Rozdział 9

2.4K 210 90
                                    

Co chwila wędrowałam wzrokiem w stronę żelaznej tacy. Nie wiedziałam, ile czasu spędziłyśmy już z Bluebell w lochu, ale nie tylko w moim żołądku odzywało się ciche burczenie spowodowane głodem.

Ignorowałam je jednak najlepiej, jak potrafiłam, skupiając się na chłodzie przenikającym kości. Dłonie na zmianę trzymałam pod pachami lub kolanami, starając się ogrzać palce, które bardziej przypominały sople lodu niż część ciała i zauważyłam, że tylko ja w tym ciemnym miejscu miałam problem z temperaturą. Uzdrowicielka nawet nie drżała.

– Nie jest ci zimno? – spytałam, lekko szczękając zębami, a z moich ust wydobyły się obłoczki pary.

Bluebell poderwała głowę.

– Co? – Przetarła oczy. – Wybacz, chyba zaczynałam odpływać.

– Zastanawiałam się, czy nie jest ci zimno.

Przyjrzała mi się, a zmartwienie widoczne w jej oczach zaniepokoiło mnie.

– Jest chłodniej niż w królestwie, ale nie odczuwam tego tak mocno jak ty. – Przesunęła się bliżej i złapała mnie za rękę. – Jesteś lodowata. Dlaczego nic nie powiedziałaś?

– Nie bardzo rozumiem...

– Uzdrowiciele potrafią podnieść temperaturę ciała – wyjaśniła pospiesznie. – Dla reptilianów, a nawet dla szaraków, takie zimno nie stanowi niebezpieczeństwa. Mogłam się domyślić, że człowiek reaguje inaczej po tym, jak wyczułam, że tracisz czucie w palcach, ale założyłam, że po prostu siedziałaś tu już dłuższy czas.

– Nie miałam pojęcia – szepnęłam, w duchu skacząc z radości. – Możesz sprawić, że będzie mi cieplej? Proszę?

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się lekko. – Twoje tętno dość mocno przyspieszy, więc nie przestrasz się. Uspokoję je, gdy poczuję, że jesteś rozgrzana.

Złote światło wypłynęło z rąk kobiety i powoli pięło się po moim ciele, otulając zmarznięte kończyny. Już po samym dotyku blasku odnosiłam wrażenie, że robi mi się cieplej. Gdy moc dotarła do mojej piersi, poczułam ucisk w sercu, przez który nie mogłam złapać tchu. Ziarenko strachu zagościło w moim żołądku, lecz zaraz przypomniałam sobie, że gdyby Bluebell chciała mnie skrzywdzić, kamień by to wyczuł i powstrzymał jej działania.

Mocne dudnienie pulsu wypełniło mi uszy, a krew w żyłach zawrzała. Nacisk na serce zelżał i po chwili znów mogłam oddychać. Ciepło rozprzestrzeniło się po każdym kawałku mojej skóry, napełniając mnie niesamowitą ulgą, a światło uzdrowicielki schowało się z powrotem w niej.

– Dziękuję – powiedziałam, poruszając palcami, które w końcu przestały być sztywne. – Naprawdę dziękuję.

– Gdy poczujesz, że znowu robi ci się zimno, od razu mi powiedz. Nie chcę dzielić lochu z bryłą lodu.

Zaśmiałam się.

– Jasne.

Mój chwilowo dobry nastrój prysł jak bańka mydlana, gdy dzięki słowom Bluebell dotarła do mnie oczywista rzecz. Człowiek przebywając zbyt długo bez odpowiedniego ubioru w niskiej temperaturze, zamarznie.

Umrze.

Czy to właśnie był plan Sapphiry? Przetrzymać mnie w lochu, aż umrę z zimna, a ona przejmie kamień? Czy o tym mówiła Mistrzyni Mądrości? Tak miała wyglądać moja śmierć?

– Souline? – Głos Bluebell wdarł się do moich rozszalałych myśli. – Wszystko w porządku?

Spojrzałam na nią i doskonale wiedziałam, co zobaczyła w moich oczach – popłoch i strach. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić.

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz