Roździał 4

557 19 17
                                    

Nienawidzę ranków!

O 7 zadzwonił mój budzik, mówiący, że muszę wstać. Szkoła. Nie lubię szkoły. Nigdy nie lubiłam. Nie zależało mi na niej. Szkoła nie gwarantowała nic więcej, prócz zniszczonej psychiki.

Jednakże Vincent wyraził się jasno. Moje wyniki miały dorównywać Hailie, żadnych bójek czy wagarów... Nie miałam zamiaru się do tego stosować. Miałam zamiar dostać się tu do drużyny i imprezować. To były plusy szkoły. Zabawa i beztroskie życie.

Dlatego po trzech drzemkach wyłączyłam budzik o 7:15. Wstałam z łóżka i skierowałam się po pierdolony mundurek. Nie chciałam go ubierać. To nie był mój styl. Biała koszula, granatowa spódniczka w kratkę, ciemna marynarka, czarne podkolanówki i krawat.

Weszłam do łazienki i założyłam niechlujnie koszulę której przód włożyłam do spódniczki. Wzięłam białe sportowe skarpetki a na nie moje trampki, nie chciałam podkolanówek. Ciemne włosy przeczesałam szczotką a potem związałam w niechlujnego koka. Do uszu powkładałam różnej, wielkości kolczyki a na szyi standardowo spoczywał czarny choker, na blade palce powkładałam wiele srebrnych pierścionków.

Wzięłam do ręki plecak, marynarkę i krawat, którego zawiązać nie umiałam i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni w której siedział Hailie, przy stole jedząc śniadanie i Will opierający się o blat pijąc swój koktajl.

Hailie spojrzała na mnie, po czym przeskanowała mnie wzrokiem z góry na dół co ja zrobiłam z nią. Moja bliźniaczka jak zawsze miała idealnie założony mundurek, włosy nie śmiały się ruszyć a na jej twarzy gościł szczery uśmiech.

-Tylko ty mogłabyś wyglądać tak w pierwszy dzień w nowej, prestiżowej szkole...-zaśmiała się Hailie i zwróciła na mnie uwagę Willa.

-Nie wiem o co ci chodzi-droczyłam się z nią. Podeszłam w jej stronę i usiadłam na krześle obok niej.

-Masz źle zapięte guziki, wygiętą spódniczkę, zgubiłaś gdzieś podkolanówki i nie masz krawata.- wyrecytował Will, a ja nie próbowałam nawet odgadnąć czy miał o to pretensje czy był rozbawiony. Podniosłam natomiast krawat i pomachałam nim mówiąc bezczelne-krawat mam.

Blondyn podszedł do mnie i gestem ręki kazał mi wstać. Podniosłam się a chłopak poprawił moją koszulę, wyprostował spódniczkę i wziął z mojej ręki krawat, założył na mojej szyi i zawiązał mi go.

Wychodząc z kuchni zawołał-Jedziecie z Shanem!


~~~

Wysiadając z niebieskiego Lamborghini brata czułam na sobie wzrok każdego. Budynek był ogromny i nowoczesny. Na parkingu stało wiele aut i odbywała się tu prawdziwa wojna o miejsce jednak, miejsce braci Monet było zajęte specjalnie dla nich i nikt nie śmiał im go zająć.

Ja i Hailie ruszyłyśmy do sekretariatu po nasz plan lekcji. Większość lekcji powinniśmy mieć osobno, będąc w różnych klasach. Hailie była na biolchemie a ja w klasie sportowej.

Patrząc na to gówno chciało mi się płakać. Oczywiście mówię o moim planie. Miałam codziennie po 8 lekcji oprócz czwartku w którym miałam ich 9. Jak to jest kurwa możliwe?!

Jako pierwsze miałam mieć fizykę w sali 98. Spojrzałam na Hailie która rozglądała się po szkole, prawdopodobnie w poszukiwaniu swojej klasy. Uznałyśmy, że łatwiej będzie się teraz rozdzielić i znaleść później.

Próba znalezienia klasy okazała się wcale nie taka trudna, bo sala 98 znajdowała się w tym samym korytarzu co sekretariat. Lekcja miała zacząć się za parę minut ale w klasie już siedziały pewne osoby. Niektórzy siedzieli na ławkach rozmawiając, inni byli wpatrzeni w swój telefon, a dwóch prawie, że identycznych chłopaków biegało po klasie goniąc się. Rzuciłam plecak obok ostatniej ławki przy oknie i sama usiadłam tam na krześle. Wyjęłam z plecaka szkicownik i czarno długopis, po czym otworzyłam na byle jakiej stronie i zaczęłam robić szybko szkic jakiegoś motoru.

-Ładny.-usłyszałam nad swoim uchem delikatny i trochę piskliwi głos dziewczyny. Przyniosłam na nią swój wzrok i napotkałam bardzo ładną blondynkę, o niebieskich oczach.

-Jestem Nicole.- przedstawiła się po czym wyciągnęła w moją swoją stronę jej drobną dłoń.-Nicole Miller.

-Lex Monet.-oddalam uścisk. Dziewczyna usiadła na krześle obok mnie po czym zadzwonił dzwonek na lekcje.

-Twoi bracia to bracia Monet?-zapytał nowy głos należący do chłopaka który się odwrócił w moją stronę. Miał ciemną karnację i ogólnie cały był jakiś ciemny. Kiwnęłam głową.

-Jestem Nico, a ta tu to Eve.-powiedział i wskazał na brunetkę, która również odwróciła się do nas. Miała bladą karnację i czerwone, pełne usta co idealnie się komponowało. Całą trójką nic nie robiła sobie z pełnego dezaprobaty spojrzenia nauczyciela, który parę minut temu wszedł do klasy.

-Miller, Martis, Flich, moglibyście nie sprowadzać nowej uczennicy na wasz poziom. Jest tu pierwszy dzień a wy już ją obarczacie waszym durnym towarzystwem.-powiedział nauczyciel, na co każdy w klasie się zaśmiał.

-Wie pan co, mi się wydaje, że to ona ich ściągnie jeszcze niżej.-powiedziała blondynka siedząca w centrum klasy wokół paru innych dość bogato wyglądających nastolatek. Bogatych i psutych.


Chyba znalazłam sobie wroga. Wroga który miał rację. Jak ktoś ma, kogoś ściągać w dół to tylko ja.


Lekcje minęły dość normalnie i nudnie. Czas na lunch był czymś gorszym. W planie miałam go ominąć nie odczuwając głodu, ale moje nowo poznane koleżanki miały inny plan. Zaciągnęły mnie na stołówkę i usiadłam z nimi przy stoliku co było plusem bo nie musiałam szukać jakiegoś miejsca, gdybym sama zdecydowała się na jedzenie jakiegoś posiłku. Kątem oka szukałam braci, którzy zajmowali stolik w rogu stołówki.


-Jak to jest mieszkać z Monetami?-zagaiła Eva opierając się łokciem o stół. Zastanowiłam się chwilę myśląc nad sensowną odpowiedzią. Nie zamieniłam jeszcze żadnego słowa z najmłodszą trójką, Will był idealny dla Hailie, a Vince gardził głupotą i bezmyślnością, więc gardził mną. W skrócie, ZAJEBIŚCIE.


-Eee... nie wiem w sumie...-odparłam.


-Okej. Czyli o Monetów na razie nie pytamy.-mrukneła z rozbawieniem Nicole, po czym mrugneła w strone Eve i uśmiechnęły się, a ja spojrzałam na obie pytająco.-Trenujesz coś?-zapytała a jej oczy na to pytanie zabłyszczały.





Dokładnie rozumiałam ten błysk, gdy mowa o wysiłku fizycznym. Treningi to była moja ulubiona rzecz w Londynie i uwielbiałam je. W sumie to do liceum dostałam się przez drużyne gimnastyczną, do której chciałam się dostać i tu. To był główny powód mojego pobytu w jakikolwiek szole.





-Trenuje akrobatykę.-odpowiedział uśmiechając się szczerze.


-To mamy nadzieje, że pójdziesz z nami na trening w poniedziałek.-powiedziała Eve. Ja skinełam głową od razu, chcą by poniedziałek był już a ja mogła pokazać się tu, nie będąc sama. Eve też startowała, a Nicole jest w szkolę na stypendium sportowy, więc do drużyny dostała się już dawno.


~~~

Trening rozwija nie tylko mięśnie...
Ale przede wszystkim silną wolę, cierpliwość i samodyscyplinę.

Light in the dark|Rodzina monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz