*Silvia*
Gdy tylko moja siostrzenica zeszła schodami na halę, bez zawahania zgromiłam męża spojrzeniem. Chloe wprawdzie wyglądała na zdeterminowaną. Najwidoczniej też nie mogła doczekać się nadchodzącego starcia z alter-ego swojej matki, jednakże nie znaczyło to, że od tak powinniśmy jej na to pozwolić. Na swoje pierwsze starcie w symulatorze treningowym Chloe powinna dostać jakiegoś znacznie łatwiejszego złoczyńcę, bez względu na to, jak pewnie się czuła.
- Czyś ty rozum zapodział? - spytałam z wyrzutem, nie zważając na obecność naszych córek.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Randall wyglądał, jakby faktycznie nie dostrzegł absolutnie żadnego problemu.
- O co mi chodzi? Nie żartuj sobie ze mnie, Rand. Doskonale wiesz, że ona sobie tam nie poradzi.
- Wiem. Nie zmienia faktu, że Chloe jest zdecydowanie nazbyt pewna siebie. Przyda się ściągnąć ją z powrotem na ziemię.
- Jaaasneee. Ty i te twoje manipulacje psychologiczne. - wywróciłam oczami. - A czy nie przyszło ci przypadkiem do głowy, że w ten sposób tylko ją zniechęcisz? - wskazałam otwartą ręką na lustro weneckie.
- Nic jej nie będzie. Musi jednak zrozumieć, że jej trening potrwa nieco dłużej, niż jednorazowa akcja u boku Biedronki. - stwierdził, po czym włączył mikrofon łączący nas z Królową Pszczół.
- Dobra, Chloe. Póki co, chcemy sprawdzić tylko poziom twojego magicznego potencjału. Ogranicz robienie fikołek, za to postaraj się skupić na użyciu swoich mocy, okej?
- Nic się nie martw, wujku. Doskonale wiem, co mam robić.
- To może być niezłe. - mruknęła Dazzy do Aspen. Ta zaś zdawała się mieć potwornie złe przeczucia. Zresztą nie tylko ona.
*Chloe*
To moja chwila. Moje pięć minut. Wystarczy tylko zaimponować wujkowi Randallowi, a on już starań dołoży, aby uczynić mnie najlepszą superbohaterką w dziejach świata. Być może i w oczach Biedronki dorównam Czarnemu Kotu? Nie, lepiej nawet. Ja go PRZEWYŻSZĘ. Może będzie tak, że to ja stanę się jej główną partnerką, z kolei tego kociego przegrywa zdegradujemy do roli pomagiera wspierającego nas od czasu do czasu. Pomyślmy tylko, Biedronka i Królowa Pszczół. To brzmi tysiąc razy lepiej, niż Biedronka i Czarny Kot. A wystarczy tylko wygrać tę jedną, małą walkę.
- Dobra, Chloe. Póki co, chcemy sprawdzić tylko poziom twojego magicznego potencjału. Ogranicz robienie fikołek, za to postaraj się skupić na użyciu swoich mocy, okej? - głos wujka rozbrzmiał przez głośniki wbudowane w ścianę. Pff, kogo, jak kogo, ale mnie instruować nie trzeba.
- Nic się nie martw, wujku. Doskonale wiem, co mam robić. - posiadacz miraculum Wilka nie skomentował moich słów w żaden sposób, jednakże sceneria wokół mnie zaczęła przybierać znajomą formę. Tak oto nieoficjalnie nie stałam już na hali treningowej, a w Paryżu. Ściślej rzecz ujmując, na placu przed Wieżą Eiffla, której to szczyt okupowała moja zakumizowana rodzicielka.
- Okej, wystarczy, że ją unieruchomię, odbiorę przedmiot z akumą i po sprawie. - szepnęłam do siebie, po czym ruszyłam do akcji. Swój bączek owinęłam o szczyt paryskiego symbolu, następnie podciągnęłam się na jego szczyt, stając twarzą w twarz z symulacją złoczyńcy.
- Poddaj się, Królowo Stylu, albowiem osobiście przybyłam tu wyzwolić cię spod władzy akumy. - oświadczyłam, w każdej chwili będąc gotowa, aby przywołać swoje żądło.
- A co to? Kolejny natrętny robal? Czyżbyś nie słyszała o tym, że paski dodają zbędnych kilogramów? - Królowa Stylu zaatakowała mnie, na całe szczęście jednak udało mi się unikać jej pocisków i tym samym, zamiany w złoty posąg. Swoją drogą, ciekawe, jakby to wyglądało w symulatorze? Nie miałam jednak czasu się nad tym zastanawiać, gdyż Królowa Stylu wystrzeliła pocisk zdecydowanie nazbyt blisko mnie. Cofam to. Chyba jednak nie chcę wiedzieć, jak zmiana w posąg wyglądałaby podczas symulacji walki. Dobra, pora pokazać wujkowi i cioci, na co stać protestancką księżniczkę miraculów.
CZYTASZ
Miraculum : Rodowy Klejnot - pamiętnik upadłej bohaterki
FanficCóż za oklepany motyw... Niczym nie wyróżniający się spośród tłumu osobnik przypadkiem staje się bohaterem, zaś jego życie wywraca się o całe sto osiemdziesiąt stopni w zaledwie jednym momencie. Ale to nie o mnie. Ja nigdy nie byłam przeciętnym szar...