Rano około ósmej dostałam milion telefonów i miliard wiadomości. Raz zadzwonił do mnie Adrien Santan z pytaniem czy pojawię się na próbie. Stwierdziłam, że mam za dużo rzeczy na głowie i mi się nie chcę, więc odmówiłam. Później dzwonili moi ludzie o odniesieniu Rodricka do domu i porwaniu Dylana. Mają to zrobić wczesnym popołudniem. Reszta telefonów była wykonana przez czwórkę starszych braci.
- Zapomniałam, że nie wróciłam do domu- pomyślałam i zaśmiałam się sama w sobie
Tony mówił, że zostawiliśmy telefony, ale to się mijało z prawdą. Obydwoje mieliśmy ze sobą nasze telefony, po prostu mieliśmy wyłączoną lokalizację i internet, więc nie dało się z nami skontaktować. U mnie działa to tak, że jak mam wyłączony internet, tylko niektóre osoby mogą do mnie dzwonić. Wyjątkami są moi bracia, Rodrick Reteer, moi ludzie, moja mama i tata. Każdemu innemu włącza się od razu poczta głosowa.
U Tonego jest podobnie, tylko w wyjątkach ma inne osoby. Z tego co widziałam jest to Cam i bracia. Włamałam się na jego telefon jak coś.
Gdy weszłam w wiadomości przeczytałam, tylko od Vincenta, Williama, Rettera i Adriena.-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiadomość od Vinca:
Hailie gdzie jesteś?
Martwimy się
Jeżeli Cię porwali, a masz telefon napisz mi cokolwiek
Albo zadzwońWiadomość od Willa:
Malutka martwimy się
Gdzie jesteś?Wiadomość od Rodricka:
Słyszałem, że zniknęłaś.
Masz wrócić musimy pogadać.
Zabiłem jednego z twoich ludzi, jeśli ze mną nie pogadasz dołączysz do nich.
Lepiej się pilnuj
Nikt nie może się dowiedzieć o tej rozmowie albo inaczej pożałujeszWiadomość od Adriena:
Nie będę się wtrącał w twoje życie prywatne, lecz słyszałem o twoim zniknięciu.
Wróć do nich. Martwią się.
A jeśli chodzi o próbę, musisz zjawić się w tym tygodniu, inaczej właściciel sceny zerwie umowęNie wiem, czy mówiłam, że ten koncert jest na sylwestra. Ale, jeśli mówiłam o się pomyliłam. Ten koncert ma rozpoczynać moją trasę koncertową.
Gdy tylko odczytałam wiadomości od Santana, odpisałam na nią
Adrien sorry, ale nie będzie mnie przez najbliższe półtora tygodnia w USA. Wylatuję.
Nie nalegaj, bo i tak Ci nie powiem, gdzie.Po tym wyszłam z pokoju gościnnego. Z Tonym nie rozmawiałam dużo o “mojej świątyni”, raczej omijaliśmy ten temat.
Zeszłam na dół po schodach i zobaczyłam Tonego oglądającego telewizję.
- Tobie też przyszło miliard wiadomości i telefonów od braci? - zapytał nagle
- Tak- mruknęłam cicho, ale tak aby usłyszał
- Musimy wracać- powiedziałam- ale na początku zajrzymy do mojej bazy
Pogadaliśmy jeszcze jaką wymówkę damy braciom, dlaczego nas nie było. Ale jedyne co wymyśliliśmy do improwizacja. Po tym wyszliśmy z domu wzięliśmy motoru i ruszyliśmy do bazy.
Jechaliśmy tą samą droga co wcześniej, ale mimo, że już ją widziałam dalej się nią zachwycałam.
Gdy byliśmy na miejscu i odbyliśmy wszystkie zabezpieczenia ruszyliśmy do mojego gabinetu. Wszystko szybko ogarnęłam i poszłam do łazienki, które była w tym pokoju.
Ubrałam się bardzo elegancko, umalowałam mocno, tak, aby Dylan mnie nie rozpoznał. Założyłam jeszcze perukę i była gotowa. Po wyjściu z łazienki i zapytałam się brata siedzącego na kanapie, czy dobrze wyglądam. I czy widać, że ja to ja. Powiedział, że nie i żebym szła.
Wyszłam z gabinetu i udałam się do pokoju 7. Gdy tam szłam Oliwia mnie zatrzymała.
- Hailie, czy na pewno chcesz tam wejść? Jest w bardzo wkurzony- powiedziała niepewnie
- Tak- mówiłam stanowczo
- Okej, tylko uważaj. Nie wie kim jesteś i żeby nic ci nie zrobił. Wiem, że masz dużą ochronę, ale znasz Dylana.
Pokiwałam, uśmiechnęłam się i odeszłam. Pociągnęłam klamkę i ujrzałam chłopaka z workiem na głowie i kajdankami na rękach. Miał je przyczepione do metalowego stołu. Podeszłam do niego niepewnie i zdjęłam worek z jego głowy. Miał schyloną twarz, lecz teraz szybko na mnie spojrzał i przymrużył oczy. Po chwili powiedział:
- Kim jesteś? I po co mnie porwałaś? Jest południe, któryś z braci zobaczy, że mnie nie ma. Znajdą mnie, a jak wypuszczą wpuszczę Ci wpierdol jakiego w życiu nie widziałaś
- Jestem szefową organizacji i mam do Ciebie sprawę. Vincent Monet o niczym się nie dowie tak jak reszta i ja tego dopilnuję. I zasada jest taka, że nie można grozić członkom organizacja. Kara wydalenia z kraju i organizacji. Dobrze o tym wiesz. Więc lepiej myśl co mówisz.
- Nie można też robić krzywdy i porywać członków organizacji- powiedział zadziornie
- Z tego co wiem nie jesteś jeszcze oficjalnym członkiem organizacji. Nie masz sygnetu, a ja Ci na to nie pozwolę, dopóki nie przestaniesz mi grozić- mówiłam swoim lodowatym głosem- mogę więcej niż myślisz
- Czego chcesz- rzekł obojętnie
- Wylatujesz jutro ze mną i twoim bratem do Tajlandii. Na prywatną wyspę. Nie uciekniesz. Wrócisz do domu za godzinę i się spakujesz na tydzień. TY masz wymyśleć jakąś wymówkę. Jeśli komukolwiek powiesz o porwaniu twoja siostra i braciszek zginą. Mam ich.
- Okej, ale chce mieć potwierdzenie, że tu są
- Siostry ci nie pokaże. Ja się ciebie nie słucham tylko ty mnie, więc ci pokaże brata. Ty tu czekasz, a ja idę- powiedziałam do Dyla, a teraz zwróciłam się do ochroniarzy- pilnujcie go
Teraz wyszłam i udałam się do gabinetu.
- Udajesz, że jesteś porwany. Dylan chcę cię zobaczyć. Udawaj też, że porwałam siebie, czyli Hailie
- Ok
Podeszłam do niego i przyłożyłam do jego twarzy cień, który będzie wyglądał jak siniak. Tony dziwnie się na mnie spojrzał i odsunął się od mojej twarzy.
- To siniak
On pokiwał głową i wrócił do poprzedniej pozycji. Założyłam mu kajdanki i wytłumaczyła, że to część planu. Ruszyliśmy w stronę pokoju, w którym znajdował się Dylan. Przed drzwiami założyłam mu jeszcze na głowę worek.
- To też część planu- powiedziałam
Otworzyłam drzwi zobaczyłam, jak Dylan patrzy na brata.
- Zdejmuj mu opaskę- rozkazał starszy brat
Zdjęłam Tonemu opaskę i wymalowany smutek na jego twarzy. Japierdziele, ale on dobrze gra
- Zdejmijcie tam kajdanki- powiedział, tym razem Tony.
- Dlaczego niby?
- Nie wiem, kurde, może chcemy się przytulić?
- Nie. Miałam tylko Dylanowi pokazać, że cię mam, a teraz wracaj do pokoju.
Założyłam Tonemu worek na głowę i zanim wyszłam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi zdjęłam bratu kajdanki i worek z głowy. Pogratulowałam bratu aktorstwa i razem ruszyliśmy do gabinetu. Tam już podałam mu chusteczki do wytarcia nieprawdziwego siniaka.
- Kiedy go wypuścicie? - zapytał
- Za godzinę we trójkę wracamy do rezydencji. Musisz tu zostawić swój motor. Ty też w domu spakuj się na tydzień. Ja jadę z wami i udajemy porwanie. Kiedy powiesz Dylanowi?
- Ojciec mu powie
- Nie mówię o ojcu tylko o mamie. Powiesz Dylanowi? - zapytał z iskierką nadziei.
- Mówiłam Ci to. Jeśli to się wyda Lisy tego nie przeżyje. Nawet, jeśli jestem szefową organizacji nic nie zrobię. Będzie protest. Jedyne kto nie weźmie w nim udziału to Vincent, Will i Adrien. Ale organizacja jest wielka, a do tej sprawy muszą się zebrać wszyscy członkowie, którzy obecnie znajdują się na terytorium USA. Nie ma szans. Dylan nie wytrzyma, aż komuś powie dzielą minuty.
- No okej. A ja? Mogę ją zobaczyć? Ja nikomu nie powiem
- Tony nie chodzi o to czy powiesz czy nie. Ja tu spierdoliłam, bo zepsułam plan. Nikt nie mógł się dowiedzieć o Lisy, a teraz ty wiesz. Ona mi nie wybaczy, ciocia jakby była moją mamą to by mnie wydziedziczyła. Przecież ja teraz nie mogę spojrzeć matce w oczy- powiedziałam ze smutkiem
- Zadzwoń i jej powiedz- mówił ze spokojem- najboleśniejsza prawda jest lepsza od kłamstwa.
- Ok. Tak zrobię. Będzie lepiej- przytaknęłam i podeszłam do biurka.
Wyjęłam z niego służbowy telefon i zadzwoniłam do mamy.
(rozmowa Hailie i Lisy) (H-hailie, L-lisy):
- Mamo? - H
- Tak? Jestem trochę zajęta- L
- Jutro wylatuję na tydzień do ojca, muszę z nim pogadać- H
- Okej i po to dzwonisz? - L
- Nie.…właściwie to chciałabym Ci powiedzieć, że nasz plan jest do dupy. Już go zepsułam- H
- Co zrobiłaś- L
- Tony wie, że żyjesz i chce się z tobą zobaczyć. Oooo.... i jeszcze do Tajlandii leci ze mną Tony i Dylan
- Japierdziele. Coś ty zrobiła. Ale okej co się stało to się nie odstanie. Spróbuję do was dolecieć na wyspę. Ale nic nie obiecuję
- OK. Pa
(koniec rozmowy)
- Prawdopodobnie zobaczysz się z mamą na wyjeździe- powiedziałam
On się uśmiechnął i pokiwał głową.
Przez tą godzinę dużo rozmawialiśmy, a ja wypełniałam dokumenty, które były na biurku.
Gdy przypadkiem zobaczyłam godzinę, zobaczyłam, że nie minęła godzina, tylko dwie. Szybko wstałam i poinformowałam o tym Tonego. Wstaliśmy z miejsc i udaliśmy się do samochodu. Wybraliśmy czarne BMW z czerwonym paskiem na kołach wsadziłam tam Tonego z tyłu i udałam się po Dylana. Po wejściu do pokoju założyłam mu worek na głowę, wzięłam za łokieć i ruszyłam do samochodu. Wsadziłam go razem z bratem z tyłu. Zapięłam Dylana i ruszyłam na miejsce kierowcy. Jak coś to Tony nie miał na głowie worka ani kajdanek, więc sam się zapiął. Po odpaleniu samochodu ruszyłam.
- Ruszamy- poinformowałam- Jak coś siedzicie obok siebie.
Nie odpowiedzieli. Całą drogę siedzieliśmy w ciszy. Na światłach zmywałam makijaż i zdejmowałam perukę. Gdy byliśmy blisko rezydencji zaparkowałam samochód gdzieś w lesie. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do samochodu ochroniarza.
- Wyrzuć Dylana z samochodu i zabierz mój samochód do bazy.
- Dobrze, Panno Park.
Nie odezwał się, tylko wysiadł z auta i ruszył do mojego. Otworzył tylne drzwi i wyrzucił Dylana z samochodu. Ten tylko jęknął z bólu. Później taki dźwięk wydał też Tony, który stał. A, żeby był wszystko wiarygodne zrobiłam to samo. Następnie usłyszeliśmy pisk opon. Obróciłam się w stronę aut, lecz ich już nie było. Wyciągnęłam z małego plecaka dwa worki. Później zdjęłam też worek z głowy Dylana.
- Co się stało? -zapytałam zapłakana. Byłam bardzo dobrą aktorką
- Nie wiem. Ale wiem, gdzie jesteśmy. Chodźmy do domu- powiedział Dylan
Po około dziesięciu minutach byliśmy przed rezydencją. Zanim weszliśmy na jej teren zatrzymałam się. Wtedy chłopaki na mnie spojrzeli.
- Co my im powiemy? Przecież nie możemy im powiedzieć prawdy- powiedziałam ze smutkiem
- Chyba nie myślisz, że coś nam zrobią? -prychnął Dylan- powiemy reszcie prawdę.
Spojrzałam przerażona na Tonego i pokiwałam głową do drugiego brata. Tony odwzajemnił wzrok. Nie wiedziałam co mam zrobić, jutro mamy wyjechać, a on w to nie wierzy. Pomyślałam przez chwilę, czy nie powiedzieć mu prawdy. Wybrałam drastyczną i ryzykowną opcję. Pociągnęłam Dylana za łokieć i zaciągnęłam go do krzaków. Za nami poszedł Tony posyłając mi pytające spojrzenie. Ja jednak je zignorowałam i powiedziałam do Dylana ostrym tonem:
- Teraz wejdziemy do domu i będziemy udawać, że to było zwykłe porwanie. Nie mówimy kto nas porwał i co mówił. Pakujemy się i jutro wyjeżdżamy na tydzień tak jak mówiła szefowa. A ty masz zachowywać się normalnie -zrobiłam przerwę- Teraz wejdziemy do domu i upozorujemy porwanie. Bez pytań.
On szybko pokiwał głową i nic nie mówił. Potem weszliśmy na teren rezydencji. Po otwarciu drzwi, pierwsze co usłyszeliśmy to krzyki Dylana:
- No japierdziele. Jak możesz być tak spokojny, jak dwa dni temu porwano Tonego i Hailie, a wczoraj Dylana. DYLANA!! Rozumiesz?! Jego się nie da porwać.
- No właśnie dla tego tu jesteśmy- powiedział Dylan.
Reszta rodzeństwa po tych słowach szybko się obróciła i spojrzała na naszą trójkę. Nagle wszyscy się na nas rzucili. Wy przytulali i powypytywali nas. Lecz my nic nie powiedzieliśmy. Zdecydowałam się zabrać głos:
- Rozumiem, że się martwiliście, ale jesteśmy zmęczeni. Ledwo żyjemy
Nie dałam reszcie nic odpowiedzieć, tylko wzięłam Tonego i Dylana za rękę i ruszyłam na górę. Tam im powiedziałam, żeby się spakowali i szykowali na jutro. Po tym, gdy każde z nas udało się do pokoju, miałam zacząć się pakować. Pomyślałam, że tego nie zrobię, ponieważ mam dużo własnych ubrań u taty. W sumie to każde z nas, całe rodzeństwo, ma tam swoje ubrania. Stwierdziłam, że powiem o tym tylko Tonemu, bo Dylan może zacząć coś podejrzewać.
- Nie pakuj się. Masz rzeczy u ojca - powiedziałam po wejściu do właściwego pokoju –jak coś Sky z nami leci.
- Okej. Ale, jeśli jedziesz do ojca w sprawach biznesowych to po co tam ja, Dylan i Sky?
- Ty chcesz się spotkać z mamą, Dylan w sprawach biznesowych musi mi pomóc, a Sky jest mi potrzebna, bo muszę nadrobić próby.
- OK
Po tych słowach udałam się do siebie. Jedyne co zrobiłam to spakowałam telefon, słuchawki i ładowarkę do małego plecaka. Mam te rzeczy w samolocie, ale wolę własne. Gdy była w trakcie szukania moich słuchawek, ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałam “proszę” i usiadłam na łóżko. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Sky. Weszła do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
- Dlaczego Dylan się pakuję i nie może mi powiedzieć? - zapytała
- Miałam za raz iść i Ci powiedzieć, ale zrobię to teraz. Jutro wyjeżdżamy do ojca, a ty jedziesz z nami. Jak Dylan pójdzie się umyć spakujesz się na tydzień. Spakuj się tak jakbyś jechała na wakacje.
- No okej.
- Jakby coś się działo... improwizuj
Sky wyszła z pokoju, a ja w tym czasie znalazłam ładowarkę, której szukałam. Przez kolejne 4 godziny pracowałam. Postanowiłam zadzwonić do mojego pracownika
- Zabierzcie Dylan do samochodu, ma mieć worek na głowie. Jego walizkę też weźcie. Naszykuj samolot na druga w nocy na lot do Kambodży. Stamtąd helikopter ma nas zabrać na wyspę w Tajlandii. Dopiero o pierwszej weźcie Dylana. Macie wsiąść mojego czarnego busa. Ja i reszta zejdziemy po Dylanie. Musicie pamiętać o dyskrecji i ciszy. Zrozumiano? - Powiedziałam lodowatym tonem
- Dobrze, Panno Monet.
Później się rozłączyłam i powiadomiłam Tonego i Sky przez esemes, o której godzinie wychodzimy...
-------------_---------------------------------------------Najdłuższy rozdział jaki napisałam. Niedługo pojawi się nowy.
Co wolicie?Długie, rzadkie rozdziały ----------------->
Krótkie, częste rozdziały.------------------->
Więcej dialogów.----------------->
Mniej dialogów.-------------->
Więcej opisów.------------>
Mniej opisów.----------->
2190 słów
CZYTASZ
Rodzina Monet- zmyślona historia
Novela JuvenilA co gdyby Hailie byłaby sławna, a Lindsay i Camned żyli by w ukryciu.