*Randall*
- Mamy wszystkich. - szepnął do mnie Harry, który to jako mój przewodniczący, siedział po mej prawej stronie. Po mojej lewej z kolei usadowiła się Silvia, zaś po lewej Harry'ego, jego siostra Meredith, pełniąca tu funkcję wiceprzewodniczącej. Omiotłem spojrzeniem po zgromadzonych przy stole w sali obrad, niemo przyznając przyjacielowi rację. Odchrząknąłem celowo dosyć głośno, by móc tym samym uciszyć całe zgromadzenie. Ucichli zarówno radni, jak i ich kwami, które to nieco dalej zajmowały się sobą przy wystawionym tak zwanym, szwedzkim stole.
- Moja królowo, panie przewodniczący, pani wiceprzewodnicząca, drodzy radni, dziękuję za przybycie. Oficjalnie otwieram zebranie Rady Nadzorczej, udzielając tym samym głosu panu przewodniczącemu. - skinąłem na Harry'ego, by ten w moim imieniu zaczął omawiać bieżące sprawy.
- Jak wiemy, sytuacja w Paryżu nie należy do najciekawszych. Miasta nieustannie atakowanego przez właściciela miraculum motyla, niejakiego Władcę Ciem, strzeże grupa nastolatków we współpracy ze zbiegłym przed laty uczniem Kiroshi'ego Sangre'a, Wangiem Fu... - zaczął, za moim poleceniem, nie mówiąc nikomu o wizji, którą to lata temu mój przyjaciel przywlókł ze sobą z Egiptu. Niemniej jednak, i bez tego członkom rady nietrudno było przyznać, że pozostawiony sam sobie zbieg i jego grupa nieletnich wybrańców mogą nie okazać się wystarczającą linią obrony przeciwko posiadaczom miraculów, Motyla i Pawia.
- Miejsce zamieszkania Wanga Fu znamy już od przeszło dwóch lat. Powinniśmy czym prędzej udać się do niego i odebrać to, co z naszego prawa dziedziczenia jest królowi należne. - wtrąciła radna, Amaya Lawrence.
- Pani radna raczy zauważyć, że wystraszenie strażnika zaalarmowałoby jego uczniów. Biedronka i Czarny Kot zaczęliby śledzić każdy nasz krok, zamiast skupić się na próbach pokonania Władcy Ciem oraz jego pomocnicy, Mayury. - przeczuwałem, że mówiąc to, Mer miała ochotę wywrócić oczami, lecz nie skomentowałem tego w żaden sposób.
- Zakładając oczywiście, że oni nie pokonają uczniów Wanga Fu, jako pierwsi. - głos tym razem zabrał Henry Neva. Strażnik szkatuły Północnego Nieba oraz posiadacz miraculum Białej Łasicy, ani na moment nie krył swego zdegustowania. - Uważam, że król sam powinien zorganizować pościg za miraculami Czarnego Kota i Biedronki. Wtedy i sam strażnik nie będzie mógł liczyć na ich wsparcie, gdy zasięgniemy po jego szkatułę. A raczej nie jego, tylko pańską.
- Być może ma pan rację, panie radny. - odezwałem się. - Jednakże pamiętać trzeba, że nasi wrogowie czerpią siłę z negatywnych emocji u ludzi. Pokonanie Biedronki na ich oczach, to jak podanie Władcy Ciem szansy na zwycięstwo na srebrnej tacy.
- Król ma rację. Wraz z upadkiem Biedronki, upadnie Paryż. Nie jest to czas, ani miejsce na podjęcie takiego ryzyka. - wtrącił Harry, zupełnie nie dając po sobie poznać, iż obaj doskonale wiemy, że omawiamy przez nas upadek ulubienicy paryżan nastąpi tak, czy inaczej.
- Chce pan powiedzieć, że pozwalamy na hodowlę złotego cielca, panie przewodniczący? - rzuciła Cornelia Campbell. I tak kobieta była podejrzanie cicho, gdyż zwykle dyskutuje tu z każdym, i to najgłośniej. Nie mogę powiedzieć, że nie miałem w tym swojego udziału, bo miałem i to dość duży. Uraziłem jej dumę i coś czuję, że ta długo mi tego nie zapomni.
- Obawiam się, pani radna, że póki co nie mamy większego wyboru.
- Sugeruje pan nam bezczynność?
- Kto tu mówi o bezczynności? - Meredith odwzajemniła wzburzone spojrzenie właścicielki miraculum Ważki. - Nasze oddziały stale obserwują poczynania Biedronki i Czarnego Kota, w każdej chwili gotowi wkroczyć, gdyby ci odnieśli porażkę. Póki co jednak nie było takiej potrzeby. Poza tym, choć prace wciąż trwają, nasi naukowcy i uczeni w magii nie poczynili jeszcze żadnych większych postępów odnośnie sposobu na zablokowanie dostępu do Potęgi Absolutnej.
CZYTASZ
Miraculum : Rodowy Klejnot - pamiętnik upadłej bohaterki
FanfictionCóż za oklepany motyw... Niczym nie wyróżniający się spośród tłumu osobnik przypadkiem staje się bohaterem, zaś jego życie wywraca się o całe sto osiemdziesiąt stopni w zaledwie jednym momencie. Ale to nie o mnie. Ja nigdy nie byłam przeciętnym szar...