Rozdział 19

1.7K 64 8
                                    

Przewlokłem ostatni guzik w mojej czarnej koszuli. Przewróciłem oczami, kiedy poczułem, jak kołnierz opina moją szyję. Nienawidziłem tego.

Spojrzałem na siebie w lustrze znajdującym się nad umywalką. Wygładziłem materiał znajdujący się na rękawach. Następnie przeniosłem dłonie na garniturowe spodnie w tym samym kolorze. Przesunąłem dłońmi, strzepując resztki kurzu.

Ostatnio czułem się, jakby moją szafę wypełniały jedynie eleganckie garnitury. Co chwilę musiałem się w nie ubierać, aby dobrze reprezentować się w firmie ojca, jak i przedstawiciel. Zdarzały się nawet dni, w których z rana byłem ubrany w szeroką bluzę, natomiast wieczorem w marynarkę.

Po dzisiejszym spotkaniu miało to się na chwilę uspokoić.

Tylko zostało przede mną to nieszczęsne zadanie. Wszyscy będą oceniać moją pracę, która jest dopiero w połowie zrobiona. Przez cały dzień przygotowywałem się na to. Pewna niepewność roznosiła się po moim ciele.

Wyszedłem z łazienki, rozglądając się po moim pokoju. Zabrałem czarną teczkę, jak i swój telefon z łóżka. Rozejrzałem się po pokoju.

Czy przypadkiem o czymś nie zapomniałem?

Zrobiłem małą listę w głowie, wymieniając wszystkie potrzebne rzeczy. Byłem na tyle niepewny, że najlepiej sprawdziłbym, czy w teczce znajdują się wszystkie dokumenty. Przeglądając każdą kartkę po kolei, jakbym doszukiwał się w środku błędu ortograficznego.

Jednak nie miałem teraz na to czasu. Zaraz miał przyjechać ojciec. Nie pozwoliłby nawet na sekundę spóźnienia, a tym bardziej spowodowanego przez moją niepewność.

Zszedłem po schodach na dół, zostając na środku korytarza.

Po mojej głowie przez chwilę przeszła myśl o wypiciu szklanki wody. Potem woda zmieniła się w głowie na coś mocniejszego i wtedy uznałem, że odpuszczę sobie wszelkie napoje. Nie chciałem ryzykować, że skończę ze szklaną butelką w dłoni.

Zamknąłem oczy, wypuszczając ciążące mi powietrze. Otworzyłem je właśnie, wtedy kiedy przez korytarz przeszła Harper.

Przystanęła, pozwalając, by nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiech, z którym wyszła z tego pokoju, pozostał nawet przy moim towarzystwie. Mój oddech znacznie zwolnił, a z tym razem moje serce, które od samego rana niemiłosiernie szybko biło.

Ścisnąłem mocniej teczkę, kiedy usłyszałem, jak ktoś wszedł przez wejściowe drzwi.

Wzdrygnąłem się, stając od razu prościej. Przez jej ciało również przeszedł lekki dreszcz. Skuliła głowę do dołu, znikając w innym pomieszczeniu. Chciałem podążyć za nią wzrokiem, jednak po drugiej stronie korytarza stał Grayson.

- Tyler, idziemy - krótko zakomunikował.

***

- Reklama będzie trwała dwadzieścia sekund, tak aby zaciekawić klienta naszą ofertą - przełączyłem slajd. Na ekranie ukazały się cztery kadry z reklamy. Oczywiście były to robocze zdjęcia, tak naprawdę jeszcze nie obrobione, ale idealnie nadawały się do zaprezentowania jako szkic. - Zainteresowana osoba przejdzie na naszą stronę, gdzie będzie mogła doczytać szczegóły.

Spojrzałem na drugi koniec sali konferencyjnej. W połowie zapełniony stół stal na środku sali konferencyjnej. Wszystkie pary oczu były skierowane w moją stronę, co jakiś czas spoglądając na ekran. Na samym szczycie siedział mój ojciec z neutralną miną. Obok niego siedział Pan Miller, zafascynowany moją pracą. Natomiast trochę dalej siedziała Amber, która z ciekawością mnie słuchała.

Kiedy nasze oczy się krzyżowały na jej policzkach, wkradał się mały rumieniec. W tamtych momentach skupiałem się na niej, a nie na całej sali oceniających mnie ludzi.

- Przedstawimy tam głównie zagospodarowane hektary wokół budynku. Kilka ujęć na pokoje i także na wbudowaną restaurację.

Nacisnąłem na jeden z przycisków na pilocie. Tym razem ekran przedstawił prototyp strony internetowej. Elementy z wywieszonych w hotelu obrazów zostały wykorzystane do artystycznych wstawek.

- Strona internetowa będzie przede wszystkim wyróżniała się elegancją, jak i przejrzystością.

Spojrzałem na pozostałych, czując jak kołnierz koszuli, mnie uwiera. Jakby sam z siebie zaciskał się z każdą chwilą coraz bardziej.

Ostatni raz nacisnąłem na mały przycisk. Na ekranie pozostało jedynie logo firmy. Odłożyłem pilot na stół, pozostając prosto do wszystkich słuchaczy.

- Czy są jakieś pytania?

- Jak długo będzie trzeba czekać na opracowanie tego? - zapytał jeden z pracowników Pana Millera.

- Po zatwierdzeniu proponowanej wersji, wszystko powinno być gotowe po dwóch tygodniach. Każde kolejne przeróbki projektu będą wydłużać czas - odpowiedziałem, mam nadzieję, że dość przekonująco.

Pojawiły się jeszcze kolejne pytania, na które odpowiadałem, aż nadto profesjonalnie. W pewnym momencie Pan Miller wstał, wypraszając wszystkich z sali. Zostaliśmy tylko w czwórkę.

Poczułem lekki stres, jednak widząc uniesiony jeden kącik ust mężczyzny w górę, wstrzymałem oddech.

- Naprawdę jestem pod wrażeniem - zaczął, a jego twarz pożarł uśmiech. - Grayson, możesz być dumny ze swojego syna.

Kątem oka widziałem jak Evans, poprawił się na krześle. Zwrócił uwagę na swojego przyjaciela.

- Nie dałbym przecież niekompetentnej osoby do twojego zlecenia. Wiedziałem, że sobie poradzi - wypowiedział te słowa.

- Właśnie w tych momentach żałuję, że nie mam takiego syna jak ty - uśmiechnął się, nie widząc żadnego problemu w swoich słowach, Wręcz przeciwnie był z nich dumny.

Automatycznie spojrzałem na dziewczynę, która jedynie się delikatnie uśmiechnęła, przytakując tym samym ojcu. On odwrócił się od niej, skupiając na rozmowie z nami. Wtedy jej kąciki zaczęły powoli opadać, a ona sama zdawała się pogrążyć w swoich myślach. Jej ramiona się delikatnie skuliły, broda była bliżej klatki piersiowej, a smutek w oczach narósł.

- Tak naprawdę to gdyby nie Amber nie wyszłoby to tak dobrze - wszyscy w pomieszczeniu zamilkli. Każda para oczu zwróciła się w moją stronę. - Znała się dobrze na całym hotelu. Znalazła piękne miejsca, które wykorzystaliśmy do reklamy.

Dopiero teraz miałem odwagę spojrzeć w jej stronę. Oczy były znacznie większe, a ponury błękit teraz skrywał w sobie więcej iskierek. Zszokowana szukała odpowiedzi na mojej twarzy.

- No cóż, Amber... - zawahał się jej ojciec. - Ona lubi ładne rzeczy - szybko podsumował.

Ona lubi ładne rzeczy?

Co to w ogóle miało znaczyć?

