Rozdział 29

1.4K 44 42
                                    

!W tym rozdziale może wystąpić, lub zostać opisana scena przemocy!

Sięgnąłem dłonią do kołnierzyka mojego mundurka i poluźniłem jego uścisk na mojej szyi. Spojrzałem w stronę mojego pokoju, zauważając, że drzwi były otwarte. Mogłem się dosłownie założyć, że rano zamykałem za sobą te drzwi.

Starałem wytłumaczyć sobie to tak, że przeciąg musiał otworzyć te drzwi, czy coś innego. Kiedy jednak stanąłem u progu, zobaczyłem, stojącą Charlotte przy mojej komodzie. Jedna z szuflad była otwarta, a ona w skupieniu obserwowała jej zawartość.

- Nie mam w tym domu już ani trochę prywatności - mój ton był wyrazisty.

- Dalej masz jej zdjęcia - wyszeptała, nie do końca chyba zdając sobie sprawę, że tu jestem.

Dopiero teraz spostrzegłem, że trzymała on w dłoni pogiętą fotografię, którą zawsze trzymałem w górnej szufladzie. Przedstawiała ona moje szóste urodziny, które świętowałem razem z moją mamą. Jej palce przesunęły się po śliskiej stronie tam, gdzie znajdowała się mała czapeczka urodzinowa na mojej głowie.

- To moja mama, nie zamierzam wyrzucać ją z mojego życia i zastępować jakąś tanią podróbką, tak jak mój ojciec - myślę, że zrozumiała, co miałem na myśli.

Podszedłem do niej bliżej, chcąc wyrwać zdjęcie z jej rąk. Nie zasługiwała na to, aby oglądać to zdjęcie, a już tym bardziej na trzymanie go. Sięgnąłem po zdjęcie, jednak słysząc jej głos, zatrzymałem się.

- Podczas wypadku byłeś trzy lata młodszy niż Caleba teraz - drugą dłonią zakryła swoje usta. - Nie chcę, nawet wyobrażać sobie jak ciężko musiałeś to przechodzić.

- Naprawdę zamierzasz teraz do tego wracać, po dziesięciu latach - prychnąłem, patrząc, jak wyrzuty sumienia zżerały ją od środka. Nie skupiłem się jednak dlaczego widziałem to w jej twarzy. Wolałem zamiast tego, mówić dalej - Dałem sobie radę, jak widać. Pewnie, gdyby nie ty i charakter Grasona poszłoby to zgrabniej, ale już nie wchodźmy w szczegóły.

Czułem, jakby kobieta nie była do końca obecna w tej rozmowie, tak jakby coś z tyłu głowy zżerało ją od środka.

- Dlaczego w ogóle o to pytasz, zamierzasz się udać na drugą stronę?

- Nic takiego, po prostu nigdy nie usłyszałam tej historii z twojej strony - wystawiła fotografię w moją stronę, którą bezzwłocznie przejąłem.

Poczułem prawie niewyczuwalną ulgę, kiedy moje palce dotykały śliskiego papieru.

- Bo nigdy cię ta historia nie interesowała, nie interesowałem cię ja. Byłem największą wadą w idealnym świecie u boku Graysona - spuściłem wzrok na zdjęcie, zdając sobie sprawy z jednej sprawy. - Gdyby nie to, że ojcu zależało na pierworodnym potomku, zapewne skończyłbym w jakiejś szkole z internatem na drugim końcu kontynentu, jeżeli właśnie o to byś poprosiła.

Odważyłem się spojrzeć wprost w jej oczy, chcąc dowiedzieć się prawdy. Czy naprawdę miałaby sumienie odciąć małe dziecko całkiem od swojej rodziny?

Przez moją głowę przeszła cicha myśl, tak absurdalna, a jednak taka zastanawiająca. Co, jeśli ojciec od razu po śmierci mamy, zrezygnował ze mnie? Czy ominęłyby mnie te przepłakane noce i wszystkie te okropne rzeczy, które ciągnęły się przez długie lata? Może miałbym wtedy szansę na szczęście, prawdziwe szczęście. Nie takie, które pokazywałem za pomocą sztucznych uśmiechów.

Czy wtedy siedząc przy jakiejś innej rodzinie, płakałbym za nim, tęskniłbym za nim? Naprawdę byłbym zdolny do tego? Miałbym mu za złe za to, że mnie zostawił. To zabawne patrząc na to, że w tej rzeczywistości, błagałem, aby to jego nie było. Ta myśl przewijała się każdej nocy, spędzonej na zewnątrz podczas burzy.

Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz