*Chloe*
Ciotka ukryła się ze mną w ciemnym zaułku nieopodal wielkiego biurowca. Nie wyróżniał się on jakoś szczególnie spośród innych budynków tego typu, lecz Czarna Wdowa oznajmiła mi, że tam właśnie zmierzamy. Musiała jednak wpierw przejść przemianę zwrotną, ponieważ nie wszyscy ich pracownicy zdawali sobie sprawę z wpływów mego wujostwa w świecie miraculów. Ciocia objaśniła mi, że budynek podzielony jest na trzydzieści pięter do góry i osiem pięter w dół. Od piętra zerowego wzwyż posady mają pracownicy firmy wujka, a piętra od minus pierwszego w dół stanowią siedzibę protestantów. Co najciekawsze, ci na dole wiedzą o tych na górze, ale ci na górze nie mają pojęcia o tych na dole. Trochę to pogmatwane, ale z pewnością ogarnę.
- Tekkla zwiń sieci. - kobieta wypowiedziała hasło do przemiany zwrotnej, co sprawiło, iż już w stu procentach skłonna byłam uwierzyć, że to na pewno jest ciocia Silvia, zaginiona bliźniaczka mojej mamy. Obie były do siebie podobne, i to bardzo. Chyba jedyną znaczącą równicą był kolor ich włosów. Mama jest blondynką, ciocia Silvia z kolei ma włosy koloru ciemnego brązu. Szybko jednak przestałam się na nią gapić, gdyż jej kwami zaczęła gapić się na mnie.
- A więc, ty jesteś Chloe? Dzierżycielka miraculum Pszczoły? Czy aby na pewno jesteś godna tego, by je nosić? Ja swego czasu na przykład... - kwami ewidentnie miała zamiar wdać się w wywód na temat jakiejś legendarnej bohaterki, której kiedyś służyła, ale ciocia dosłownie chwyciła ją i wsadziła sobie do torebki.
- Nie teraz, Tekkla. - brunetka upewniła się, że kwami nie opuści jej torebki, następnie zwróciła się do mnie.
- Przepraszam cię za nią. Tekkla uwielbia robić z wszystkiego straszną scenę.
- Słyszałam cię! - zawołała kwami Pająka, mimo to nie ośmieliła się wylecieć z torebki swojej właścicielki.
- Przestań się wydzierać. Wchodzę do firmy. - rzuciła ciocia do kwami, po czym ruszyła przodem, tym samym nakazując mi, abym ruszyła za nią. Niemal od razu dorównałam jej kroku.
- Moja kwami mi się kłania i nazywa królową. - pochwaliłam się, unosząc dumnie głowę.
- To masz łatwiej, aczkolwiek szacunek kwami najlepiej jest zbudować poprzez lojalność. Sztuczna adoracja, czy też strach nie są szczególnie trwałym budulcem silnych relacji między nami.
- Ale kwami powinna się przede wszystkim słuchać. Do tego nie musi mnie lubić. - ciocia spojrzała na mnie, jakby wiedziała coś, czego nie wiedziałam ja.
- Oj, jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - ja także nie miałam możliwości, by zadać kolejnego pytania, gdyż właśnie wkroczyłyśmy do firmy wujka. M.C. Corporation przywodził na myśl ogromny ul, w którym każda pszczoła była skupiona wyłącznie na wykonaniu swojego zadania. Ludzie tu byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli naszego przybycia.
- To, kto tu ma jakie miraculum? - zapytałam z ciekawości, na co ciocia jedynie rozejrzała się niespokojnie.
- Cii... Tutaj nikt. Protestanci spoza rodziny i jej najbliższych przyjaciół zjawiają się tu z reguły po zamknięciu. Siedziba znajduje się na dole, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- Czyli wy też się ukrywacie? - spytałam niezadowolona.
- Owszem, choć wciąż nie tak obsesyjnie, jak wy. - ciocia uśmiechnęła się do mnie, jakby ani trochę nie przeszkadzało jej to, że jestem córką jej znienawidzonej bliźniaczki. Ja sama patrzyłam na nią z dystansem, mimo to wsiadłam za nią do przywołanej wcześniej windy. Dojrzałam, że przyciski windy ukazują piętra jedynie od zera w górę, co było niezgodne z tym, co Silvia mówiła mi o tym budynku. Już miałam jej to wytknąć, kiedy brunetka przycisnęła płytkę pod rzędem widocznych guzików, ukazując tym samym dodatkowe osiem ukrytych. Wychodzi na to, że właśnie stałam się jedną z nielicznych osób, które zdają sobie sprawę, jak umożliwić sobie wjazd na tajemnicze piętra. Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że nie jestem wyjątkowa, a go wyśmieję. Ciocia wcisnęła przycisk z numerem minus jeden, lecz winda nie ruszyła od razu. Wpierw zeskanowało nas niebieskie światło.
CZYTASZ
Miraculum : Rodowy Klejnot - pamiętnik upadłej bohaterki
FanficCóż za oklepany motyw... Niczym nie wyróżniający się spośród tłumu osobnik przypadkiem staje się bohaterem, zaś jego życie wywraca się o całe sto osiemdziesiąt stopni w zaledwie jednym momencie. Ale to nie o mnie. Ja nigdy nie byłam przeciętnym szar...