Rozdział 1

79 7 3
                                    


Ostrzeżenie!
Książka zawiera przemoc fizyczną jak i psychiczną oraz niesmaczne sceny!

Scarlett Hernandez

Odkąd pamiętam w moim domu panowała napięta atmosfera. Głównie przez moją matkę, która była czystym potworem. Nie mam z nią dobrych wspomnień są tyle te złe, bolesne, przerażające nawet mnie, a przecież sama przeżywałam codziennie to samo. Więc powinnam się przyzwyczaić prawda? Lecz nie, tak niestety nie było. Codziennie w domu był komentowany mój wygląd, ubrania, oceny (chodź, starałam się jak mogłam, a byłam jedną z najlepszych osób, odkąd pamiętam). Lecz kobieta, która mnie urodziła chciała więcej. Namawiała mojego ojca, który był szefem swojej galerii modowej, aby wziął mnie na kobiecą sesję, ale jak już się to stało wmawiała mi, że jestem mało kobieca, że tak tylko można kobiecie, wyglądam zbyt grubo, więc muszę zgubić swój brzuszek. Ciągle z jej ust wypadło to, że jestem nikim i najlepiej by było, jeśli nie miałabym, nazwiska Hernandez, bo to wstyd. Twierdziła, że kiedy zaszła w ciążę w ogóle się z niej nie cieszyła, a zniszczyła sobie życie i swoją przyszłość, którą miała już zaplanowaną.

Tego dnia jak w sumie każdego wstałam wcześnie. Zbyt wcześnie. Charlotte od zawsze mówiła, że poranne bieganie dobrze mi zrobi, ale tylko mi, bo przecież, ta kobieta zawsze była wystarczająco kobieca i dominująca. Zawsze piękna.

Ubrałam czarne leginsy z czarnym topem. Tutaj w grę znowu wchodziła moja matka.

"No widzisz Scarlotte, musisz ubierać się na czarno, ponieważ, jest twoim kolorem. Dodatkowo też czarny wyszczupla więc dobrze ci to zrobi".

Próbowałam działać po swojemu, lecz nie udawało mi się to. Zawsze gdzieś była ona.

Spróbowałam nie myśleć, ubrałam dłuższe skarpetki po czym zrobiłam kicka. Swoją twarz zostawiłam naturalna, to jedyny aspekt, który nie przeszkadzał rodzicielce. Twierdziła, że cerę mam idealną, oczywiście po niej, a kiedy będę chciała to mogę się pomalować.

Jak zajebiście prawda?

Nie.

Kiedy byłam gotowa wyszłam z pokoju. Mój pokój znajdował się na parterze domu zaraz koło kuchni.

Pech tak chciał.

W kuchni zawsze czekała na mnie Charlotte, która niewątpliwie ciągle na mnie zerkała.

- Witaj. - Przywitała, zaraz po tym rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, aż w końcu ojciec pojawił się za rogu.

- Cześć tato. - Rzuciłam, wiedziałam, że moja matka ma już skwaszoną minę.

Dla innych mogła być pierwsza, lecz nie dla mnie.

- Jesteś ślepa? Również tutaj jestem. - Przewróciłam oczami, po czy zatrzymałam wzrok na Charlotte.

- Ja... - Zamurowała mnie jej mina, wpatrywała się na mnie z wielkimi oczami oraz gniewanym wyrazem twarzy. Może być to dziwne, lecz za każdym razem, kiedy powtarzałam sobie, że przecież jestem już dorosła, bo przecież, mam już dwadzieścia lat i umiem się postawiać. W głębi duszy i tak jej ulegałam.

- Pytam się czy jesteś głucha. - Powtórzyła pytanie na co odpowiedziałam ruchem głowy.

- Nie jestem. - Odpowiedziałam wyraźnie.

- Chyba zapomniałaś, gdzie jesteś i jak masz się zachowywać w swoim domu. - Kiedy usłyszałam z jej ust, że jestem swoim domu coś we mnie pękło, poczułam złość z smutkiem, ale to ta pierwsza emocja sprawiła, że straciłam nad sobą kontrolę i to pierwszy raz w życiu.

JournalistOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz