Rozdział 1

7.4K 157 13
                                    

Upiłem kolejny łyk zimnej cieczy ze szklanej butelki, którą trzymałem w dłoni. Po moim gardle rozległo się przyjemne pieczenie. Zimny wiatr owiewał moje plecy. Krok za krokiem pokonywałem prostą drogę, która teraz była niczym kręty labirynt. Przyłożyłem szyjkę butelki do swoich ust, ale wypłynęła z niej jedynie samotna kropla. Wszystko nagle wydawało się takie ciekawe. Ulice, którymi podążałem jako dziecko. Ulice, których nie będę już widzieć codziennie. Przyglądałem się moim butom, które chwiejnie kierowały się wąskim chodnikiem. Światło lamp spadające na niezbyt idealnie ułożoną kostkę.

Podniosłem wzrok na posesję obok. Mały, jasny domek z dużymi oknami i obsadzony zwiędłymi kwiatami. Lekko zardzewiała furtka. Zgaszone światła. Cały ten widok był tak strasznie oschły.

Wlokłem się w stronę dużych frontowych drzwi by po chwili je otworzyć. Postawiłem butelkę na szafce. Schyliłem się, co nie było zbyt dobrym pomysłem, ponieważ poczułem jak mój żołądek zrobił salto. Chwilę męczyłem się ze ściągnięciem swoich butów.

Słyszałem tylko swój nierównomierny oddech. Bez dłuższego namysłu pokierowałem się niezgrabnie do kuchni, aby znaleźć coś co zaspokoi moją nieprzyjemną suchość w gardle. Zapaliłem światło nad blatem kuchennym. Odwróciłem się i zobaczyłem, że na jednym z krzeseł siedzi on.

- Wiesz, która jest godzina - trzymał swoje ręce na perfekcyjnie wypolerowanym marmurowym blacie. Jego biała koszula nawet po całym dniu noszenia była bez żadnego zagniecenia.

- Telefon mi się rozładował - nie patrząc już dłużej w jego kierunku, nalałem wody do szklanki. Przyłożyłem sobie ją do ust i wypiłem całą zawartość.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Jesteś żałosny. Zachowujesz się jak jakieś pięcioletnie dziecko - jego słowa były jak mgła w mojej obolałej głowie.

Nie miałem sił słuchać całego jego wywodu na temat idealnego wychowania i jaką porażką jestem w jego perfekcyjnym życiu. Odstawiłem szklankę i pokierowałem się w stronę schodów, które prowadziły na kolejne piętro.

- Jasne zamknij się znowu w sowim pokoju - jego słowa były niewyraźne. Nie wiedziałem czy to przez to, że byłem już dosyć daleko czy przez alkohol, który mieszkał się w mojej głowie.

Całą swoją uwagę przeniosłem na swoje stopy. Chwiałem się przy każdym kroku. Po drodze do białych drzwi z kilka razu uderzyłem w przypadkowe meble. Narobiłem trochę hałasu. Niezbyt korzystnie działał on na moją głowę.

Kiedy już byłem blisko swojego pokoju, usłyszałem jak drzwi obok mnie się otwierają. Od razu spojrzałem w tamtą stronę. Drzwi naprzeciwko były otwarte, a z nich wystawały ciemne kręcone włosy. Caleb. Jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie z nutką strachu. Większość jego ciała była za białym drewnem. Widziałem jak jego ręce trzęsły się delikatnie. Był gotowy, aby w każdej chwili móc zamknąć drzwi.

Był tak samo słaby, jak ja kiedyś.

Odwróciłem się i wszedłem do swojego pokoju, w którym nie panował zbyt duży porządek. Było ciemno, a pojedyncze ubrania walały się po podłodze. Usiadłem na materacu patrząc na ścianę przede mną. To była ostatnia noc w łóżku, które wycierało wszystkie moje łzy pokazując jaki słaby naprawdę jestem. To w tym pokoju przeżyłem jedyne miłe wspomnienia w swoim życiu. Wszystko to jednak miało to zniknąć i już nigdy nie wrócić.

***

Opierałem głowę na oparciu białego, skórzanego fotelu. Wpatrywałem się w chmury za małym oknem samolotu. Czyste obłoki przemierzały jednostajnie, dając bardzo uspokajający efekt. Przez większość lotu przyglądałem się im doszukując w nich czegoś interesującego.

Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz