Jude, Rey - Ciasteczka z mlekiem

96 7 12
                                    

Jude od 10 lat go nie widział. Zdążył pogodzić się z tym, że człowiek który był dla niego niegdyś wzorem nie żyje. Odwiedził kilka razy dziewczynkę, której Dark ufundował operację oczu. Cieszyło go jak mała widziała mężczyznę jako bohatera. Nawet opowiedział jej Historie, gdzie sam go tak widział. Poznał też siostrzeńca Reya. Nazywał się Lucian, i był przekochanym dzieckiem. Uprzejmym, pomocnym, nieskażonym ciemnością, która zdawała się otaczać całą ich rodzinę. Wszystko w tej kwestii było stabilne.

Pewnego dnia, a konkretniej wieczoru, siedział w swoim gabinecie, w klubie piłkarskim Akademii Królewskiej. Miał do zrobienia trochę papierkowej roboty, i miał wrażenie że od dwóch godzin, sterta rzeczy do skończenia się nie zmniejszyła. Ze skupienia jednak, wyrwało go pukanie do drzwi. Uczeń o tej porze? Niemożliwe....

-Proszę!- Zawołał.

Drzwi się uchyliły. Stanął w nich ewidentnie podstarzały mężczyzna. Mimo szramy na twarzy, i upływu lat, Jude rozpoznał go natychmiast... Tylko jak? Wszedł do pomieszczenia, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. 

-Dobry wieczór, Panie Sharp.-

Możnaby przysiąc że delikatnie się uśmiechnął. Jude poderwał się z fotela, i wpatrywał zszokowany w gościa.

-Co... Jak ty... Przecież widziałem...-

-Wiele razy opowiadałem ci o ludziach, którzy sfingowali własną śmierć. Czyż nie? Usiądźmy i to omówmy.-

Podniósł do góry trzymaną przez siebie siatkę. Wyjął z niej karton mleka, i pudełko pełne ciasteczek. Drżącymi rękoma, młodszy wyciągnął z szafki dwa kubki. Po chwili siedzieli, wpatrywali się w siebie, i myśleli co powiedzieć.

-Pamiętam że jak byłeś naprawdę młody, to bardzo ci smakowały. Wiem że nie smakują identycznie jak te które robiła mama, ale się nad nimi starałem...- Zaczął niepewnie Rey.

-Udoskonaliłeś przepis.- 

Jude od zawsze miał oko do detali. Od razu zauważał nawet subtelną zmianę. Jak i teraz.  Smak ciasteczek z dzieciństwa był bardziej intensywny. Czasem nawet piekący. Te, były delikatniejsze, i bardziej zrównoważone w smaku. Zniknęło wszystko to, czego w nich nie lubił jako 6-latek. Pojawiła się też jeszcze jedna rzecz... Ciepłe uczucie, pojawiające się przy każdym kęsie. Jakby świadomość, że kucharz się o ciebie troszczy.

-Cały ty... Naprawdę imponujące że zauważyłeś, mimo wszystko nie jadłeś ich...-

-Od około 19 lat. 19 lat, na które miałeś wyraźny wpływ. Z czego 10 cię nie było, a mimo wszystko wciąż pociągałeś za sznurki. Ty mnie nauczyłeś dostrzegać takie rzeczy, jakie teraz mówisz że są imponujące.-

Ton Jude'a był czymś pomiędzy złością, stresem, i czystym szczęściem. Oczy, nerwowo biegały pod goglami. Większymi, będącymi zastępstwem za stare, których przez to jak urósł nie mógł nosić. Nie musiał ich kupować ale to zrobił. Tak samo mógł od początku być trenerem innej drużyny, jednak tu wrócił. Robił to, mimo wszystko czując przywiązanie. Nawet nie do drużyny w której grał, lecz do Reya.

-Wiem że może być ci trudno wybaczyć to co zrobiłem... Nawet tego nie oczekuję...- Westchnął, biorąc łyk mleka. -Ale naprawdę chciałem cię przeprosić osobiście.-

-Oczywiście że będzie trudno! Tym bardziej teraz! Ze wszystkich rzeczy które mi zrobiłeś, ta jest najgorsza!-

-Ta? Wybacz nie wiem o którą ci chodzi...-

-Przez lata byłeś obecny w moim życiu. W tej czy w innej formie. A gdy dowiedziałem się o tym wypadku.... Wiesz jak się czułem? Tak jakbym stracił ojca! Jakbym stracił mentora, i opiekuna. Bo w mojej świadomości tak się stało! Byłeś martwy! Wybaczyłem ci wtedy to wszystko, chciałem ci to powiedzieć ale ty musiałeś to zrobić! A teraz siedzisz tu, i nawet nie wiem czy to prawda, czy tylko moja wyobraźnia płata mi figle... Bo cały czas za tobą tęskniłem...-

Wyrzucił z siebie to wszystko. W oczach zebrały mu się łzy. Zdjął więc gogle, i spojrzał na mężczyznę zaszklonymi oczami. Pełnymi żalu, ale też szczęścia. W sercu Reya zaś, pojawiło się to poczucie winy. Skrzywdził osobę która traktowała go jak ojca, a on traktował go... jak syna... Jednak poza tym, czuł wielkie szczęście, że był wzorem dla tak niesamowitej osoby. Otarł ostrożnie łzy z policzków byłego podopiecznego, po czym przytulił go mocno. Nagle jasne stało się, czemu poza Judem było tyle innych dzieci. Starał się zalepić tą pustkę, którą w środku zostawiło odejście chłopaka. Czuł że pięści roztrzęsionego młodzieńca, gną mu marynarkę. Nie przejmował się tym jednak. Był tu. Wyjaśnili sobie wszystko, i wybaczyli. Mogli spróbować to odbudować.

-Tak strasznie cię przepraszam Jude... Nie miałem pojęcia że tak mnie widzisz. Ale obiecuję że teraz tu będę. Teraz cię już nie zostawię. Ciebie, ani Luciana.-

__________________

so miałem to pisać kiedy indziej ale wena powiedziała nope i kończę to teraz jak dostałem opierdziel za nie spanie 

dzięki Aurorcia_2011

krótkie shoty || inazuma elevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz