★Rozdział 14★

8 1 3
                                    

Potrzebowałam ułamka sekundy, by ruszyć do dziewczyny, która wpadła do wody. Wskakując do zimnej wody, nawet nie poczułam chłodu, bo adrenalina w moich żyłach buzowała.

Dziewczyna, po której było widać, że wypiła, po prostu wpadła. Musiała być na tyle pijana, że nawet gdy próbowałam ją wyjąć, po prostu nie reagowała.

Niby w tym ogrodzie było kilkanaście osób, ale nikt nie był na tyle trzeźwy, by pomóc mi wyciągnąć dziewczynę. Dopiero po dłuższej chwili udało mi się ją wyciągnąć z wody i położyć na ziemi.

Kiedy zaczęłam reanimację, nikt na tym cholernym ogrodzie nawet tego nie zauważył. Na moje szczęście, dosłownie kilka sekund później, usłyszałam krzyk Ethana.

-Lily! O cholera! - klęknął obok dziewczyny, która właśnie walczyła o życie. Albo to ja walczyłam o jej życie.

-Dzwoń po karetkę. Teraz! - krzyknęłam, gdy zauważyłam u niego chwilowe zawahanie.

-Już, już.

✿✿✿

Siedziałam pod drzewem, obserwując, jak medycy biorą dziewczynę na nosze, a policjanci rozmawiają z właścicielem domu. Bananowy chłopak, który nie skończył szkoły, miał już swój dom.

-Lily? - usłyszałam niepewny głos Ethana, który usiadł obok mnie. - Wszystko w porządku?

Mimo że go słyszałam, nie umiałam mu odpowiedzieć czy chociażby skinąć głową. Chociaż czy było w porządku u mnie? Ta sytuacja przywołała wspomnienia, gdy nie zdołałam pomóc najważniejszej osobie. Tej dziewczynie zdołałam pomóc. Mogłam to zaliczyć jako małe odpokutowanie winy.

-Lily? - dopiero kiedy poczułam jego dotyk na swojej dłoni, wyrwałam się z tego dziwnego transu. - Co się dzieje?

Cały czas ignorując jego słowa, skupiłam wzrok na swoich dłoniach. Musiałam przed chwilą znów rozdrapywać skórki, bo leciała mi krew. A aktualnie nie wbijałam paznokci w swoją dłoń, tylko w Ethana. Chłopak dał mi swoją dłoń, bym nie krzywdziła siebie?

-Przepraszam! - szybko odrzuciłam jego dłoń. Nie chciałam, by miał większe zadrapania.

-Nic się nie stało. Chcesz pogadać? - zaprzeczyłam głową. - Chcesz się przytulić? - tu się zastanowiłam. I o dziwo, delikatnie potwierdziłam skinieniem głowy. - Chodź tu.

On mnie przytulił. Naprawdę, i to znowu.

-Poczekaj sekundę - powiedział, a następnie umieścił mnie na swoich kolanach, sam oparł się o drzewo, a następnie wtulił moją głowę w swoją klatkę piersiową. - Jeśli potrzebujesz, to wypłacz się lub zdrzemnij. Ale z góry mówię, że powinnaś się przebrać. Nie powinnaś być w mokrych ciuchach na dworze.

-Nie chcę - powiedziałam cicho.

Byłam strasznie zmęczona.

-Chcesz, bym odwiózł cię do domu, czy chcesz się tu przespać? Jest jeden wolny pokój gościnny.

Czemu on tyle gada? Ja chcę chwilę spokoju. Tylko tyle. Czułam się źle. Wręcz bardzo źle. Czułam, jak stare demony przedostają się do mojej głowy. Już wielokrotnie je zamykałam, ale czułam, że teraz będzie ciężej. Bo ja przecież nie chciałam o nim zapominać. Nie chciałam, a tak działo się za każdym razem, gdy zamykałam demony za drzwiami, których miały nie pokonać.

Nawet nie zauważyłam momentu, gdy zostałam przykryta kocem, a otaczające mnie zimno zamieniło się w ciepłe pomieszczenie, w którym cały czas był zapach alkoholu.

-Lily? Co ty na to, żebyś się przebrała. W samochodzie mam zawsze swój awaryjny strój składający się z dresów i bluzy. Są czyste, więc nie masz się o co martwić. A obiecuję, że będzie ci cieplej - jego głos był cichy i spokojny. Tak jakby bał się, że przestraszy mnie słowami.

A jak miałam mu wytłumaczyć, że przez coś innego się boję? Ten wypadek przy basenie tylko zaprosił demony.

Chciałam skorzystać z jego propozycji, ale byłam tak słaba, że bałam się, że nie będę w stanie się odezwać. Nie ryzykując odezwaniem się, skinęłam głową.

-Okej, to pójdę po nie, a ciebie tu zostawię. Dobrze?

Zaufałam mu i pękłam przy nim, mimo że ledwo się znamy, a on chce mnie zostawić. Może się ośmieszyłam przed nim. Przecież ledwo co się znamy.

-Nie zostawiaj mnie - wychrypiałam cicho. Jeśli miałam się ośmieszyć, to po całości.

-Okej. Zostanę - i to albo przez zmęczenie, albo naprawdę w jego głosie była ulga. - A dasz radę się przebrać?

Już chciałam się zgodzić, ale przecież ledwo co mówiłam, a co dopiero taki duży wysiłek jak wstanie, ściągnięcie tego, co mam, i założenie nowych ubrań. I mimo tego, że zawsze starałam się być samodzielna, wiedziałam, że teraz nie poradzę sobie. Dlatego delikatnie zaprzeczyłam ruchem głowy.

-Okej, coś się ogarnie.

Czekając na te ubrania, zasnęłam w czyichś ramionach po raz pierwszy od wielu lat.




Strzał MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz