Bardzo chciałbym mieć jakąś sensowną wymówkę, ale obawiam się, że tym razem zwyczajnie poleciałem w chuja i nie chciało mi się sprawdzać rozdziału.
__________________________________Drzwi na zaplecze otworzyły się nagle, wpuszczając do środka gwar dobiegający z wnętrza klubu. Asmodeusz uniósł głowę, uciekając tym samym od szczególnie drenującej jego cierpliwość inwentaryzacji i uśmiechnął się złośliwie.
- Dawno cię tu nie było - zagaił.
Rafał posłał mu bardzo rozczarowane - i, rzecz jasna, bardzo przeciągłe, by wzmocnić zawiedziony wydźwięk - spojrzenie, które jasno mówiło, że wizyta ta jest dla niego przykrą koniecznością.
- Bo jesteś, bez urazy oczywiście, pierdolonym konfidentem - mruknął.
- Rafał, sam się wygadałeś. Wystarczyło płacić czynsz.
- Dobra, dobra, wybaczam ci, nie przejmuj się. - Anioł uciął temat leniwym machnięciem dłoni, przysiadł się do Asmodeusza i wyciągnął notes ze starannie naskrobaną listą spraw do załatwienia.
Przez dłuższą chwilę milczał, więc demon powrócił do żmudnego zliczania butelek z alkoholem, pozostawiając go samego sobie.- Potrzebuję czegoś - Rafał w końcu się odezwał. - Czegoś, hmmm, długiego i ostrego. Jakiś szpikulec, czy coś w tym stylu.
- Jak do szaszłyków?
Anioł zmarszczył brwi w wyrazie głębokiego niezrozumienia.
- Czym, do cholery, są szaszłyki?
- Mniejsza z tym. Długie, ostre. Dokładny opis szpikulca do szaszłyków.
- No, dobrze. To potrzebuję czegoś takiego - odparł Rafał bardzo zdecydowanie.
Asmodeusz odwrócił się i podejrzliwie mu się przyjrzał.
- Niby do czego, co?
Rafał nie odpowiedział ani słowem, ale wyciągnął niewielki - za to całkiem gruby i sfatygowany - podręcznik wypełniony po brzegi anatomicznymi rycinami, otworzył go na jednej z zaznaczonych stron i podsunął Asmodeuszowi pod nos.
- Lobotomia? - upewnił się demon. - Co ty, kurwa, planujesz?
- Spokojnie, to nie dla mnie.
- Wyobraź sobie, że to mnie w ogóle nie uspokaja.
Anioł zatrzasnął podręcznik ze stale rosnącym wyrazem rozczarowania na twarzy.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś zrozumieć! Metatron twierdzi, że demony się na tym znają.
- Na lobotomii?
- Na leczeniu chorób umysłu.
- Z całym szacunkiem, Rafałku, ale trochę już dla ciebie za późno.
- Mówiłem już, to nie dla mnie! To dla Razjela.
- Razjela? - Asmodeusz roześmiał się z niedowierzaniem. - Co się, kurwa, stało Razjelowi?
- Cóż, bardzo się stara, żeby mnie przebić.
Poczucie satysfakcji uderzyło w Asmodeusza znienacka, nawet pomimo towarzyszącego mu, subtelnego ukłucia wyrzutów sumienia. Razjel był postacią szeroko znaną w Piekle i absolutnie nie była to popularność rozumiana w jakimkolwiek pozytywnym sensie. W pewnym kręgach informacje o jego niedyspozycji - niezależnie od tego, co mu się właściwie stało - mogły zostać sowicie opłacone.
I choć Asmodeusz nie miał w sobie zbyt wiele z konfidenta (wbrew opinii Rafała, oczywiście), starannie zakodował tę wiadomość w głowie, na tak zwaną czarną godzinę.