Uśmiechnął się jak jakiś klaun, dumny ze swoich słów. Tak jakby jego córka nie stała właśnie obok i niczego nie słyszała.

Wstał z krzesła i zaczął zbierać wszystkie potrzebne dokumenty, które leżały przed nim. Po chwili podniósł swoją teczkę i zaczął pakować wszystko do niej. Odsunął się od stołu, zmierzając w stronę mojego ojca.

Ledwo co zdążyłem się odwrócić, a przede mną już stał on. Wyciągnął w moją stronę dłoń, dalej mając w oczach, jakiś rodzaj zachwytu patrząc na mnie, pomimo moich słów.

Jednak patrząc na jego dłoń, miałem ochotę jedynie na nią nadepnąć.

- Dziękuję za dzisiejsze spotkanie - wypowiedział.

- Ja również - skinąłem głową i uścisnąłem jego dłoń.

Mężczyzna wyminął mnie, przechodząc do drugiej części sali. Tuż za nim szła jego córka, która zatrzymała się również przy mnie.

Miała na sobie już jeden z jej mało angażujących uśmiechów. Nasze oczy tonęły w sobie nawzajem.

Chciałem rozłożyć ramiona, aby nie miała jak przejść dalej. Chciałem ją zatrzymać przy sobie, z dala od naszych rodziców. Potem bym się dowiedział, jak się z tym czuje, czy nic się jej nie stało?

Nie mogłem tego jednak zrobić. Nie, kiedy wokół nas stoją nasi ojcowie. Dobrze wiedziałem, że jeżeli Grayson zauważyłby, że mi na niej zależy, szybko by to wykorzystał.

Wystawiłem do niej rękę, tak jak przystało na współpracowników. Zdezorientowanie zagościło na jej twarzy. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że nie powinienem tego robić, że ona tego nie chciała. Jednak kiedy poczułem jej miękką skórę po wewnętrznej części dłoni, wszystkie obawy zniknęły. W jej oczach znowu widziałem tę samą pewność siebie która była na szkolnym korytarzu.

Poczułem ostry wzrok za sobą. Kątem oka zobaczyłem surowo przeglądającego się mi ojca. Oczywiście pierwsza lepsza osoba uznałaby to za normalny wyraz twarzy. Jednak przez to, że spędziłem z nim całe swoje życie, zauważałem małe zmiany na jego twarzy. Każda zmiana oznaczała coś innego, nawet ta prawie niezauważalna, a ja znałem je wszystkie na pamięć.

- Pozwól, że cię odprowadzę - ojciec skierował to w stronę Millera.


Jeden z nich nacisnął na klamkę, pozwalając, aby ciche szepty pracowników wpłynęły do środka. Naprawdę doceniałem to, że każde drzwi tutaj były dokładnie uszczelnione.

Obydwoje wyszli przez szklane drzwi, zostawiając nas samych. Lecz nie na długo. Kiedy drzwi zaczęły się powoli zamykać, dziewczyna posłusznie chciała iść za nimi. Wplotłem swoje palce w jej na ułamek sekundy. To było niespodziewane dla mnie a tym bardziej dla dziewczyny, która jedynie przystanęła. Delikatny rumieniec zaczął gościć na jej policzkach.

Pragnęła odwrócić się w moją stronę, ale obydwoje wiedzieliśmy, że nie może tego zrobić.

Postawiła krok do przodu, a po nich kolejne. Jej dłoń powoli wysuwała się z mojej, aż nic po niej nie zostało.

Stanąłem przy stole i zacząłem zbierać dokumenty, które na samym początku spotkania rozdałem. Powoli przechodziłem wokół stołu, błądząc w moich myślach.

Otrząsnąłem się, zdając sobie sprawę, że byłem na terenie ojca. W jego firmie, gdzie na każdym zakręcie jest kamera, a ludzie plotkują na każdy możliwy temat. Co najgorsze, był tu mój ojciec.

Przecież on jest w stanie wykorzystać każdą możliwą rzecz przeciwko mnie. Więc już wolę nie myśleć co mógłby zrobić z osobą.

Podeszwa pantofli uderzyła o parkiet w pokoju. Nie musiałem nawet sprawdzać, aby wiedzieć, kto stał po drugiej stronie stołu. Pełny swobody położył jedną dłoń na oparciu fotela.

- Nie była to zachwycająca praca. Prezentacja wyglądała, jakbyś robił ją na przemian z pracą domową - spojrzałem na jego twarz pełną lodu, jak i drwin.

- To zapewne dlatego, że chodzę do tej szkoły. Poza tym nie jestem jednym z twoich fachowych pracowników.

- Ja w twoim wieku godziłem te dwa światy. Ty tego nie potrafisz? - uniósł jedną brew ku górze.

- Na szczęście nie jestem tobą - wypuściłem teatralnie powietrze.

- Wszystko byłoby tak proste, że aż nudne - podniósł kącik ust.

Zignorowałem go, podszedłem do już ostatnich papierów, jakie mi zostały. Starałem się zapomnieć o jego obecności, ale kiedy mi się to już udawało, on musiał znowu zacząć.

- Wytłumacz mi lepiej, co to miało być.

- Prezentacja - wystawiłem rękę w stronę ekranu, nakierowując go tym samym na moją odpowiedź.

- Szkoda, że na końcu nie podpisałeś się na niej jej imieniem - prychnął.

- W czym tym razem jest problem? - odłożyłem wszystko na mały stolik w kącie pokoju. Odwróciłem się, poświęcając mu swoją uwagę.

- Zamierzasz rozdawać swoją pracę wszystkim po kolei.

- Amber na to zasłużyła, pomogła mi przy tym bardziej, niż ktokolwiek inny - starałem się, aby moja twarz wyglądała na spokojną, opanowaną.

- Świetnie, jest także kobietą. - zacisnąłem pięści, starając się przygotować na obrzydliwe słowa, które wypowie. - To, że po lekcjach matematyki pomacha ci długimi rzęsami i spojrzy na ciebie dużymi oczami, nie oznacza, że masz jej oddawać połowę swoich udziałów.

- W takim razie Charlotte musiała naprawdę się postarać, skoro pozwalasz jej korzystać ze swojej karty kredytowej.

Zabrałem swój telefon, wkładając go do jednej z kieszeni.

- A teraz mi wybacz, śpieszę się - posłałem mu uśmiech i wyszedłem na zewnątrz.

***

Otworzyłem drzwi, będąc od razu przygotowany, że zastanie mnie cisza. Myliłem się. Z kuchni dobiegały ciche rozmowy, w których czasami przeplatał się śmiech.

Wszedłem głębiej w stronę wspomnianego pomieszczenia. Przystanąłem przy drzwiach, spoglądając na dwie osoby. Chłopiec siedział przy wyspie, trzymając przed sobą otwartą książkę. Harper stała za to przy zlewie, stojąc do mnie tyłem.

- A co sądzisz o jego mocy? - lejąca się woda z kranu znacznie ją zagłuszała.

- Dobry wieczór Słoneczko - odezwałem się.

Brunetka jak na zawołanie podskoczyła do góry przerażona. Miska, którą wcześniej trzymała, wyskoczyła z jej dłoni. Na jej nieszczęście, była ona wypełniona wodą, która w większości wylała się na nią.

Jej bluzka nabrała trochę ciemniejszego koloru, a rękawy zostały ozdobione w małe plamki. Zapewne pojedyncze pasma jej włosów również zostały zamoczone.

Odwróciła się w moją stronę z delikatnym strachem w oczach. Jej czekoladowe oczy odnalazły moje. Strach zamieniła się w złość.

- Musisz tak się skradać?
- Nie powiem, kto pierwszy skradał się na mnie w tej kuchni - uniosłem kąciki ust do góry.

- Ty przynajmniej nie skończyłeś z całymi mokrymi ubraniami - złapała za skrawek swojej koszulki, odklejając ją od swojego ciała.

- Dalej mam tu guza - dotknąłem tylnej części swojej głowy.

- Będziesz mi to teraz wypominał na każdym kroku? - przewróciła oczami.

- Nie... - udałem zamyślonego. - Jak mi się znudzi, to zacznę o twojej jeździe samochodem.

Dziewczyna przymrużyła oczy, odwróciła się do bałaganu, który razem zrobiliśmy. Sięgnęła po miskę, wylewając z niej resztki wody. Następnie odłożyła naczynie na blat i sięgnęła po ręcznik papierowy. Wytarła wierzch miski i zabrała ją ze sobą. Postawiła ją przed Calebem, który od razu zanurzył dłoń, wyjmując z niej kilka borówek.

- Przyniosę ci zaraz coś do przebrania - poinformowałem ją, chcąc już iść do swojego pokoju.

- Nie, nie musisz? Nie chcę znowu od ciebie jakichś ubrań.

- Znowu? - nie zrozumiałem doboru tego słowa.

Nie przypominałem sobie o jakiś ubraniach, które dobrowolnie rozdawałem. Tym bardziej nie wiem, co by one mogły robić w jej rękach.

- Na ognisku dałeś mi swoją bluzę. Kiedy chciałam ci ją zwrócić, ciebie nie było. Wiem, że nie powinnam wchodzić do twojego pokoju, ale naprawdę chciałam tylko zostawić ci bluzę. Nic innego nie robiłam - zaczęła gadać jak najęta, kiedy ja starałem sobie przypomnieć o wspomnianym ubraniu.

Wróciły wspomnienia z małej imprezy na plaży. Ona skończyła w wodzie, a ja poszedłem za nią. Była cała przemoczona, to wtedy zdecydowałem się na oddanie jej tej bluzy.

Jednak jedna myśli nie dawała mi spokoju. Zostawiła ją u mnie w pokoju?

Nie pamiętam, nawet kiedy ostatnio widziałem bordowy materiał. W jaki sposób mogłem teraz wiedzieć, kiedy on znalazł się znowu w moim pokoju.

Chciałem się już coś odezwać, kiedy zamglony obraz przedostał się do mojej głowy. Nie mogłem sobie przypomnieć do końca tego dnia. Tak samo co wtedy się działo.

Widziałem przed oczami bordowy materiał schludnie poskładany na moim łóżku. Na wierzchu leżała mała karteczka z podpisem, którego nie mogłem sobie przypomnieć. Położyłem się, wtulając się do bluzy.

Przytulając się do bluzy, która chwilę temu była w rękach dziewczyny.

- Tyler? - stanęła przede mną, skupiając moją uwagę na sobie. - Nie miałam za bardzo innego wyjścia. Naprawdę weszłam tylko na kilka sekund. - jej palce delikatnie dotknęły mojego przedramienia.

- To ma być niby twoje wytłumaczenie - prychnąłem, wyrywając swoją dłoń jak najdalej od jej dotyku.

Zapach materiału stał się prawdziwy. Czułem go, chociaż mógłbym przysiąc, że od razu po pierwszej nocy o nim zapomniałem. Tamtego dnia dał mi on wielki spokój, moje koszmary mnie nie dręczyły. Dzisiaj natomiast czułem wszystko odwrotnie. Czułem się wściekły, nie wiedząc w sumie dokładnie na co.

- Nie było cię w domu - usłyszałem znowu jej głos.

- Te drzwi są dla ciebie zamknięte, rozumiesz. Nie ma tam dla ciebie miejsca - spojrzałem na nią surowym wzrokiem. - Po prostu to uszanuj.

Skinęła tylko skromnie głową.



Zostawcie coś po sobie

Do zobaczenia 

Ksicja

Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz