Rozdział 16

2.4K 233 93
                                    

Ames skupił się na więzi ze Złotką, lokalizując ją w tunelach. Zmierzał po Souline. Szedł po swoją wybrankę. Zaczynał już tworzyć portal, gdy nagle poczuł cios prosto w sercu. Stęknął z bólu, nogi ugięły się pod nim i uderzył kolanami o podłogę. Kontakt z jego niedźwiedzicą został przerwany pierwszy raz od ponad trzystu lat.

Zrozumiał, co się stało. Sapphira ją trafiła i...

I zniszczyła.

Przytrzymał się regału i ignorując cierpienie płynące żyłami, podniósł się. Próbował na nowo znaleźć połączenie ze Złotką, ale odbierał jedynie pustkę. Nie mógł przenieść się do tuneli. Nie wiedział gdzie. Znowu nie znał lokalizacji Souline.

Znowu ją stracił.

Zacisnął dłonie na półce z książkami i ścisnął, zwieszając głowę. Gładkie drewno pękło z trzaskiem pod naporem jego siły, a on odetchnął, próbując zachować nad sobą panowanie. Odepchnął się od regału, po czym wysłał dwa różne sygnały – jeden do Eliasa, drugi do Bahar.

Zmienił plany.

***

Siedział na górze złota przypominającej tron, która została zgromadzona w skarbcu przez ostatnie wieki wraz z klejnotami i innymi bogactwami. Dwójka strażników, która powinna pilnować tego miejsca, stała po bokach kopca, trzęsąc się ze strachu i rozdawała złoto poddanym ustawionym w kolejce po małą poprawę życia.

Ames stopił kolejną sztabkę i ułożył złoto w skomplikowany wzór, dodając go do innych ozdób na ciele, które zdążył zrobić, czekając. Jego wcześniejsza przynęta nie działała tak szybko, jakby chciał, więc postanowił zagrać inaczej. Phyllon tylko złoto kochał równie mocno, co siebie i tylko wizja stracenia bogactwa natychmiastowo wyciągnie go z kryjówki.

Ames miał na sobie tylko luźne, jedwabne spodnie w głębokim kolorze nocy. Nie zakrył nawet blizny na wysokości bioder. Na jego głowie spoczywała misternie wykręcona korona, którą stworzył z zasobów króla Wody. Łączyła się z maską na szczęce nie ograniczającą ruchów, lecz podkreślającą surowość, w której zastygła jego twarz, odkąd zniknęła Souline. Na ramionach widniały kolejne ozdoby – kolce unosiły się w górę, na wysokość jego policzków. Na twardych bicepsach owijały się pasy złota, zaś w pierś wbijały się kunsztowne zdobienia spięte ze sobą delikatnymi łańcuchami.

Akurat zakładał na ostatni wolny palec pancerz z zakrzywioną końcówką imitującą pazur, kiedy do pomieszczenia wkroczył Phyllon w długiej, połyskującej na lazurowo-złoto pelerynie. W dłoni dzierżył berło, a nozdrza rozdęły mu się ze złości, gdy patrzył na zmalałe zasoby skarbca. Woda pod szklaną posadzką zmieniła się w wirujący sztorm i poddani rozpierzchli się czym prędzej, zanim król zdołał wyrządzić im krzywdę.

– Co ty wyprawiasz? – warknął, zbliżając się do intruza.

Ames wzruszył lekceważąco ramionami, nie ruszając się z miejsca. Wyglądał, jakby to on władał wodnym królestwem, a nie stojący przed nim Phyllon.

– Zostawiłeś poddanych, więc ktoś musiał się nimi zająć – oznajmił.

– Jak śmiesz? Wtargnąłeś do mojego zamku i myślisz, że masz prawo rozdawać moje złoto?

Król Ognia wypuścił niewidzialne macki w stronę jego umysłu, jednak tak jak podejrzewał, dostęp został zablokowany. Jedynie musnął jego podświadomość i natychmiastowo go wyrzuciło. Musiał dowiedzieć się, jak to robią.

– Spodobała mi się wizja posiadania wszystkich królestw, wiesz? – Przyjrzał się ozdobom na dłoniach. – Potęga, o której zawsze marzyłeś, jest na wyciągnięcie mojej ręki. Dogadajmy się, a pozwolę ci żyć i nawet rządzić w tym twoim śmiesznym zamku.

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz