~31. Ups, niechcący~

72 8 4
                                    

❗❗rozdział porusza bardzo delikatny i poważny temat❗❗

Mikstura, którą dostałem od Ady była gorzka, a posmak był słodki. Nie mam pojęcia skąd ona ją miała, ani z czego była zrobiona ale jedno wiedziałem na pewno, po jej wypiciu poczułem się inaczej. Poczułem jak moje ciało znowu się rozluźnia i moja głowa zaczęła inaczej "pracować". Po otrząśnięciu się po dziwnej miktsuturze zdałem sobie sprawe co ja zrobiłem. Było mi wstyd. Pomimo, że wiedziałem jaki jest Filip to i tak znowu mu zaufałem. On z wieloma rzeczami się pomylił aczkolwiek z tym że jestem głupi miał rację. Miałem ochotę zapaść się po ziemię. Zastanawiało mnie jednak coś jeszcze prócz tajemniczej mikstury. Dlaczego Ada nadal mi chciała pomóc skoro ją oddychałem i ciągle stwarzałem problemy. Ona nie zasługiwała na takiego przyjaciela jak ja. Cały czas ma ze mną problemy i zero jakiegokolwiek pożytku. Nigdy nie miałem przyjaciela, ani przyjaciółki ale słyszałem, że w przyjaźni się wzajemnie pomaga. Ada ciągle mi pomagała, a ja jej ciągle utrudniałem. Było by lepiej jakby mnie w ogóle nie było. Po co Filip mnie stworzył? Jestem nie potrzebny. Miałem ochotę znowu wrócić do mojego starego nawyku. Wziąć nożyk do stali i przyłożyć go do swoich rąk. Zanim pierwszy raz przyszedłem do akademii bardzo często to robiłem. Po czasie Filip zauważył, że jego nożyk zniknął i moje dziwne rysy na moim ciele, jednak nie przejął się tym i po prostu zabrał mi nożyk, a wszystkie rysy czy inne rany mi naprawił. Brakowało mi tego bólu. On jako jedyny mi pomagał. Próbowałem innymi narzędziami typu nożyczki, ale żadne nie dawało rady z moją metalowa skórą. W końcu nauczyłem się żyć bez tego aczkolwiek w momentach gdzie wyjątkowo mocno doskwierała mi samotność lub kiedy Filip znowu mnie pożył lub zwyzywał podkradwłem mu w nocy nożyk i robiłem to. Po przyjściu do akademii o tym zapomniałem, a szczególnie po poznaniu Ady. Przypomniałem sobie, że ona nadal obok mnie siedzi i się na nią spojrzałem. O dziwo się cieszyła. Zdałem sobie sprawę, że ona by mnie nie zmieniła na żadnego innego przyjaciela, pomimo wszystkich problemów i tego, że jestem robotem. Czułem, że jak już pozbędziemy się Filipa to czeka mnie jeszcze długa droga do normalnego życia. A co do Filipa to strasznie długo nie wracał. Czekałem na niego dobre dwie lub trzy godziny jak nie dłużej, a on nadal nie wracał. Nie miałem czasu na myślenie teraz o tym bo zdałem sobie sprawę, że zbyt długo siedzieliśmy w ciszy.
-A-ada? Czy ja...- Zacząłem nie pewnie i nie do końca pamiętając co się działo.
-Spokojnie już jest dobrze, nic się nie wydarzyło.- Odpowiedziała niemal od razu. Co prawda powiedziała, że nic się nie wydarzyło ale ja wiedziałem, że zrobiłem coś złego.- A teraz chodź, musisz mi pomóc.- Po tych słowach chwyciła mnie za nadgarstek. Domyśliłem się, że idziemy do reszty. Nie myliłem się. Weszliśmy do sali lekcyjnej, a oczy wszystkich w pomieszczeniu skupiły się na nas.
-Ja... was wszystkich przepraszam...- Niekotrolowałem niektórych rzeczy i to była jedna z nich- przepraszanie. Przepraszałem nawet wtedy kiedy coś nie było moja winą ale mój mózg kazał mi to zrobić.
-Nie ma za co.- Odpowiedział... Diego? Przez to wszystko zapomniałem ich imion.
-Nie ma czasu. Filip może tu przyjść w każdej chwili.- Zawołała Ada. Miała rację.- Albert rozwiąż wilkusy.- Przytaknąłem i ruszyłem w ich stronę. Zaczęłem od ich przywódcy Vincenta, który pomógł mi rozwiązać resztę, a w między czasie Ada dawała zadania innym. Kiedy większość wilkusów już była wolna Vincent poszedł do mnie i szepnął mi do ucha "Dobrze, że już z nami jesteś" po czym puścił mi oczko. Nie powiem zrobiło mi się miło w końcu rzadko się słyszy coś miłego od wilkusa. Po kilku następnych minutach każdy mógł się już swobodnie poruszać.
Wyruszyliśmy na dziedziniec. Stałem między wszystkimi nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle poczułem ciepło na dłoni. Obróciłem się i zobaczyłem Adę, która chwyciła mnie za rękę. Dzięki temu poczułem się bezpieczniej i pewniej. Dziewczyna zaczęła wołać Filipa. Po kilku minutach wołania wyszedł on z akademii a jeden z większych otwartych korytarzy. Wcisnąłem rękę Ady mocniej. Każdy stał nie ruchomo i czekał na rozwój wydarzeń.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy. Powiedział Filip.- Powiedzmy sobie szczerze, czy to to ma jeszcze jakiś sens, żeby to ciągnąć?
-Nie ma, dlatego sobie stąd idź!- Krzyknęła jakąś dziewczyna, chyba Zita. Jedyne co sobie z tego zrobił to przewrócił oczami i pstryknął palcami. Po chwili podeszły do mnie dwa roboty i zaczęły mnie gdzieś ciągnąć. Wyrywałem się jak tylko mogłem, ale byli odemnie silniejsi. Ada widząc to i wiedząc, że nie da rady mnie wyrwać z ich rąk natychmiast podbiegła do Vincenta, który od razu zaczął iść w naszą stronę.
-Ja bym na waszym miejsci go nie ratował, bo inaczej akademia spłonie.- Powiedział spokojnym głosem wynalazca z zapalniczką w ręku.
-Dam sobie radę!- Krzyknąłem do Ady, żeby się nie martwiła i nie próbowała mnie ratować. Nie chciałem, aby z mojego powodu akademia narażona na zniszczenie.
Roboty zaprowadziły mnie do Filipa.
-Witaj spowrotem.- Powiedział, ale ja nie odpowiedziałem.- Skoro nie jesteś chętny do rozmy to może twoi przyjaciele będą.- Te słowa mnie przeraziły. Połknąłem nerwowo ślinę, ale nadal nic nie powiedziałem sam nie wiem dlaczego.
Roboty zostały, a ja z Filipem szliśmy gdzieś na górę. Okazało się, że szliśmy na najwyższą wieże akademii, a dokładniej to jej dach.
-Mam dla was propozycję.- Zaczął mówić do całej reszty, która stała na dziedzińcu.- Wy dobrowolnie oddacie mi akademię i sobie stąd grzecznie pójdziecje, a Albertowi nic się nie stanie albo ja sobie stąd pójdę ale Albert zginie.- Po tych słowach zbliżył mnie do krawędzi dachu. Nie byłem niczym związany, ani nawet za mocno trzymany, ale tak bardzo rzęsły mi się nogi, że nie dał bym rady uciec.
On zrobił to specjalnie. Wiedział, że chcą mnie uratować za wszelką cenę, więc to wykorzystał, aby przejąć akademię. Patrzyłem się raz na Adę, raz na profesora i tak na zmianę. Widziałem jak do siebie szepczą. Nie mam pojecia o czym, ale najwyraźniej Vincentowi się to nie podobało, ponieważ się zdenerwowałam.
-Oddaj nam Alberta i sobie pójdziemy.- Powiedziałam Ada.
-Nie, najpierw wszyscy mają opuścić akademię albo...- Popatrzył się na mnie.
-Okej... okej... idziemy sobie stąd, ale musisz mi pokazać jak wypuszczasz Alberta.- Powiedział książę Vincent. Filip nie odpowiedział. Wszyscy zaczęli wychodzić. Miałem nadzieję, że mają jakiś plan i, że nie zostawią tak akademii. Wolał bym umrzeć, ale żeby akademia była wolna. Znaczna większość osób była już poza akademią i kraina bajek, jddynie Ada, Vincent i progefesor szli tyłem obróceni w naszą stronę i w zwolnionym tempie.
-To co, miło było cię poznać.- Powiedział do mnie Filip po czym zrzucił mnie z dachu. Leciałem bardzo szybko w stronę ziemi. Usłyszałem tylko słowa Filipa "Ups, niechcący" i jego szyderczy śmiech, a po chwili rozpaczliwy krzyk Ady, która krzyczała moje imię. Dosłownie sekundę później poczułem twardą ziemię, a moje oczy się zamknęły.
_______________________________________________________
Hejka👋🏻
Dawno nie było żadnego rozdziału ale już wracam!
Dzisiaj rozdział wyjątkowo smutny i mi samej chciało się płakać podczas pisania tego😥 ale mimo wszystko mam nadzieję że się was spodobał.
Postaram się aby rozdziały podczas wakacji pojawiały się dwa razy w tygodniu

Zachęcam do dawania gwiazdki, komentarza i dodawania "powieści" do listy lektur❤️
Miłego dniawieczoru/nocy💫

Jedyny przyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz