Rozdział 24

138 15 23
                                    

//Wtorek 30 czerwca//

- Izuku to ja wychodzę, jeżeli Hawks nie przyleci za 10 minut to masz napisać i żadnego, ale mi tu. - mówił zakładając buty Hitoshi - Wujek będzie w domu po dwudziestej, ja też coś koło tego, chyba że...

Nie było mu dane dokończyć przez przerywającego mu brata.

- Chyba, że Hawks będzie musiał szybciej wyjść i będę musiał zostać sam, już to przerobiliśmy z tysiąc razy Toshi. - powiedział zniecierpliwiony, chciał już naszykować sobie papiery. - Baw się dobrze braciszku! - zawołał jeszcze wypychając go za drzwi.

Kochał swojego brata i jednocześnie miał go nieraz dość. Przecież umiał sam o siebie zadbać. Z tą myślą ruszył do kuchni zaparzyć dzbanek herbaty.

Shinsou minął się na wejściu z Hawksem, który nagle przed nim wylądował.

- Dzień dobry, Izuku już na pana czeka w środku. - powiedział i jak najszybciej się ewakuował. Mimo, że obracał się w świecie bohaterów, spotkania z wyższymi rangą go peszyły.

- Dzięki młody. - rzucił w pośpiechu przybysz wchodząc bez pukania. - Izuku jestem i mam ploteczki! - tyle udało mu się usłyszeć zanim młody dorosły zamknął drzwi.

"Izuku? Są aż tak blisko, żeby do siebie po imieniu mówić? Chociaż nigdy go nie pytałem, czy ma jakiś przyjaciół. Co ze mnie za brat, że nie wiem takich podstawowych rzeczy jak to czy Izu ma przyjaciół? Będę musiał chyba go porwać przed wyjazdem na braterskie pogaduchy o pierdołach."

Z takimi myślami kierował się już powoli na miejsce spotkania z trójką swoich przyjaciół, choć nie wiedział czy Bakugo się jeszcze do nich zaliczał i czy w ogóle przyjdzie. 

"Wszystko się z czasem okaże."

Gdy dotarł na miejsce spostrzegł troje zaproszonych ludzi, podszedł do nich szczęśliwy wiedząc, że jeżeli Bakugo (którego, z powodu włosów, przez chwile wziął za Minę) tu jest, oznacza to jeszcze jakieś szanse na szczęśliwe zakończenie wszystkich tych nieporozumień i kłótni. 

Hitoshiemu od zawsze zależało na szczęściu wszystkich ludzi w jego otoczeniu. Miał nadzieje, że to dobry znak.

//Dom rodziny Aizawa, po wejściu Hawksa//

- Witaj Keigo! Wejdź do salonu, ja już idę tylko skończę robić herbatę. - krzyknął z kuchni. Keigo był jednym z jego małego grona przyjaciół i to na dodatek najmłodszym* (nie liczył Bakugo, ich relacja była bardziej niż skomplikowana). 

- Tylko się nie poparz młody. - nie skończył mówić zdania i usłyszał syk bólu gospodarza - Czy ty naprawdę musisz robić sobie wszystkim krzywdę? - powiedział rozbawiony idąc opatrzeć ofiarę czajnika.

- Jakbyś mnie nie rozproszył to bym się nie poparzył. - mruknął w jego stronę mocząc dłoń pod bieżącą wodą z kranu. - No i z czego się cieszysz? Taki wielki bohater numer 3, a się z krzywdy dziecka śmieje. - nadymał naburmuszony policzki jak rozdymka i udając obrażonego wlepił wzrok w lejącą się wodę.

Takami dalej się śmiejąc przytulił go od tyłu i zatopił twarz w jego lokach. 

- Już gburku, nie obrażaj się tak. - zaczął dalej chichotać.

- A weź spierdalaj. - powiedział obrażony wyrywając się z jego objęć. Tak bardzo chciał, żeby to Katsuki go teraz przytulał, jednak wiedział, że to niemożliwe

- Złość piękności szkodzi młody. - znowu się zaśmiał zarumieniony, badawczo lustrując młodszego. Nagle sposępniał, a jego oczy straciły ten blask, którego pół roku temu się nabawił. - Dobra młody jebać papiery, co się dzieje?

Adopcja | BakuDeku | Bardzo wolno pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz