Chciałabym się obudzić i żeby ktoś mi powiedział że to był tylko sen. Zamiast tego stoje na korytarzu najbardziej strzeżonego budynku w obcym mieście. Kilka osób celowało do mnie oraz moich przyjaciół z broni. Mój brat okazał się możliwym lekiem na śmierć. A ja jedyne co czuje to wewnętrzne rozczarowanie samą sobą że nie mogę mu pomóc. Albo umrze mój brat albo cały świat. Nie ma trzeciej opcji. Nie mogę nic z tym zrobić. Ta bezradność mnie dobija. Nie wiem co robić i czy wogóle powinnam coś zrobić.
- Myślisz że powinniśmy mu zaufać? - zapytałam.
- Myślę że nie mamy lepszego wyjścia.
- Wiesz już co im powiesz gdy tam wrócimy? - skinęłam głową na drzwi.
- Że się zgadzam - patrzył na mnie. - Inaczej wam coś zrobią, a mi i tak nie dadzą wyboru. Będziemy grać na zwłokę, dopuki ten człowiek nam nie pomoże. A jeśli nie pomoże, nie będzie w stanie, lub okaże się że po prostu nas oszukał... - spojrzał na podłoge i wziął głęboki wdech - Będę wiedział że przynajmniej nie zginąłem na marne.
Miałam ochotę się popłakać. Wierzyłam że to nie musi się tak skończyć. Oven ostrzegał że nie ma szans że to przeżyje. Nie wiem dokładnie jak ma wyglądać cały ten proces, lecz wiem że nie skończy się dobrze. Chyba że ten cały tajemniczy ktoś nas uratuje. Chciałabym w to wierzyć.
Weszliśmy z powrotem do pomieszczenia.
Charlie oświadczył że zgadza się na wszytko.- Bardzo się cieszę. Zatem możemy wszytko przygotowywać - odparł ucieszony Oven.
- Już teraz? - zapytała zestresowana Harper.
- Może dajmy chwilę dzieciakom. W końcu... Chyba widzą się ostatni raz - powiedział jeden z mężczyzn ubranych na biało.
Oven wyglądał jakby ten pomysł nie bardzo mu się podobał, jednak się zgodził. Najpierw podali Izakowi szczepionkę dzięki której ich pseudo wirus miał zniknąć w przeciągu 5 godzin. Był to wirus który stworzyli na potrzeby sprowadzenia ludzi którzy zostali w mieście Ruin. Dostarczali go tam co jakiś czas, i rzucili plotkę że to prawdziwy lek. A gdy już ktoś go zażył uruchamiał się chip śledzący. Muszę przyznać że to był dość dobry pomysł na sprowadzanie wszystkich ludzi w jedno miejsce. Do tego miasta. Nawet tych którzy nie wierzyli w dobre intencje los. Dalej nie rozumiałam po co im zarażeni wśród zdrowych, ale wszystkie moje pytania rozmyły się w momencie kiedy jeden z lekarzy się odezwał.
- A i jeszcze jedno - dodał ten w białym zwracając się do Ovena - Będzie mi potrzebna pomoc Astona Barnes'a.
Czas zwolnił. Może nawet się zatrzymał. Poczułam jak całe moje ciało drętwieje, a krew odpływa że wszystkich kończyn. Szybko nawiazałam kontakt wzrokowy z Charlim chcą się upewnić że też słyszał to nazwisko. Jego szczęka lekko opadła a oczy były jak dwa wielkie okręgi gdy na mnie spojrzał. Potem szybko przeniósł spojrzenie na mężczyznę który wypowiedział te słowa. Wziął głęboki wdech i patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Wtedy dotarło do mnie że to ten mężczyzna. To on chciał pomóc Charliemu. Chciał pomóc nam wszystkim.
***
Zostaliśmy sami w pomieszczeniu. Pierwsze co usłyszalam gdy zatrzasnęły się drzwi to oskarżycielskie słowa Ivory.
- Co ci strzeliło do łba? - niemal wykrzyczała w twarz Charliego.
- Po co się zgadzałeś?! - dodała Harper.
Poczułam że muszę usiąść bo tracę grunt pod nogami.
- Ej? - zapytał Matthew zmartwionym głosem gdy na mnie spojrzał - Dobrze się czujesz?
CZYTASZ
Los Śmierci (autor: RoseTylia_55)
Science FictionW dystopijnym świecie siedemnastoletnia Tifania nie możnie nikomu ufać, musi zdobyć lek dla brata i przy tym uważać by nikt z „Los" jej nie złapał. Może się to wydawać łatwym zadaniem, ale plany trochę się komplikują gdy napotyka na pustkowiu grupę...