10. Pierwsze nieporozumienia

49 5 1
                                    

Lecąc do Gotham Clark ciągle zastanawiał się nad tym, dlaczego Bruce nawet słowem nie wspomniał mu o chęci skorzystania z magicznej pomocy Jasona, ani o rozmowie z Etriganem. Nie bardzo jednak wiedział, co tak naprawdę najbardziej go rozzłościło w tej sytuacji. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego wybranek nie jest lekkomyślny, a do tego doskonale zna ryzyko jakie niesie za sobą magia. Musiał więc mieć uzasadniony powód, by z niej korzystać. Nie próbował też niczego przed nim zataić. Po prostu nie podzielił się z nim wszystkimi swoimi planami, ale to też było czymś do czego powinien się po tylu latach przyjaźni przyzwyczaić.

Nawet jeśli byli teraz parą, Bruce nadal nie miał obowiązku i zapewne potrzeby, dzielić się z nim wszystkim co robił w tak zwanym czasie wolnym. Odkąd się poznali, Clark wiedział, że Wayne jest oddanym i wiernym przyjacielem, czy też partnerem, jednocześnie będąc indywidualistą.

Zastanawiając się nad tym głębiej zdał sobie sprawę z tego, że może właśnie ten indywidualizm Bruce'a najbardziej mu teraz przeszkadza. W przyjaźni nie miało to aż takiego znaczenia. Jednak będąc z kimś w związku, Clark miał ogromną potrzebę otoczenia ukochanego opieką i zapewnienia mu bezpieczeństwa. Czego nie mógł mu zapewnić, skoro Bruce zawsze szedł tam gdzie było najgoręcej.

W pewnym momencie Clark zaczął porównywać swojego obecnego partnera do Lois Lane. Ambitna i nieco wścibska dziennikarka też zawsze pchała się w tarapaty, przez co często on, jako Superman, musiał ją ratować. Mimo, że czasem trochę frustrowała go jej nieostrożność, po pewnym czasie zdał sobie sprawę, iż podoba mu się bycie jej wybawcą. Było dla niego w tym coś romantycznego. Czuł się niczym rycerz ratujący swoją wybrankę. Jednak Bruce zdecydowanie nie nadawał się do roli damy, a właściwie księcia, którego trzeba ratować z opresji.

W końcu był Batmanem. Jedynym z założycieli Ligi Sprawiedliwych bez nadludzkich zdolności. Nawet jeśli w ostatnich miesiącach zdarzyło mu się kilka potknięć, to nadal każda próba ratowania go, czy pomocy udzielonej bez jego przyzwolenia, mogła się spotkać z jego oporem i frustracją. Batman nie potrzebował Supermana w roli rycerza na biały koniu. Potrzebował partnera, który stanie z nim ramię w ramię podążając tą samą ścieżką. I jeśli Clark chciał, by ten związek przetrwał musiał to zaakceptować, lub wypracować z Bruce'em satysfakcjonujący dla obu rodzaj partnerstwa.

Pogrążony nadal w myślach Clark, wylądował przed drzwiami willi Wayne'ów. Po kilku minutach od zadzwonienia dzwonkiem, Alfred otworzył mu drzwi.

- Witam, Panie Clark - przywitał go z kamerdyner z uśmiechem. - Zaparzyć ci herbaty? Panicz Bruce pewnie niebawem wróci - oznajmił po chwili.

- Rozmawiałem z nim jakieś półtorej godziny temu i wydawało mi się, że jest już w drodze do domu - stwierdził zmartwiony Clark.

Chwilę po tych słowach Kent usłyszał jak po drugiej stronie budynku otwierają się drzwi od garażu. Rzucając krótkie "Już jest." w stronę Alfreda szybko ruszył na spotkanie z wybrankiem. Gdy go zobaczył, Bruce przechodził korytarzem do windy, niosąc w ręku, czarną torbę z logiem sklepu odzieżowego. Clark zwrócił uwagę na ciemne cienie pod jego oczami oraz nieco bardziej niż zwykle pobladłą karnację. Wyglądał na mocno zmęczonego. Jednak najbardziej niepokojące wydały się jego zabandażowane przedramiona.

- Co ci się stało? - zapytał Kent, podchodząc do kochanka i ujmując delikatnie jego lewy nadgarstek.

Bruce spojrzał na niego nieco niemrawo, zaskoczony jego nagłym pojawieniem się.

- Och Clark, zaskoczyłeś mnie - stwierdził ignorując pytanie, po czym dał partnerowi buziaka w policzek. Długo na mnie czekasz? - zapytał, ze spokojem wchodząc do windy i wciskając przycisk trzeciego piętra.

Niczym noc i dzień (SuperBat) [remake]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz