Zdjęcie

63 6 19
                                        

//Część czwarta: Dwa dni przed Świętami Bożego Narodzenia\\

Podjeżdżaliśmy już pod mój dom, kiedy Lily zatrzymała się na wykoszonym miejscu obok drogi.
-Remus, ja się zastanawiam nad tym. żeby nie brać ślubu...
-Lilka, poczekaj jeszcze tydzień ślub jest raczej po twoich urodzinach czyli w sumie prawie w lutym. Może się coś zmienić.
-Remi, pogadaj z nim, tylko nie mów że ci podpowiadałam to, tylko że ci mówiłam jak jest.
-Pogadam.- Uśmiechnąłem się, i pogłaskałem ją po ramieniu.
Po chwili wyciągnęła do mnie ręce w celu przytulenia się.
Od razu ją przytuliłem. Zakołysałem nami w celu jeszcze bardziej jej pocieszenia.
Po chwili usłyszałem szlochanie.
-Lilcia, wszytsko okej?
-Nie! Nic nie jest, okej.. Inaczej sobie to wszytsko wyobrażałam po prostu... Na początku było wspaniale.. Ale teraz James bardziej interesuję się ewentualnie Harrym a tak to swoimi hobby itd.. Boże jak ja dramatyzuje..
-Chwila, to jak powstało to dziecko skoro nie daje ci uwagi?..
-W kłótni.
-Czyli się pokłóciliscie, i pyk bombel kolejny?
-Remus nie karz mi robić ci lekcji biologii..
-Dobra, dobra. A teraz proszę cię dojedźmy do mojego domu. Od razu zajmę się Jamesem, opamiętam go.
-Dziękuje, naprawdę, bardzo ci dziękuję.- Na to się tylko uśmiechnąłem, co odwzajemniła Lily, i pojechaliśmy.
Niecałe 2 minuty i już byliśmy. Jak tylko weszliśmy do domu zobaczyliśmy.. Jamesa ganiającego się z Harrym i Coco...
-Yyy, jakby to wam wyjaśnić...
-Nie musisz.. Chyba że zdemowaliście mi dom, to musisz.
-Znaczy już 16 bombek jest zbi..
-JAMESIE FLEAMONCIE POTTERZE, CZY TY ZBIŁEŚ BOMBKI MOICH RODZICÓW KTÓRE BYŁY JEDNĄ Z NIEWIELU PAMIĄTEK PO NICH?!
-Ale nie wszystkie..
-ALE AŻ SZESNAŚCIE!!!- Stał teraz z wzrokiem wbitym w podłogę i jedną stopą, a raczej jej czubkiem przesuwał po dywanie, jak dziecko...
Podszedłem bliżej salonu i wskazałem na Coco i Harry'ego.
-Dobra James, teraz powiedz co ta dwójka narozrabiała.- Stanąłem teraz z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
-No kundel to zbił ogonem 7 bombek, a Harry latał wręcz po całym domu...
-Jezus, Remus spokój, dasz radę.. - Powiedziałem do siebie.
Pomasowałem sobie nos kciukiem i palcem wskazującym, na odstresowanie się.
-Dobra Lily weź wybierz te czerwone i zielone bombki, a my pójdziemy pogadać..
-Dobra, już wybieram.
Poszliśmy z Jamesem do salonu, i stanąłem przodem do okna, a później obróciłem się do Jamesa przodem.
-James.. yy.. Lily mi mówiła że ostatnio ją "zaniedbujesz"..
-Że co?! Że co robię?
-James, ona rozpłakała się jak o tym mówiła.. Powinniście iść na terapię, chociaż pogadajcie..
-Jezus Maria ja go zabije..
-Kogo?
-Nie już, nie ważne.. Pogadam z Lilcią. Postaram się jakoś żeby poczuła się lepiej..
-Dobra chodź, a i gratki kolejnego dziecka.
-Ona mówi ci o wszystkim co nie?
-Nawet więcej.
-Yhym.
Poszliśmy do kuchni gdzie na blacie były porozkładane już same czerwone i zielone bombki, a reszta była w pudle.
-No to teraz inne ozdoby, tak?
-Zapomniałem o tym w ogóle... Ale dobra Lupin pozwiedzam jeszcze trochę twój strych.
-Adiós niño.
-Paczcie go, załapał ode mnie.
-Powiedzmy.
James poszedł, w sumie wraz z Coco. Znowu. My z Lily wróciliśmy się do auta, i wzięliśmy choinkę. Po 30 minutach stała już normalnie, w salonie i raczej nie miała jak się wywalić. Po kolejnych 30 minutach połowa była choinki była już ubrana. Zaczęliśmy się zastanawiać co tak długo nie ma Jamesa.
-Lils idziemy tam.
-Yhym.- Odpowiedziała mi z zmartwioną miną.
Kiedy byliśmy już na strychu, prawie się rozryczałem. James siedział rozkrakiem obok Coco, a w rękach mail zdjęcie Syriusza, zdjęcie Syriusza na którym stał z Jamesem przed wagonem. To zdjęcie zrobił Monty, pamiętam to bo, jak zdjęcie było robione ja dopiero zjawiłem się na peronie. Po tym James z Syriuszem żałowali że nie przyszedłem szybciej i nie zrobiliśmy sobie razem zdjęcia, a jeszcze później za to przyszedł Peter. I też żałowali że jeszcze z nim sobie nie zrobili zdjęcia.
Po chwili kucnąłem, między Jamesem a Coco.
-Prongs, nie płacz już..
-Czemu nie polazłem do tej Chaty z nim.. Mówił że tam idzie, a ja powiedziałem że nie idę bo mnie kostka boli, no i wiesz co się stało? Oczywiście że wiesz, zaginął, nie ma go już tyle czasu... To przeze mnie.. Gdybym z nim poszedł.. Nie zaginąłby..
-James to nie twoja wina, a jakbyś z nim poszedł? To co? Może też byś zaginął, nie wiadomo co mu się stało, a teraz się nie zamartwiaj, masz super żonę którą wyrwałbym gdyby nie Syriusz w latach szkolnych i, i tak nadal go kocham, plus to że zabiłbyś mnie jakbym zaczął podrywać Lily. I masz też synka który jest twoją małą kopią, tylko jest chyba mniej świrnięty.
-Nie umiesz pocieszać, ale dziękuję. I od dzisiaj 2 metry od Lilci.
-Ajć. Życie, chyba przeżyje.
-Chłopaki, dosyć słodzenia, bo się porzygam.
-Dobrze, dobrze.-Powiedziałem, i pogłaskałem Coco.
Po jakoś 40 minutach byliśmy już na dole, ozdabialiśmy salon, później kuchnie, i razem się śmialiśmy.
Po bardzo fajnie spędzonej godzinie dom był całkowicie ozdobiony, znaczy w środku. Ta właśnie, przez 15 minut przyczepiałem światełka na dachu. Ale tylko po prawej stronie, po drugiej to już była inna bajka. Drugą stronę przyczepiałem na zmianę z Jamesem, ale przez 4 minuty opieprzaliśmy Lily, bo chciała też wejść na drabinę. Znaczy mówiliśmy tylko "CZY TY JESTEŚ POWAŻNA", takie tam. No ale chyba po godzinie udało nam się to zrobić.
-Posiedzicie jeszcze trochę? Czy już się zwijacie?
-Raczej będziemy już szli. Także do jutra Remi.
-Do jutra.- James z Lily ubrali już buty i kurtki, oraz szaliki z czapkami, i wyszli. Boże w tym domu jeszcze nigdy nie było tak.. Głośno, wesoło.. nie mogę się doczekać aż będą Święta. W każdym razie było już ciemno, było po 21:00 więc niedługo i tak będę szedł spać.
Poszedłem z Coco na taras, mimo że było już naprawdę późno i zimno. Usiadłem na fotelu, a na mnie i na oparciach na ręce, rozłożył się Coco.
-Boże, wielkoludzie, złaz, już.- Na to mi odszczeknął. Nie zszedł ze mnie i fotelu, ale było mi chociaż ciepło. Po chwili poczułem że odpływam, i zasypiam. Długo to nie potrwało, bo poczułem że, mam cały mokry policzek, CAŁY. Kiedy to zignorowałem, poczułem że drugi już też.
-SYRIUSZ! -Powiedziałem to, i aż mnie zatkało...
Coco tylko przykrzywił głowę w lewo, aż ucho mu się jedno, stanęło, a drugie oklapło.
Po tym poszliśmy na górę ja się umyłem i przebrałem. Poszliśmy spać.

A witam witam
Napisałam ten rozdział z trudem
Lecz jest
Mam nadzieję że udany
:>

Coco | | Wolfstar Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz