Rozdział 28

1.6K 49 20
                                    

Harper

Zacisnęłam mocniej dłonie na papierowym kubeczku. Chłód z niego owinął moje dłonie. Sięgnęłam po drewnianą łyżeczkę, zanurzając ją w puchatych lodach. Włożyłam do ust po brzegi napakowaną łyżeczkę i poczułam, jak rozpływa się tam smak mlecznej czekolady.

Dłoń chłopaka owinęła się wokół mojej tali i pokierował mnie w stronę brzegu ścieżki dla pieszych. Jego palce delikatnie wbiły się w moje żebra, przyciągając mnie tym samym do niego.

- Może usiądziemy tutaj? - przed nami znajdowała się drewniana ławeczka, którą pewnie miał na myśli.

Skinęłam głową twierdząco. Wystarczyło kilka kroków, abyśmy mogli stanąć obok niej, a potem na niej usiąść. Kąciki moich ust uniosły się, kiedy poczułam sylwetkę chłopaka obok mnie. Jego ręce co jakiś czas ocierały się o materiał mojej bluzki. Cicho zaśmiałam się widząc ubrudzony kącik jego ust od truskawkowych lodów.

- Nie spodziewałem się, że Portland będzie tak ładne - wytarł wierzchem dłoni swoją twarz. 

To prawda to miasto było piękne, pod względem widoków, miejsc, ale i też ludzi. Przeprowadzając się tutaj nie miałam pojęcia, że tak szybko poczuję się tutaj jak w domu. 

Uwielbiałam swoje rodzinne miasto, niewielką liczbę przyjaciół i starą szkołę. To tutaj jednak poczułam się na swoim miejscu, poczułam się potrzebna. 

Przyjaźń z Madison, kiepskie żarty Jacoba i uśmiech Caleba, kiedy wchodzę do jego domu. Nie wymieniłabym tego za nic innego. Oczywiście były też wady, którymi mogłabym nazwać bez żadnego zastanowienia Daniela. 

Mogłam nawet stwierdzić, że spotkanie z Tylerem nie było pod żadnym względem wadą. Początki nie były najlepsza, a nawet tragiczne, ale teraz nie wyobrażam sobie wejść do domu Evansów, wiedząc, że tam go nie będzie.

Nie potrafiłam opisać uczucie, jakie ogarniało mną kiedy na mnie patrzył. Nie potrafiłam również opisać tego jak krzyczeliśmy na siebie tylko po to, aby po chwili ratować siebie nawzajem z tarapatów.

- Też tego nie przypuszczałam, ale teraz mogę szczerze powiedzieć, że polubiłam to miejsce.

Widziałam kątem oka lekkie niezadowolenie na jego twarzy. 

- Nie powinnaś się przywiązywać. Skończysz za półtorej roku szkołę i pojedziesz ze mną na studia - odwrócił się w moją stronę.

- Nie jestem jeszcze pewna twojej uczelni. Tak naprawdę jeszcze o tym za bardzo nie myślałam - odpowiedziałam szczerze.

Moje życie płynie w tak zawrotnym tempie, że nie mam czasu na pomyślenie, co tak naprawdę chcę studiować. A co jeżeli nawet nie będę miała szansy, aby to zrobić.

- Przyjedź do mnie, zobaczysz uczelnie. Oprowadzę cię po całym budynku, spodoba ci się tam - zaczął znowu Logan.

Od początku zaczęcia jego studiów, proponował mi abym tam pojechała. Na początku nie interesowały mnie na razie wysokie uczelnie, dzięki czemu on odpuścił. Ile mogłam mu jeszcze odmawiać? Nie chciałam go zawodzić, ale teraz był najgorszy moment na wycieczki po stanach.

- Wiesz, że nie mogę zostawić siostry i mamy - spuściłam wzrok na kubeczek, tracąc zupełnie apetyt.

- To kilka dni, poradzą sobie bez ciebie.

- Bardzo dobrze wiesz jaka jest sytuacja. Nie mogę zostawić Emmy samej, ona się boi - moje palce owinęły się mocniej na pudełku.

- Zaprzepaścisz swoją kolejną szansę dla nich. Podkładasz się za każdym razem i myślisz, że dostaniesz za to jakąś nagrodę - sarknął.

Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz