Rozdział 1

539 17 2
                                    

Moje życie i codzienna rutyna jest prosta. Wstać,pracować,pracować i spać. I tak w kółko dopóki nie potrzebowałam pomocy,bo w moim sklepie zaczął być większy ruch i potrzebowałam współpracownika. Musiałam kogoś zatrudnić. Lubiłam pracować w samotności,łatwiej było się skupić i... w sumie nie wiem... nigdy nie miałam z kim pracować. Zawsze byłam zdana na siebie. Ale trudno,życie. Zatrudniłam chłopaka o imieniu Chester. Nie było nikogo innego chętnego. Pewnie ten cały Chester był zdesperowany,żeby dostać jakąkolwiek pracę,ale w sumie ja też byłam zdesperowana,żeby znaleźć kogoś do pracy i może poznać kogoś nowego. Miał przyjść następnego dnia o 13:30.
Zaczęłam sprzątać sklep,który i tak był czysty. Sprzątałam praktycznie codziennie,jak nie miałam co robić to sprzątałam (sklep jest też moim domem,na drugim piętrze). Sprawdziłam w magazynie czy wszystko jest w normie. Weszłam po schodach do mojego domu. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. „Dobrze,Mandy. Wreście kogoś spotkasz. Może tym razem wszystkiego nie zniszczysz." Pomyślałam patrząc na moje zmęczone oczy,co przypomniało mi o potrzebie jaką jest sen. Wróciłam do mojego pokoju i położyłam się w łóżku. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

Następnego dnia rano
Wstałam i jak codziennie ogarnęłam się do dnia ciężkiej roboty. Sprawdziłam godzinę, 9:48. Co będę robić przez ten czas? Wczoraj chyba wszystko posprzątałam... Zeszłam po schodach na dół i ostatni raz sprawdziłam czy wszystko jest gotowe. Wszystko jest idealnie przygotowane na ten dzień. Usiadłam na moim fotelu i zaczęłam czytać byle co mi wpadnie w ręce. Od czasu do czasu sprawdzałam godzinę żeby sprawdzić czy czytanie na serio zabiera czas.

Tego samego dnia o 13:30
Zerknęłam na zegar i wybiła 13:30,a nikogo nie było. Podeszłam do drzwi,sprawdzić czy napis „OTWARTE" jest na drzwiach i nie zdziwiłam się,był idealnie ustawiony. Zaczęłam czuć mocny gniew,który bardzo często odczuwałam w różnych sytuacjach. Mój gniew zawsze wszystko psuł,dlatego starałam się uspokoić. „Mandy,spokojnie. Może się lekko spóźni". Usłyszałam jakieś dzwonki za sobą,szybko się odwróciłam żeby zobaczyć,czy ktoś za mną jest ale nikogo nie było. „Co jest do cholery?!". Mały dzwoneczek spadł znikąd i gdy mu się przyjrzałam on wybuchł i pojawił się chłopak.
-Cześć! Jestem Chester. To ja miałem tu przyjść na 13:30. Ty jesteś Mandy,tak?-przyjrzałam mu się zszokowana ale też zła. Co tu się do cholery dzieje?!
-...Nie mogłeś normalnie we-a z resztą.. CO TY ODWALASZ?!-krzyknęłam na nowego pracownika.
-Zawsze lepiej jest głośno o sobie dać znać niż nie dać o sobie znać w ogóle!
Z charakteru wydaje się wybuchowy (jak jego dzwoneczki),już wiem,że go nie polubię. Westchnęłam głośno i zaczęłam mu wyjaśniać co ma robić w tej pracy,a czego ma POD ŻADNYCH POZOREM NIE ROBIĆ. On kiwał głową i cały czas się uśmiechał. Ja tylko patrzałam na niego z zmieszaną miną. Dziwny on jest. On chyba nie śpi po nocach tylko pije energetyki i kawę na zmianę. Po skończeniu wyjaśniania mu wszystkiego na koniec objaśniłam mu:
-tam są schody do mojego domu-pokazałam na schody-POD ŻADNYM POZOREM SIĘ TAM NIE ZBLIŻAJ BO INACZEJ...-wzięłam moją broń z lady i wycelowałam w niego-skończysz swój żywot.
-Dobra,dobra! Rozumiem.
Poszłam robić więcej cukierków na zapas,a on poszedł obsługiwać klientów. Na taki początek nawet dobrze sobie radzi za ladą... czekaj.. co on wyprawia! Strzelił konfetti w klienta! Jak ja mu pokaże... zdenerwowanym krokiem podeszłam do niego i klienta i powiedziałam do obsypanego konfetti klienta:
-Przepraszam bardzo! Za chwilę panu pomogę i wszystko wyjaśnię tylko muszę z nim-spojrzałam na Chestera zabójczym wzrokiem-porozmawiać.
Pociągnęłam go za sobą i zabrałam na zaplecze.
-Co ty odwalasz?!
-No myślałem,że konfetti będzie dobrym dodatkiem do cukierków!-roześmiał się a ja stałam wkurzona z założonymi na siebie rękoma.
-Jeszcze raz takie coś odwalisz to wylecisz z tej roboty. W sumie powinieneś już wylecieć dzisiaj,ale dam ci drugą szansę.-zagroziłam mu.
-Dziękuję,madam,królowo cukierków-powiedział żartobliwym tonem i się mi ukłonił. Naprawdę teraz nie miałam czasu,ochoty i chęci do żartowania więc wyszłam z zaplecza cicho tupiąc. Bałam się,że klient da skargę na sklep i będzie..masakra. Ale klient okazał się bardzo...specyficzny. Od kiedy kaktusy jedzą słodycze? Z resztą,klient to klient.
-Bardzo pana przepraszam! To nigdy się nie powtórzy! Mogę dać panu zniżkę lub.. cukierki za darmo...
On nic nie odpowiedział tylko pomachał,czym na wzór ręki i wyszedł. Spojrzałam za Chesterem ale go nie było. Jak go znajdę to wyszarpie mu wszystkie flaki. Nie było więcej klientów,więc poszłam szukać Chestera. GDZIE ON JEST?!

Mandy x Chester [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz