rozdział 18

98 13 3
                                    

Chuuya

Dzisiaj bardzo trudno było mi zasnąć, ciągle musiałem obracać się na różne strony, a gdy tylko udało mi się spokojnie zamknąć oczy chwilę później widziałem przed sobą chaos. Widziałem Osamu, a chwilę później znikał on z Fyodorem, a jakiś mężczyzna w długich, białych i związanych w warkocz włosach śmiał się tym charakterystycznym śmiechem, który przyprawiał mnie o złość i przerażenie.

Najgorsze w tym śnie jest, że wszystko co aktualnie dzieje się w moim życiu jest tutaj pokazane. Fukuchi gdzieś z daleka stoi i rozmawia o czymś z człowiekiem, który mnie zniszczy, gdy ja go pozwę. Arthur i Paul kłócą się do tego stopnia, że Rimbaud wraca do Francji, a mój brat opija to alkoholem co z dnia na dzień tylko go wyniszcza. Siostrzyczka Kouyou jest blisko mnie i stara się mi pomóc, ale z drugiej strony jest za daleko, by chociażby podać swoją dłoń. Yuan i Shirase jako duchy mojej przyszłości jedynie śmiali się ze mnie z daleka oglądając to wszystko jak jakiś śmieszny serial. Osoby, która dostała miano "mojego bohatera" po prostu nie było. Uciekł gdzieś z Dostoyevskym zostawiając mnie kompletnie samego.Wybrał kogoś innego zamiast mnie, w tej chwili czułem w sobie taką pustkę, że nawet nie wiem kiedy łzy leciały po moich policzkach. Nikt nie jest w stanie mnie uratować.

୨୧ ୨୧ ୨୧

Uchyliłem leniwie oczy i zauważyłem, że jestem wtulony w Osamu, a jego ramiona całe mnie obejmują. Starałem się szybko wydostać, bo w końcu jakim cholernym cudem do tego doszło? Przed chwilą go nie było, a teraz budzę się przy nim?

- Widzę, że w końcu wstałeś, słonko - Mówi do mnie z uśmiechem, a ja nie jestem w stanie nic powiedzieć. - Jeśli mogę zapytać to.. co ci się śniło przed chwilą? Próbowałem budzić ciebie, ale na nic nie reagowałeś, więc chciałem chociaż ciebie przytulić i dodało ci to trochę ukojenia

- Aha.. - Westchnąłem i gdy uścisk się rozluźnił od razu wstałem i schowałem swoją twarz w dłoniach. Jeszcze nigdy nie miałem takich ciarek po koszmarze.

Poczułem jak Osamu kładzie ręce na mojej talii i złapałem za jego dłoń. Nie wiem kiedy doszliśmy do takich rzeczy, że śpimy razem i zachowujemy się jak taka typowa para.

- To jak, słonko? Opowiesz mi co ci się śniło?

- Nie wiem czy chcę - Westchnąłem, gdy był bliżej mnie i jego twarz była wtulona w zagłębieniu mojej szyi. Czułem jak jego ciepły oddech łaskoczę moją skrócę. - Dobra, dobra. Widzę, że nie mam wyjścia więc ci opowiem. Ten koszmar był inny niż zwykle. Każdy o kim myślę w tej chwili był z daleka ode mnie. Szczególnie ty byłeś, poszedłeś gdzieś z Fyodorem i nie wróciłeś.. Nie mogłem na nikim polegać, bo byli daleko, a ciebie po prostu nie było. Osamu boję się, co jeśli to sen proroczy? Nie chcę, by cokolwiek z tego się sprawdziło...

Poczułem jak szatyn w mgnieniu oka ułożył mnie na swoich kolanach przytulił do siebie. Odetchnąłem cicho z ulgą i przytuliłem się do niego. Jego dłonie działały na mnie kojąco. Uwielbiałem w końcu dotyk jego dłoni i ust na swoim ciele. To Osamu sprawia, że wszystko co najgorsze znika, a ja z uśmiechem jestem przy nim i to w tym wszystkim jest najlepsze. Ja jestem przy Osamu i on zwraca jedynie na mnie uwagę. W stu procentach myśli o mnie, a ja w stu procentach myślę o nim.

- Już spokojnie, jestem przy tobie i nigdzie nie zamierzam uciekać - Musnął mój policzek i po chwili w to miejsce ułożył swoją dłoń. - Jesteś w końcu moim słonkiem

- Mhm, a ty w końcu jesteś moim bohaterem. Kocham ciebie, Osamu - Szepnąłem patrząc na niego.

Mogłem dostrzec jego delikatny uśmiech, ale z chwili na chwilę obraz wydawał się coraz bardziej rozmazany. Kilkukrotnie mrugnąłem, ale to nic nie dawało. Dotyk dłoni szatyna był nijaki i z czasem czułem jedynie dziwne mrowienie, które w żaden sposób do przyjemnych nie należało.

- Ja cie.. - Słyszałem jego zniekształcony głos, a przed oczami miałem już wyłącznie ciemność.

୨୧ ୨୧ ୨୧

Obudziłem się i wziąłem kilka głębokich oddechów, gdy po chwili siedziałem trzymając się mocno mojej pościeli. To wcześniej musiało być koszmarem w środku koszmaru.. Spałem przy Osamu w pokoju, którego nawet nie pamiętam. Wszystko to wyglądało jak jakiś głupi sen, a ja głupi wierzyłem, że to nic takiego i żyję spokojnie przy boku mężczyzny, którego kocham. Już pierwszy sen jest bardziej prawdopodobny niż mój związek z szatynem.

"Ja cie.." Ja ciebie też? Ja ciebie nie? Co tak właściwie miał na myśli na moje chaotyczne słowa? Co jeśli tak naprawdę wmawiam sobie, a Osamu niczego do mnie nie czuję? Czuję się gorzej niż mógłbym myśleć nad tym.

Złapałem za swój telefon i gdy zobaczyłem, że jest po piątej rano to położyłem się wygodnie, ale już nie miałem ochoty na jakikolwiek sen. Zrobię najwyżej jak Osamu i nadrobię to po prostu kofeiną.

Dzisiejszy dzień jest okropny, a dopiero się zaczyna. Miałem iść dzisiaj z Osamu do Fukuchiego, a prędzej przed jego biurem nogi mi się ugną i nie wejdę. Dlaczego tak późno dotarłem do przekonania, że Fukuchi ma władzę i pieniądze, i jednym głupim ruchem zniszczy całe moje życie?

Tak bardzo nie chcę dzisiaj wstawać z łóżka.

law of temptation - soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz