8. Chwila na oddech [1/2]

75 10 0
                                    

Po trzygodzinnym locie z Delaware do Kansas, Bruce wraz z Clarkiem przesiedli się do wypożyczonego samochodu. Przez ponad godzinę jazdy myśli Wayne'a krążyły wokół spotkania z rodzicami partnera. Znał Kentów od lat, ale nigdy wcześniej u niech nie nocował. Po za tym, teraz powinien ich chyba postrzegać jako przyszłych teściów. To właśnie trapiło go najbardziej.

Uważał, że ogólnie ma pecha do rodziców swoich wybranek. Zazwyczaj okazywali się bossami mafii, przywódcami sekty skrytobójców lub nadopiekuńczymi oficerami, czy generałami.

Przypomniał sobie, jak kiedyś rozmawiał o tym z Dianą, niedługo po kolejnym burzliwym rozstaniu z Talią al Ghul. Amazonka podsumowała go wtedy stwierdzeniem: "Twoje związki ogólnie kończyłyby się mniej spektakularnie, gdybyś nie miał tego samego gustu, co policja."

Wtedy ten żart dość mocno go zabolał, teraz jednak uśmiechnął się na to wspomnienie, patrząc ukradkiem na prowadzącego samochód Clarka. Ostatecznie jedynym czego mógłby się obawiać, podczas spotkania z Kentami, było to czy akceptują ich związek. Nie wiedział, od jak dawna wiedzą ale domyślał się, że jego partner dzielił się ze swoimi rodzicami wszystkimi nowinami ze swojego życia.


Wjechali do Smallville. Wcześniej Bruce nie zwrócił na to uwagi ale była to całkiem spora miejscowość. Po prostu większą jej część stanowiły pola uprawne i pastwiska. Kilka minut później zjechali w głąb jednego z gospodarstw, a z dużego, pomalowanego na niebiesko, drewnianego domu, wyszła starsza kobieta. Jej siwiejące brązowe włosy opadały swobodnie na chude ramiona.

Clark wyszedł z samochodu, już chciał do niej podlecieć, lecz w tym momencie z domu wystrzeliła biała smuga, uderzając w niego z impetem.

- No już, już Krypto! - Zawołał młody Kent, odsuwając dużego białego psa od swojej twarzy.

Krypto zaczął radośnie szczekać i latać dookoła Clarka, wywołując całkiem silne podmuchy wiatru, merdającym ogonem.

- Dawno cię u nas nie było skarbie, nic dziwnego, że się cieszy - stwierdziła Martha Kent z uśmiechem, po czym przytuliła syna na powitanie.

W międzyczasie Bruce wyszedł z auta i ruszył w stronę gospodyni. Wtedy dostrzegł go Krypto. Pies od razu wystrzelił w stronę Wayne, który zasłonił się odruchowo rękami i znieruchomiał. Clark zareagował natychmiast, łapiąc psa tuż przed miliarderem.

- Siad! Nie wolno! - Zganił psa sadzając go na ziemi. - Jesteś cały?

- Tak - Bruce odchrząknął i poprawił mankiety koszuli, próbując uspokoić bicie serca.

Pamiętał swoje pierwsze spotkanie z kryptońskim psem. Nie było to przyjemne doświadczenie. Krypto powalił go wtedy na ziemię z taką siłą, że Wayne stracił na chwilę oddech. W dodatku nie mógł go z siebie ściągnąć, ani odpędzić. Było to też o tyle dziwne, że Krypto obchodził się bardzo ostrożnie z innymi ludźmi, czy nawet z członkami Ligi Sprawiedliwych. W przypadku Bruce'a jednak zachowywał się tak, jakby nie przyjmował do wiadomości, iż Batman jest jedynie człowiekiem, a nie kolejnym Kryptonianinem. Dlatego też Wayne starał się unikać superpupila.

- Przepraszam cię za niego... - Martha podeszła do nich. - Możemy go zamknąć na razie w stodole, jeśli się boisz... - powiedziała, przytulając go na przywitanie.

Bruce zamrugał szybko z niedowierzaniem i niepewnie odwzajemnił uścisk, zdecydowanie nie był to gest, do którego był przyzwyczajony. Zwłaszcza w ramach przywitania z osobą starszą.

- Nie boję się go - powiedział, gdy kobieta się odsunęła.

Martha uśmiechnęła się i poklepała go ramieniu.

Niczym noc i dzień (SuperBat) [remake]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz