, córka Jacoba, jej mąż Jeremy Arkham, który specyficznym zrządzeniem losu zarządzał obecnie Arkham Asylum, będąc tak jednocześnie jednym z psychiatrów, obok niego siedział stryj Elwood, a dalej stryjenka Ester, ich synowie bliźniacy Wilhelm i Milton oraz ciotka Catherine, żona Jacoba.

Jego relacje z rodziną były dość specyficzne. Po śmierci jego rodziców opieka nad małym Bruce'em stała się kością niezgody pomiędzy Jacobem, a Elwood'em. Z tego, co opowiadał mu Alfred oskarżali się nawzajem o próbę przejęcia jego majątku, pod przykrywką adopcji osieroconego chłopca. Wtedy też Pennyworth, nie tylko jako lokaj ale również bliski przyjaciel Thomasa Wayne'a, zaoferował, że wychowa Bruce'a, nie chcąc, by wyrastał on w atmosferze rodzinnego konfliktu.

Zarówno Wayne'owie jak i Kane'owie przystali na to, nie chcąc pogłębiać traumy jedynego syna ich bliskich. Mimo to, podczas ich spotkań rodzinnych zawsze dało się wyczuć nieco napiętą atmosferę. Było to coś, co najbardziej mu doskwierało, szczególnie po tym, gdy wraz z Clarkiem odwiedził jego rodziców i zobaczył, jak miło może wyglądać rodzinny, niedzielny obiad.

- Dobra, sorry Bruce, ale muszę o to spytać - zaczął Milton, gdy skończyli jeść drugie danie. - Serio masz kontakt z naszym lokalnym bohaterem?

- Wielkie mi halo... - odezwał się Jeremy, nim Bruce zdążył odpowiedzieć. - Też mam z nim czasem kontakt, i to pewnie częściej niż Bruce. Kilka razy w miesiącu pojawia się z przyprowadzając mi nowych pacjentów.

Niczym noc i dzień (SuperBat) [remake]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz