Powinniśmy zjechać z głównej drogi - zawołała Ivory.
Usłyszałam syreny gdzieś w oddali i przypomniały mi się sceny pościgu, w tych wszystkich filmach akcji które ogladałam.
Oparłam głowe o kuloodporną ścianę pojazdu i zerknęłam w bok przez przednią szybę. Szybko mkneliśmy przez miasto, że świadomością że mamy na ogonie przynajmniej 5 dżipów które dostały rozkaz ścigania nas. Mamy sporą przewagę i jestem pewna że ojciec jest dobrym kierowcą.
Jaki mamy teraz plan? - zapytał Matthew.
Chris obrócił się w jego stronę.
- Jak to jaki mamy plan? Uciekamy z miasta.
Wymieniliśmy szybkie spojrzenia z Matthewem. Uświadomiłam sobie że ufają Tacie i Chris'owi na ślepo. W końcu ja znam mojego ojca, oni niekoniecznie mogą mu w pełni ufać. Jednak gdyby nie ich pomoc nigdy nie zaszli byśmy tak daleko i mam nadzieję że mają tego świadomość. Pomimo to usłyszałam wątpliwość w głosie Matta.
- Teraz? Nie ma jak wjechać do miasta ani jak z niego wyjechać. Pewnie zamknęli wszystkie bramy.
- Wątpie chłopcze by tak szybko udało im się - przerwał bo ojciec gwałtownie skręcił. - Na litość boską Aston.
Ojciec na chwilę oderwał ręce od kierownicy i wystrzelił je w powietrze. Aż przestraszyłam się że straci kontrolę nad pojazdem.
- Może nie zauważyłeś, ale staram się ich zgubić.
- I tak wiedzą dokąd jedziemy. Najbliżej jest połódniowa brama.
To ta sama którą tu wjechaliśmy. Wtedy nie wierzyłam w powodzenie tej misji jeśli mam być szczera. A teraz opuszczamy to miasto i co najważniejsze wszyscy żywi.
Minęło parę minut jazdy w napięciu, które trzymało mnie w pełnej gotowości. Nagle się wzdrygnełam gdy zaczęli obijać kulami blachę, to oznacza że są bliżej niż mi się wydawało.
- Spokojnie - odezwał się Izak - wszystko tu jest kuloodporne.
- Ta, ale gdy przebiją nam opony to już nie będzie za kolorowo - odpowiedziała mu Harper.
Widziałam przerażenie w jej oczach. Wszyscy wiedzieliśmy że ten scenariusz jest bardzo realny. Przez chwilę dziwiło mnie dlaczego Charlie siedzi cicho, lecz przypomniało mi się że jest nie przytomny. Zażył lek, ale jak mówiła Maria zacznie on działać dopiero po paru godzinach. W sekundę ogarneło mnie przerażenie spowodowane myślą że może mój brat już nie żyje dlatego się nie rusza, ale szybko odgoniłam tą myśl. Potrzebuje po prostu czasu na dojście do siebie.
- Widzę bramę! - krzyknął tata.
Wszyscy odwrócili wzrok w tamtą stronę. Zauważyłam że jest zamknięta, ale nie ma przy niej żadnych wozów. Mamy szansę. Każda sekunda się liczy. Mamy pewna przewagę jeśli chodzi o odległość między nami a organami ścigania. Jednak będziemy musieli się zatrzymać i poprosić o otworzenie bramy. A raczej wycelować pistolet w strażnika który jest za to odpowiedzialny. To wszystko zajmie dużo czasu. Za dużo. O wiele za dużo.
- To się nie uda.
Powiedziałam nerwowo, chociaż wiedziałam że moje słowa nic nie zmienią. Nie możemy już zawrócić.
Lepiej zginąć próbując niż od razu dać się zastrzelić. Zbliżaliśmy się do bramy. Bardzo szybko pokonywaliśmy kolejne metry aż w końcu dojechaliśmy na taką odległość że sobie coś raptem uświadomiłam. Oni chcą wyważyć tę bramę.M e t a l o w ą bramę.
Strzały znów się wznowiły. Ciężarówka brenęła do przodu. Zaraz miało dojść do zdarzenia ze ścianą. Wzięłam wdech by przygotować się na możliwe obrażenie które zaraz poczuje. Czy oni naprawdę chcą to zrobić? Jechaliśmy z taką prędkością że... Nagle moje brwi wystrzeliły wysoko do góry na widok którego się nie spodziewałam. Wyjazd zaczął się otwierać. Jak to możliwe.
- Jedziemy za szybko - powiedział Izak.
Brama otwiera się powoli a ja czuję jak ręce mi drętwieją.
- Za wolno - poprawił go tata i wcisnął gazu.
Przejechaliśmy przez szczeline w ogromnym murze. Łamiąc przy tym obydwa lusterka, które oderwały się i spadły gdzieś na ziemię. W ręce Chrisa błysnął srebrny prostokącik. Nie możliwe żeby wszystko tak dobrze zaplanowali. Kliknął na nim jakiś guzik i nagle wszystko ucichło, syreny zostały stłumione przez ogromny mur który zatrzasnął się za nami. Nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Zapomniałam nawet na chwilę o rozcięciu w moim boku w którym dalej doskwierał ból.
- O rany! - krzyknęła Ivory z entuzjazmem.
Dalej jechaliśmy po twardej, zeschłej ziemi. Tata chciał zerknąć w lewe lusterko, ale przypomniało mu się że już się go pozbyliśmy.
- Jadą za nami? - zapytał tata.
Chris wyjrzał przez szybę i z ulgą pokrecił głową.
Zaczęłam się zastanawiać skąd mężczyzna miał pilota do bramy. Zapewne był wysoko postawionym pracownikiem i miał dostęp do paru bajerów.
- Wracajmy do bunkru - odezwał się Izak.
- Nie będą nas tam szukać? - zapytałam.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Mamy lepszą opcje? Tam jest woda i jedzenie.
Chciałam wspomnieć o Angloe, ale wiem że ta mała wioska długo nie przetrwa. Już kończy im się woda i doskwiera głód z powodu tego że zwierzęta nie mają co pić.
- W która to stronę? - zapytał ojciec.
- Gdzieś na południe, dzień drogi.
- Więc ruszajmy, zanim zmienią danie i zaczną nas gonić.
Charlie dalej spał, ciekawiło mnie kiedy się obudzi. Sięgnęłam po torbę by zmienić opatrunek, bo podczas biegu straciłam trochę krwi. Wyjęłam bandaż i podwinęłam bluzkę.
- O matko. Co ci się stało? - zapytał Matthew gdy zauważył że plątam bandaże.
- Nic takiego, drasnął mnie.
Skrzywiłam się bo mocniej zabolało gdy pochyliłam się lekko w przód by obwiązać sobie płutno do okoła tali.
- Nie wygląda jak draśnięcie.
Jechaliśmy dalej przez płaski teren, co jakiś czas mijając pojedyncze miasteczka w zawalonymi budynkami. Pamiętam jak trzeba było zejść głęboko pod ziemię by schronić się przed rozbłyskami. Niestety nie każdy zdążył na czas. Innych dopadła choroba. Jeszcze inni zginęli z barku wody. Nie padało od ponad 300 dni w dodatku słońce wypaliło ziemię i sprawiło że panuje teraz susza.
Czekam na deszcz który spadnie z nieba i będzie oznaką tego że świat wraca do życia.
CZYTASZ
Los Śmierci (autor: RoseTylia_55)
Science FictionW dystopijnym świecie siedemnastoletnia Tifania nie możnie nikomu ufać, musi zdobyć lek dla brata i przy tym uważać by nikt z „Los" jej nie złapał. Może się to wydawać łatwym zadaniem, ale plany trochę się komplikują gdy napotyka na pustkowiu grupę...