Jeszcze tego samego dnia Izak pokazał mi bunkier, który okazał się siecią pomieszczeń i korytarzy.
- Mamy tu nawet prysznice, luksus no nie? Szczęście że znaleźliśmy to miejsce.
Ciekawiło mnie jak grupka nastolatków znalazła i przejęła schron z pełnym wyposażeniem. Prawdopodobnie został stworzony na takie właśnie okoliczności, chociaż nikt nie mógł przewidzieć tego co się stało.
- Jak tu wszyscy trafiliście? - zapytałam.
Izak się zawahał, ale odpowiedział po namyśle.
- W zasadzie to znalazłem ten schron z Matthew'em i Harper niedługo po tym jak musieliśmy uciekać z domu bo na ulicach zaczęły się panoszyć te... Potwory. Nie wiedzieliśmy co robić no i natkneliśmy się na to miejsce. Ivory z Theodorem dołączyli do nas trochę później, ale zaczęliśmy się dogadywać i tak wyszło że z nami zostali.
Było wcześnie a ja nie miałam co robić do wieczora więc siedziałam w swoim pokoju w którym znajdowało się łóżko, szafka i kilka rupieci. Od razu wzięłam prysznic, bo dawno już nie czułam się czysta. Powiedzieli żebym oszczędzała wodę, nie mają przecież dostępu do rur kanalizacyjnych które ewidentnie zostały zbudowane tak by przetrwać każde warunki więc nie wiedzą ile jej jeszcze zostało. Mam nadzieję że nie skończy się akurat teraz.
Czując się jak nowo narodzona, leżałam na łóżku myśląc o dosłownie wszystkim. Zastanawiałam się co mam teraz począć. Myślę że zostanę tu jeden dzień by zregenerować siły. Jeśli proponują mi pomóc i jedzenie to czemu miałabym nie skorzystać. Nie oddali mi jeszcze torby, chyba nie ufają mi na tyle by dać mi spowrotem dostęp do broni. Ale czy to nie właśnie oni związali mnie i trzymali w jakiejś piwnicy. Straciłam poczucie czasu i próbowałam obliczyć ile dni temu zachorował Charlie. Dwa? Trzy? Szlak by trafił kalendarz. Nawet nie wiem już jaki mamy miesiąc. W zimę temperatury są wysokie a w lato jeszcze wyższe. Ciężko się połapać w tym globalnym ociepleniu na sterydach.
Usłyszałam pukanie do drzwi i poderwałam się do pozycji siedzącej.
- Proszę - powiedziałam.
Drzwi zaskrzypiały i się uchyliły a do pokoju weszła Harper. Związała czarne włosy w luźnego warkocza.
Uśmiechnęła się niepewnie i usiadła obok mnie. Ogarnął mnie dziwny dyskomfort, nie wiedziałam co powiedzieć. Dlatego poczułam małą ulgę gdy dziewczyna zabrała głos.
- Cóż. Nie do końca ci jeszcze ufamy, ale wiedź że nikt nie chce cię skrzywdzić. Możesz zostać u nas tak naprawdę na ile chcesz.
Cały stres odpłynął że mnie na te słowa. Nie zdążyłam się odezwać gdy powiedziała teraz już bardziej energicznym głosem.
- A teraz chodź ze mną - wstała i zachęciła ruchem ręki bym zrobiła to samo.
Niepewnie poszłam za nią do jakiejś wielkiej sali której wcześniej Izak mi nie pokazał. Była to zbrojownia, wyposażona w specjalne miejsce do strzelania ze ślepych kul. Był tu również Matthew. Opierał się o ścianę zamyślony tak bardzo że gdy weszłyśmy prawie nas nie zauważył. Odepchnął się i podszedł do nas.
- Dzięki że ją przyprowadziłaś - kiwnał do Harper i gdy spojrzał na mnie jego uśmiech lekko przygasł.
Rozglądałam się dookoła patrząc na te wszystkie bronie, gdy brunetka opuściła pomieszczenie. Zapadła cisza. Uniosłam lekko brwi.
Blondyn wziął jeden karabin do ręki i przyjrzał mu się. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz gdy uświadomiłam sobie że w każdej chwili może mnie zastrzelić.
- Mamy mało amunicji, staramy się jej nie marnować - zauważył że z zaciekawieniem przyglądam się maszynie. - Jak już pewnie Nosley ci powiedział, znaleźliśmy tą bazę. Ktoś zapomniał uzbroić ją w naboje - jego wzrok prześlizgnął się po mnie - Szkoda.
Wyczułam w tym spojrzeniu nutę ostrzeżenia. Na początku nie załapałam kim jest Nosley, to pewnie nazwisko Izaka. Spojrzałam na długi i szeroki pas po lewej stronie pokoju ciągnący się wzdłuż ściany. Na końcu niego znajdowało się parę celów.
- Macie ślepaki? - zapytałam.
- To właśnie nimi zazwyczaj strzelamy do nieproszonych gości - spojrzał na mnie znacząco. - Czemu pytasz?
- Z chęcią bym sobie potrenowała.
Coś błysnęło w jego oczach, jakby tylko czekał na te słowa.
Wziął kilka naboi i naładował nimi dwa inne pistolety. Jeden podał mi i przeszliśmy na podłużny pas. W ciągu tego roku nauczyłam się nieco opanowywać broń. Dużo nauczył mnie Jack który był żołnierzem i miał bezpośrednią styczność z bronią podczas 3 wojny światowej. Trwała zanim rozbłyski słoneczne dopadły ziemię i zamieniły ją w stertę gruzu. Te dwa wydarzenia nałożyły się na siebie przez co nasz kraj jest jeszcze mocniej osłabiony.
Staliśmy naprzeciwko sześciu celów, wyciągnęłam ręce przed siebie i zaczęłam celować w sam środek. Matthew stał z boku i przyglądał się chwilę mojej pozycji po czym zwrócił wzrok ku mojemu celowi. Wystrzeliłam, lekko odepchnęło mnie w tył. Trafiłam w tarczę, ale nawet nie byłam blisko środka.
- Chyba strzelanie w żywe cele ci lepiej wychodzi, nie?
Spięłam się na te słowa. Powoli przeniosłam wzrok na blondyna który patrzył na mnie zwyczajnie. Doszukałam się w jego głosie ironi. Chyba za często myślę o Theo, zrobiłam to w obronie własnej. Poczułam że muszę na czymś wyładować swoje narastające emocje. Przeładowałam i strzeliłam drugi raz. Moja broń wypluwała pociski dopuki nie skoczyła mi się ślepa amunicja.
- Strzelasz dobrze, ale nie celnie - powiedział i uśmiechnął się cwanie.
Odsunęłam się kilka kroków, w końcu nie chce oguchnąć w wieku 17 lat. Seria strzałów odbiła się echem po sali. Byłam pod wrażeniem jak chłopak dobrze strzela. Prawie za każdym razem trafiał w sam środek.
- Nieźle strzelasz.
Wziął odemnie pistolet i odstawił obydwa na miejsce.
- Czasem przychodzę tu potrenować. Nie mamy tu zbyt wielu rzeczy do roboty.
- Nie myśleliście żeby rozejrzeć się trochę po pustyni, może znaleźlibyście jakieś zapasy lub amunicję.
Wzruszył ramionami, jakby nie był chętny o tym rozmawiać.
- Szukaliśmy, ale natknęliśmy się tylko na ludzi los. Nikogo poza nimi nie widzieliśmy, stwierdziliśmy że to niebezpieczne szwendać się bez celu po pustyni.
Udaliśmy się w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Przepuścił mnie w drzwiach, ale gdy chciałam wyjść złapał mnie delikatnie za łokieć i nachylił się, abym na pewno go słyszała gdyż mówił cicho.
- Mam szczera nadzieję że mylę się co do ciebie.
Wyminął mnie i zniknął z pola widzenia, zostawiając mnie z tymi słowami. Stałam chwilę zastanawiając się nad ich znaczeniem. To było dziwne. Co miał na myśli? Udałam się do swojego pokoju, na szczęście nikogo po drodze nie mijając. Nie myślałam o tym zbyt długo, szczególnie po tym co stało się wieczorem.
CZYTASZ
Los Śmierci (autor: RoseTylia_55)
Science FictionW dystopijnym świecie siedemnastoletnia Tifania nie możnie nikomu ufać, musi zdobyć lek dla brata i przy tym uważać by nikt z „Los" jej nie złapał. Może się to wydawać łatwym zadaniem, ale plany trochę się komplikują gdy napotyka na pustkowiu grupę...