Rozdział 11

2.1K 217 50
                                    

Uczucie beznadziei i bezradności przez cały czas odkąd Casimir zniknął, ściskało mi klatkę piersiową. Próbowałam nie poddać się panice, ale z każdą upływającą sekundą trudniej mi się oddychało.

Jakim cudem, jak wtedy sądziłam, dobry uczynek pociągnął za sobą tyle okropnych konsekwencji? Gdybym nigdy nie wpadła na pomysł z zaklęciem, Muzyk nadal by grał na pianinie, a nie spiskował przeciwko...

W sumie przeciwko czemu bądź komu? Jaki miał motyw? Chodziło tylko o władzę, czy o coś więcej, co było na przykład związane ze zniszczeniem ludu, który zapomniał o swoim wymiarze? Skoro istniał już jeden kamień, po co był drugi? A skoro Casimir chciał drugi, to co stało się z pierwszym? I dlaczego zamieszani byli w to również Sapphira wraz z Phyllonem? O co tu tak naprawdę chodziło?

Schowałam głowę między kolana, licząc, że pozycja i powolne oddechy pomogą mi się uspokoić. Byłam na granicy ataku paniki i kompletnie nie wiedziałam, co robić. Przez chaos w myślach czułam mdłości, a ciało zaczynało mi drętwieć ze stresu.

Ames rozpętał wojnę. Z mojego powodu. Walczył i narażał życie przeze mnie. Ścisnęłam skronie kolanami, a chwilowe ukłucie bólu otrzeźwiło mnie. Spokojnie. Tylko spokojnie. Ames był najsilniejszym reptilianinem w Podziemiu. Da sobie radę. Z wypowiedzi Muzyka wynikało, że zaatakował Sapphirę i prawie ją zabił. Poradzi sobie ze wszystkim.

Wiedziałam to. Oczywiście, że wiedziałam. Dlaczego więc nie mogłam przestać się o niego martwić?

Uniosłam głowę i zerknęłam na Bluebell, która wpatrywała się tępo w ścianę. Nie wiedziałam, co o niej sądzić. Czy została wysłana do mojego lochu w ramach szpiega i pomocy? Od razu gdy się pojawiła, podarowała mi swoją tunikę, żebym nie odczuwała tak dotkliwie chłodu. Naprawiła mój ząb, a później rozgrzała mocą, bym nie zamarzła.

Czy tak właśnie próbowali utrzymać mnie przy życiu, nie wzbudzając moich podejrzeń?

Aktualnie widziałam tylko dwa rozwiązania. Pierwsze, czyli założenie, że Casimir kłamał i wraz z moją śmiercią kamień stanie się bezużyteczny. Drugie, czyli przyjęcie słów Muzyka jako prawdy i skupienie się na przetrwaniu, by magiczny przedmiot nie trafił w jego ręce.

Skłaniałam się ku drugiej opcji. Nie sądziłam, że Casimir blefował w przypadku trucizny i wierzyłam, że trzyma w zanadrzu kreatywny sposób, żeby skłonić mnie do oddania kamienia. Chciał mnie żywą nie dla kamienia, a po to, by użyć mnie do zdobycia Amesa. Przed tym właśnie przestrzegała mnie Ignatia i choć wiele razy mnie oszukała, nie wydawało mi się, żeby było tak w tej kwestii.

Skoro i tak miałam wkrótce umrzeć, zamierzałam zaryzykować i nie skazywać się przedwcześnie na porażkę. Odrzucałam wiadomość od Muzyka, że Amesowi uda się mnie znaleźć najwcześniej dopiero po sześciu miesiącach. Może nie nastąpi to tak szybko, jakbym chciała, ale na pewno nie zajmie mu aż tak długo i istniała ogromna szansa, że do tego czasu przetrwam. Musiałam więc zrobić wszystko, by przeżyć i chronić kamień, ile tylko zdołam, bo przed przejęciem go przez złe osoby stałam tylko ja.

Tylko ja byłam przeszkodą.

Powróciłam jeszcze do rzekomej dobroci Casimira. Chciał posłużyć się mną, by zmusić Amesa do współpracy z nim i w dodatku czerpał przyjemność z mojego beznadziejnego położenia. Muzyk jednak, jako istota z innego wymiaru, był nieocenionym źródłem wiedzy. Ostrożnie dobierał słowa, nie dzielił się nadprogramowymi informacjami i nie dawał się łatwo złapać, ale mogłam go wykorzystać. Wystarczyło tylko umiejętnie poprowadzić rozmowę. Mogłam dowiedzieć się przydatnych rzeczy i przekazać je Amesowi, gdy już mnie znajdzie. Może w ten sposób pomogłabym stworzyć większe szanse na wygraną dobrej strony w wojnie, która toczyła się za naszymi plecami o wiele wcześniej, niż wybuchła.

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz