rozdział 9

125 16 12
                                    

Chuuya

Uchyliłem swoje oczy, gdy usłyszałem kroki blisko mojego pokoju. Jak ja nienawidzę tego, że potrafię się obudzić przy najmniejszym hałasie. Już chciałem zamknąć swoje drzwi, gdy zauważyłem mojego cholernego starszego brata.

- Co ty tutaj robisz?! Wracaj do tego swojego Paryża! I jedz te swoje "croissant"! - Powiedziałem przedrzeźniając jego francuski akcent szczerze poirytowany.

- Czy ty chociaż raz w życiu możesz mnie nie prowokować do żadnej kłótni? - Podszedł bliżej mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu. - Dalej jesteś na mnie zły, że byłem we Francji kilka lat? Tłumaczyłem ci przecież tyle razy, że tak musiało być

- Nie obchodzi mnie to - Mruknąłem przewracając oczami. - Wracaj sobie tam, już ciebie nie potrzebuje

- Właśnie widzę, że nie potrzebujesz pomocy. Mów w tej chwili kto tobie tak tą twarz załatwił? Znowu ćpasz i wplątujesz się w same kłopoty?

- Nie wpierdalaj się w moje życie! Wybrałeś życie we Francji to tam wracaj! - Krzyknąłem na tyle głośno, że gdyby siostrzyczka była w domu już stałaby obok nas.

- Nic nie wiesz dlaczego tak postąpiłem więc nie wypowiadaj się na temat, na który nawet nie znasz odpowiedzi. Nie zamierzam się w żaden sposób tobie tłumaczyć z tego co było

- Bo co? Nie udawaj nagle kochanego brata, który wrócił po tak długiej nieobecności

- Chuuya, to jest związane z moją pracą. Nikt nie może się dowiedzieć o tym czym się zajmuje. Nawet mój partner nic nie wie, nie możesz być wyjątkiem

- Ah, a więc jesteś tu jedynie ze względu na pracę? Dlaczego mnie to w ogólnie nie dziwi? Potem znowu wyjedziesz bez żadnych wytłumaczeń? Daruj sobie i wypierdalaj

- Do cholery, ja wiem że bardzo spierdoliłem, ale postaw się na moim miejscu

- Jak mam się postawić skoro nic nie mówisz? Wiesz co daruj już sobie, gubisz się w zeznaniach

- Powiem ci, ale masz nikomu nie mówić - Zagroził mi palcem jakbym był jakimś kilkuletnim dzieckiem na co prychnąłem mu prosto w twarz. Byłem pewny, że w tej chwili na sto procent wyklina mnie w myślach. - Po twoim incydencie z narkotykami musiałem zająć się kilkoma osobami, uciekli do Paryża, a tam poznałem młodego detektywa, który nazywa się Arthur

- Czyli to moja wina? Mogłeś wynająć jakiegoś detektywa, a nie kurwa zakochiwać się w jakimś. Wracaj sobie do tego kochasia

- Właściwie to przyleciał ze mną, rozpakowywuje nasze bagaże

Oniemiałem na jego słowa. Nie ma pieprzonej opcji, że będę z nimi żył pod jednym dachem. Szybko poszedłem dalej nie słuchając kompletnie Paula.

- Hej! Wracaj tutaj! - Krzyknął, a ja jeszcze bardziej przyśpieszyłem. - Gdzie ty w ogóle chcesz iść?!

- Idę do mojego prawnika! Wyrzuci was stąd! - Wyszedłem, gdy usłyszałem jakiś obcy głos, 1który mówił "Verlie" - ale żenada.

Bardziej żenujący jest chyba fakt, że powiedziałem tak głupią rzecz, ale jedynie to

laprzyszło mi na myśl w tamtej chwili. Takiego poranku zdecydowanie się nie spodziewałem. Po jaką cholerę on tutaj w ogóle wracał? Średnio wierzę w jego dobre intencje, mimo że jest moją bliską rodziną nie ufam mu. Od zawsze nasze relacje były chujowe, ale odkąd zacząłem dorastać był irytujący. Na każdym kroku chciał mnie chronić przed wszystkim co mnie oczywiste tylko pobudzało do większej irytacji, ponieważ nigdy nie słuchałem się jego zakazów i alkohol z narkotykami były dla mnie codziennością - fakt uratował mnie z całego tego świństwa, ale jestem pewien na sto procent, no może jednak dziewięćdziesiąt dziewięć procent, gdyby nie jego złe wychowanie nigdy nie doszłoby do tego co się działo.

law of temptation - soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz