24.

23 5 2
                                    

- Zejdź mi z oczu, Lucek.

- Powtarzam po raz kolejny - to ty za mną łazisz!

- Więc dlaczego po prostu nie zrobisz tego triku z bramą piekielną, co? Mógłbyś z łatwością się ode mnie uwolnić.

- A dlaczego ty stąd nie znikniesz? Już dawno mógłbyś grzać tyłek w Niebie!

Gabriel na chwilę się zatrzymał, piorunując go wyjątkowo oburzonym spojrzeniem.

- Bo muszę rozchodzić to żenujące doświadczenie! - oznajmił wściekle.

- Słaba wymówka - odparował szybko Upadły.

- Niektórzy z nas mają zdrowe mechanizmy radzenia sobie ze stresem, wyobrażasz to sobie?

Obaj wiedzieli w jakim kierunku podąży ta rozmowa. Być może właśnie dlatego zgodnie zamilkli, postanawiając jej nie kontynuować.

Park powoli się przerzedzał i momentami Luckowi wydawało się nawet, że widzi wśród drzew odległe przebłyski światła. Trzymał się kurczowo tej nadziei, marząc tylko o wygodnym łóżku, odpowiedniej dawce prochów, które uśmierzyłyby jego ból, a opcjonalnie może też i o wielkim plasterku, który mógłby nakleić na ranę i uznać cierpienia za Piekło za odhaczone. Ale żadna z tych rzeczy nie miała mu się w najbliższym czasie przydarzyć i świadomość tego była dla niego niezwykle przykra.

I wtedy właśnie wyszli na pokrytą asfaltem ulicę. Lucyfer rozejrzał się zdezorientowany, zauważając znajome budynki (sam był pod wrażeniem, że w ogóle je pamiętał), a niedaleki neon równie znajomego klubu jarzył się w ciemności, wybijając się ponad nikłe światła ulicznych latarni.

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas upijałem się tuż obok swojego potencjalnego miejsca śmierci - prychnął niechętnie, studiując dobrze mu znane detale architektoniczne tej okolicy.

- Przestań wreszcie twierdzić, że umierasz.

- Bo co? Gryzie cię sumienie?

- To nie mnie powinno gryźć, dupku - odwarknął Gabriel i ruszył w kierunku tętniącego muzyką klubu.

- Nie chciałbym się czepiać szczegółów, ale sądzę, że szukanie Astaroth to raczej w tamtą stronę - odezwał się za nim Lucyfer.

- Jak miło, że w końcu przypomniałeś sobie o innych - zadrwił anioł. - Odstawię cię do klubu i po nią wrócę, skoro już ustaliliśmy, że jesteś w tej materii kompletnie bezużyteczny.

- Może sam spróbuj być produktywny, kiedy ktoś wyszarpie ci połowę żołądka.

Anioł obrzucił go bardzo krytycznym spojrzeniem.

- Jeśli Bestia cokolwiek ci wyszarpała, to były to resztki mózgu.

***

Przeraźliwy chłód zdążył zawładnąć budynkiem, zanim Astaroth do niego dotarła. Mróz wyzierał z każdej mijanej przez nią szczeliny i nierówności, przesuwając się drażniąco po jej skórze.

Powinna była się bać, ale z zaskoczeniem odkryła, że nie była do tego zdolna. Spodziewała się drżenia głosu i uginających się pod nią kolan, ale obawiała się tego spotkania przez tak wiele lat, że kiedy już do niego doszło, nie potrafiła się nim przejąć.

Bestia stała w jednym z zagraconych pomieszczeń, wpatrując się w kolosalną maszynę, z której wydobywało się jednostajne, denerwujące buczenie. Małe wskazówki w licznikach pokazywały coś, czego Astaroth nie potrafiła odczytać. Nie z takiej odległości.

3666 dni heheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz