Rozdział 14

6 2 0
                                    

Harper zawróciła jeszcze zanim zdążyła zniknąć za rogiem. Podeszła do nas, również zatykając sobie uszy. Próbowałam przekrzyczeć te przeraźliwe syreny.

- Co tu się dzieje?!

Chwilę rozglądaliśmy się szukając źródła dźwięku. Wyszliśmy w końcu z uliczki i rozejrzliśmy się próbując zrozumieć o co tyle szumu. Ludzie na ulicach zaczęli się nerwowo rozglądać, ci którzy siedzieli wstali i udali się zapewne w stronę domu. Może to ogłoszenie nagłej godziny policyjnej. Niewykluczone też że chodzi o nas. Czegokolwiek byśmy nie robili zawsze rozglądaliśmy się za kamerami. Nigdzie żadnych nie było widać, na ścianach budynków ani sklepów. Nigdzie. To było dziwne - jak sporo rzeczy w tym wielkim mieście. Ale nie przejmowaliśmy się tym. Nie wiem jak nas namierzyli, chociaż miałam przeczucie że prędzej czy później do tego dojdzie. A może wcale nie chodziło o nas? Nagle syreny gwałtownie ucichły. Cisza jeszcze nigdy nie była taka głośna. Wymieniłam z każdym szybkie spojrzenia stojąc pod sklepem z jakimś znanym logo. Ludzie w okół rozglądali się nerwowo.

- Szanowni mieszkańcy... - rozległ się jakiś donośny głos mężczyzny. Teraz dopiero zauważyłam że dobiega z głośników które są rozmieszczone na pojedynczych budynkach. Są chyba w całym mieście, ale wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi. Z nich pewnie dochodziły też syreny które słyszeliśmy chwilę wcześniej. Mężczyzna kontynuował wypowiedź:

- W mieście są osoby które nie powinny się w nim znajdować. Spokojnie nie mówię tu o zarażonych. Chodzi mi o piątkę nastolatków przebranych za żołnierzy. Podszywają się pod nich, co jak wiecie jest niedozwolone. Chcemy zlikwidować możliwe niebezpieczeństwo i zapewnić was że to miasto jest jak najbezpieczniejsze. Niektórzy z was mogli ich jednak widzieć, prosimy takie osoby o kontakt z nami w następujących sektorach: A17, A12, B5... - mówił dalej rzeczowym tonem.

Teraz już nie mieliśmy wątpliwości że chodzi o nas.

- Co teraz? - zapytał spanikowany Charlie.

- Czekamy - odpowiedziała mu Ivory bardzo spokojnym głosem. Za spokojnym jak na okoliczności. Dalej opierała się o ścianę.

- Słucham? - spojrzał na nią Matt.

Obcy mężczyzna ogłosił godzinę policyjną. To nie wyglądało dobrze. Skoro wiedzą że tu jesteśmy lada moment się po nas zjawią. Ivory spojrzała na mnie, chyba rozumiałam o co jej chodzi. Kwestionowałam tysiąc razy ten pomysł.

- Poddamy się, a oni zaprowadzą nas do środka. Nieświadomie ułatwią nam zadanie.

- Przecież wsadzą nas do jakiejś celi, w zasadzie to utrudni misje.

Ulice opustoszały, jeszcze paru przechodniów pędziło by ukryć się w domu. Wyglądali na niespokojnych, wręcz przerażonych. Dotarło do mnie że jesteśmy na widoku, w każdej chwili mogą nas zgarnąć. Zastanawiałam się czy pan Bert ma z tym coś wspólnego.

- Czy nie właśnie o to nam chodzi? - zapytała Ivory. - Żeby dostać się do środka?

- A co potem? - zapytała brunetka. - Na pewno pozbawią nas broni.

Ivery spojrzała na nią i tylko wzruszyła ramionami.

- Coś wymyśliliśmy - zapewniła. - Ważne że będziemy już w środku.

- Skąd macie pewność że zabiorą nas do tego samego budynku? - powiedział Charlie a przy ostatnim słowie zaczął kaszleć i się ktuśić. Harper poklepała go po plecach gdy nie mógł złapać tchu.

- Nie mamy.

Staliśmy na widoku, i chociaż nie było widać kamer one najwyraźniej tu były. Ciekawe co grozi za nielegalny wstęp do miasta. Ciekawe też co zrobili temu mężczyźnie na bramce który nas wpuścił. Staliśmy przez dobre 5 minut na wyjściu z ślepej uliczki rozważając wszystkie możliwe wyjścia z sytuacji.

Los Śmierci (autor: RoseTylia_55)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz