Podłożyłam krzesło pod klamkę, żeby zablokować drzwi. Zeszłam po schodach i zaczęłam szperać w wszystkich kartonach, szafkach i półkach. Wzięłam jakiś stary śrubokręt. Wspięłam się na półkę do wysokiej kraty. Jedynego okna w całym pomieszczeniu. Miał widok na chodnik więc pewnie był delikatnie nad ziemią.
Wsadziłam końcówkę w dziurkę śruby. Kręciłam. Kręciłam tak długo jak póki pierwsza śruba nie wypadła. A potem drugą. Trzecia. A na koniec czwarta.
Wyjęłam kratę. Wyczołgałam się na zewnątrz. Słońce świeciło mocno a w okół było dużo ludzi.
Wylądowałam przed stopami jakiejś babci.
-Co ty robisz dziecko?-zapytała. Popatrzyłam na nią jak na idiotke..
-Czołgam się?-zapytałam bardziej niż odpowiedziałam.
-Czemu..?-zapytała już z lekką irytacją. Czemu starsi ludzie się tak szybko niecierpliwią..?
-Nie wiem... może szukam godności.-mruknęłam. Podniosłam się z ziemi i już miałam się odwrócić, jednak... za babcią stało dwóch policjantów.
Kurwa.
Jeden z nich złapał mnie za ramię.
-Jak się nazywasz?-zapytał ten drugi. Był już lekko siwy.
-Nie pamiętam.
Pierwsza zasada:gdy złapią cię gliny... kłam. Jakkolwiek bzdurne rzeczy wymyślisz... kłam.
-Jak to nie pamiętasz.?-zapytał ponownie.
-Nie wiem.. No wie pan, długa podróż daje w kość.-powiedział delikatnie stawiając pierwszy, wolny i niewidzialny krok w tył.
-A skąd jesteś?-zapytał młodszy, ten, który mnie trzymał.
-Emm z... Kosmosu!-powiedziałam przekonująco. Policjanci wybuchli śmiechem. Młodszy poluźnił nieco uścisk.
-Zabawne. A teraz tak, powiesz jak się nazywasz, skąd jesteś, co tu robisz i gdzie a twoi rodzice, albo pojedziesz z nami.-powiedział starszy zbliżając się w moją stronę.
Drugą zasada:Jak już wymyśliłeś kłamstwo, to brnij w nie do upadłego.
-Nie wierzycie mi..?-zapytałam z przekąsem.-Ale.. tam jest mój statek.-machnęłam stronę w jakikolwiek kierunek. Głupi są. Spojrzeli się za moją ręką. Wyrwałam się i ruszyłam biegiem w przeciwnym kierunku.
Słyszałam ich krzyki jednak nic sobie z nich nie zrobiłam. Biegłam do momentu, w którym nie trafiłam na cholerne chordy turystów.
Wiedziałam, że nie jestem w Pensylwanii. Było tu bardzo ciepło. Słońce cały czas świeciło, mnóstwo dziwnych knajp i woda. Porty i Turyści.
Byłam daleko od domu... Byłam daleko od miejsce które chciałam nazywać domem. Od rodziny.
Miałam na sobie ubrania z imprezy u Logana... Szpilki już dawno zgubiłam a rajstopy były podziurawione. Wełniana, czarna sukienka była cała, ale aktualnie okropna. Niewygodna i gorąco w niej było.
Weszłam do pierwszego sklepu z odzieżą jaki zobaczyłam. Odeszłam jak najdalej od kas i obsługi. Wzięłam zwykłą, męską koszulkę i jakieś dżinsowe damskie spodenki z przeceny.
Złapałam również buty.
Weszłam do szatni i szybko przebrałam się w te ciuchy po czym oderwałam metkę. Zostawiłam tam swoje rzeczy i metki. Po cichu wyszłam ze sklepu.
Łatwo.
Potrzebowałam jeszcze pieniędzy i może telefonu..
Wpadłam na jakąś panią i grzecznie przeprosiłam wyjmując w tym samym momencie jej portfel.
Otworzyłam go. 20TBH (bathy).
Ja pierdolę... Jestem w jebanej Tajlandii...
Jakim kurwa prawem?!?
Wzięłam głęboki oddech. A potem kolejny. A potem następny. Panika w moim organizmie narastała z każdą chwilą.
Wpadłam na kogoś. A potem znowu. Chciałam wyjść z tego tłoku. Przepychałam się pod prąd z cholernymi turystami.
Podeszłam do mostu i usiadłam na nim wbijać paznokcie w kolana.
Powoli się uspokajałam. Będzie dobrze... musi być.
~~~
Pamiętasz? Mieliśmy przetrwać wszystko..
Kurde, ja to jestem jednak kreatywna. Dostałam weny więc zarwę nockę ale to jest już 3 rozdział, który pisze a mam cały jebany plan.
Pożygam się tym ile ja mam nauki...
CZYTASZ
Light in the dark|Rodzina monet
Fanfiction-Wiesz Hailie, trzeba żyć bez względu na to, ile razy runęło nam niebo. Lex Monet to ta gorsza bliźniaczka. Ona i Hailie są jak ogień i woda. Dziewczyna kocha adrenalinę, sprawianie bólu i dobrą zabawę. Uwielbiająca sport i malarstwo. Ale czy pod zb...