_____________ 𖣴 𖣴 𖣴 _____________
Sobota jak każda, Jisung zawsze spędzał ją na ranczu u ciotki, miał do niej trzydzieści minut drogi od domu, a potrzebował trochę pieniędzy. Nie interesował się zwierzętami i jeździectwem, po prostu robił tu za stajennego, może czasami luzaka.
Nie był przygnębiony jak zwykle, bo ta praca pozwalała mu uciec od problemów, kochał zielone łąki, zapach siana i świeżej paszy. Zamiatając stajnię, ponownie zatracił się w swoich myślach. Z każdą godziną, coraz bardziej żałował tego, że zignorował chłopaka napotkanego w łazience.
— Oszaleję. — Westchnął do siebie, może faktycznie ktoś się nim interesował? — Bzdura. — Odpowiedział na swoje pytanie.
Chyba każdy normalny człowiek, by spytał rannego o przyczynę, prawda?
Sprzątał z wigorem, by później usiąść na balocie siana, żeby odpocząć. Mimo wczesnej godziny już robiło się ciepło, uśmiechnął się, myśląc nad tym, że za nie całe trzy tygodnie wakacje. Szybko ten uśmiech mu zszedł z twarzy, gdy przypomniał sobie sytuację, w której się znajduje.
— Fuck. — Przeklnął, czując napływający stres.
Wyjął telefon z kieszeni, by przejrzeć portale społecznościowe. Nie zaszkodziłoby mu poszukanie ucznia, który się nim „zainteresował". Wmawiał sobie tak. Kliknął w szkolny spotted, przeszukując obserwatorów profilu, wierzył w to, że go znajdzie.
Przeszukał niemalże wszystkich, aż w końcu znalazł. Był pewien, że to on. Na zdjęciu profilowym znajdował się chłopak o pomarańczowych włosach, niestety w nazwie profilu nie było ujawnione imię, ale przynajmniej nazwisko.
Gdy już miał stuknąć palcem w małe kółeczko, przerwał mu głos ciotki, proszącej o pomoc.
— Jisungie, chodź zgonisz konie z łąki.
— Dobrze ciociu. — Posłusznie zeskoczył z balotu, idąc po najbliżej leżącego bacika i skierował się w stronę rzeki, za którą pasły się wierzchowce.
_____________ 𖣴 𖣴 𖣴 _____________
Minęło pięć godzin odkąd tu przebywa, skłamałby mówiąc, że nie jest zmęczony. Obolały od zamiatania kark jak i ręce przez podciąganie popręgów, musiał to znieść.
— Do której dziś? — Towarzysz Jisunga, który dotarł do niego jakiś czas temu, spytał leżąc wraz z wspomnianym chłopakiem w trawie.
— Jak zawsze, do kolacji. — Odpowiedział, dopalając papierosa.
— Za godzinę będę musiał pojechać pomóc siostrze ale wrócę do ciebie. — Czarnowłosy Australijczyk uśmiechnął się.
Jisung dziękował w duszy, za jego towarzystwo. Chan jest bardzo uprzejmą osobą, nieraz pomagał brunetowi, zanim się zmienił „na lepsze" choć wcale tak nie było.
Han jeszcze rok temu nie krył się ze swoją depresyjną osobowością, otwarcie mówił o trzy lata starszemu chłopakowi o swoich problemach, tylko mu. Dopiero gdy zaczął tracić osoby przez jego stan psychiczny, zamknął się w sobie, by uniknąć straty Banga. Ufał mu, ale nie na tyle, żeby nazwać go swoim przyjacielem.
Dla Jisunga definicja „przyjaciel", to po za bezgranicznym zaufaniem też bycie u kogoś na pierwszym miejscu. Może i miał wygórowane wymagania, lecz nigdy nie czuł się najważniejszy. Ewidentnie nie zasługiwał na to.
Bardzo dobrze wiedział, że dla Chana nie jest taką osobą. Dwudziestolatka otaczało wiele znajomych, przyjaciół jak i dziewczyna, przecież to niemożliwe, żeby taki wyrzutek jak Han Jisung, był dla niego kimś.
— Dobrze, dziękuje. — Na jego twarz wkradł się delikatny, szczery uśmiech. Czarnowłosy chłopak niezbyt zrozumiał podziękowania nastolatka ale również odwzajemnił uśmiech. — A jak tam z pracą? — Podpytał, by utrzymać jakiś temat.
— Przecież wiesz, że wziąłem cztery dni wolnego. — Zaśmiał się. — Ale tak to w porządku, jestem dumny z siebie, ostatnio dostałem trzy koła za jeden bit.
— To pięknie, robisz na prawdę dobrą robotę.
— Kiedyś wspominałeś, że coś piszesz. — Zwrócił się, zerkając na bruneta z nadzieją, że kiedyś mu to pokaże. — Dla ciebie bym mógł coś zrobić.
— Ach racja, ale ja to robię dla zabawy! — Wytłumaczył. — Nawet nie potrafię śpiewać.
— Słyszałem jak wyłeś z Bae po siedmiu szotach. — Wspomniał rozbawiony. — Masz potencjał.
— Byłem pijany! — Wybronił się.
— Więc na trzeźwo jest lepiej. — Przyznał. — Pokażesz mi kiedyś swoje wypociny?
— Kiedyś w dalekiej przyszłości.
Po jakimś czasie towarzysz go zostawił na jakiś czas a Jisung zabrał się za kolejną pracę, wszystko dookoła miało szczęście, że miał dziś całkiem dobry humor. Chłopak opiekował się zwierzętami jak należy, chodził uśmiechnięty dopóki jego matka nie zjawiła się na posesji.
— Jisung, ubierz się. — Odezwała się, wpatrując się w ramiona bruneta.
Han zdezorientowany, rzucił do niej pytające spojrzenie, dopiero po jakimś czasie rozumiejąc co ma na myśli. Westchnął smutno, zerkając na podłużne, fioletowe i białe ślady. Jak mógł się tak oszpecić?
— Mamo gorąco mi, nie będę chodził w bluzie. — Zwrócił się, wiedząc, że jego nastrój już został popsuty i nikt go nie naprawi.
— Nie obchodzi mnie to, trzeba było wcześniej myśleć.
— Mówiłem żebyś więcej nie poruszała tego tematu! Przyjechałaś tylko po to żeby mnie opieprzyć? — Dociekał kipiący gniewiem, to oczywiste, że niecierpiał jak ktoś mu wypomina takie rzeczy.
— Nie. — Kobieta pokiwała przecząco głową. — Ale to aż szczypie w oczy.
— Nie mam czasu na kłócenie się z tobą. — Burknął urażony. — Idę. — Dodał, szybkim krokiem idąc w stronę maneżu, będąc pewny, że będzie musiał ustawiać parkur.
_____________ 𖣴 𖣴 𖣴 _____________
CZYTASZ
dessous || minsung
FanfictionHan Jisung, niewidzialny dla innych chłopak, który nie ma na nic odwagi. Lee Minho, niedoszły absolwent tego samego liceum, który napotyka przygnębionego chłopca, w dwuznacznym miejscu. ⚠︎︎ samookaleczenie, przemoc, wulgaryzm, używki, toksyczne zac...