Rozdział 4

22 2 0
                                    

Umierałam z głodu, więc gdy zaproponowali mi bym zjadła z nimi posiłek od razu się zgodziłam. Przeszło mi przez myśl że może być zatruty, ale dlaczego mieli by to zrobić. Chyba dotarło do nich że nie szukam kłopotów. Miałam wrażenie że każdy mi się przygląda jakbym zaraz miała wyjąć broń którą sami mi wcześniej zabrali i zastrzelić ich. Najmniejsza sympatią chyba darzyła mnie Ivory która akurat siedziała na przeciwko mnie i która miała mnie na oku. Przez cały czas.

- Więc, skąd jesteś? - zaczęła miło Harper.

- Idę na północ, blisko Angloe tam czeka na mnie mój brat.

- Dla niego jest lekarstwo?

Zawahałam się chwilę i spojrzałam na resztę, wydawali się zaciekawieni rozmową, ale nie odezwali się słowem.

- Tak, zachorował dwa dni temu lecz stwierdziłam że wyruszę od razu by nie czekać na ostatnią chwilę, bo będzie za późno. Choroba może szybko się rozwinąć. Nigdy nie wiadomo kiedy i kto.

- Kiedy zamierzasz wyruszyć? - zapytała Ivory. Jej słowa zabrzmiały chłodno, a dziewczyna chyba nie miała tego na celu więc dodała - Nie zrozum mnie źle. Możesz się u nas przekimać, po prostu pytam.

Zastanowiłam się chwilę. Chyba jutro rano już ich opuszczę.

- Oddacie mi moją torbę? - spytałam w momencie gdy usłyszeliśmy głośny hałas dochodzący gdzieś z góry. Wszyscy gwałtownie wstali od stołu.

- Zabierz ją stąd. - rzucił Mathew do Harper i wziął do ręki pistolet. Wszyscy zaczęli nerwowo biegać i zrobiło się zamieszanie. Nie wiedziałam co się dzieje.

- O co chodzi? - spytałam dziewczyny.

Rzuciła mi szybkie spojrzenie i złapała za nadgarstek. Kuchnia była blisko wyjścia na zewnątrz, w zasadzie wystarczyło wejść po niedługich chodach i przejść krótki korytarz.

Zobaczyłam jak chorda bezmózgich stworzeń wtargnęła do środka. Wzdrygnełam się, pamięć mięśniową kazała mi uciekać. Zombiaki wyglądały okropnie i przerażająco. Mieli na sobie stare łachmany i czarne wielkie oczy. Jeden rzucił się na Ivory, dziewczyna się szamotała i próbowała sięgnąć broni. Chłopaki w tym czasie zajęci byli własną gromadką, a Harper chyba chciała wyszarpać mi rękę z ciała i krzyczała coś do mnie. Wszystko działo się tak szybko. Izak chyba nie miał przy sobie broni dlatego chwycił za nóż kuchenny. Wyrwałam się Harper i złapałam za talerz który roztrzaskałam na głowie zombie który atakował Ivory, było to bardzo impulsywne, teraz z kolei rzucił się na mnie. Dziewczyna szybko sięgnęłam po broń i go zastrzeliła. Od tyłu atakował ją kolejny ale z tym równie szybko sobie poradziła.

- Harper miałaś ją stąd zabrać! - krzyknął blądyn w między czasie szamocząc się z dwoma nieproszonymi gośćmi którzy krępowali mu ruchy i nie mógł nacisnąć spustu.

- Nigdzie nie idę! - moje słowa częściowo zagłuszyły dwa strzały wystrzelone przed Matthewa.

Po tym jak zabił dwa stwory, spojrzał na mnie unosząc brwi. Zerknął na zombiaki i rzucił mi broń. Złapałam ją, zdziwiona że nosi przy sobie aż dwa pistolety. Przeładowałam i strzeliłam kilka razy celując w głowę narwańców. Rozpoznałam że to mój model pistoletu. Ciekawe. Usłyszałam krzyk Izaka który runął na podłoge, jeden z nich musiał go ugryźć. Ivory podbiegła do niego.

Matthew stał odwrócony plecami do wejścia i strzelał do stworów które przedostały się w głąb pomieszczenia. Chłopak odwrócił się akurat gdy dwa rzuciły się na niego. Szybko wycelowałam i strzeliłam a stwory opadły na ziemię. Na chwilę złapałam z nim kontakt wzrokowy. Biegiem rzuciłam się do dzwi aby je zamknąć, by więcej ich się tu nie dostało, ale okazało się że już po wszyskim - kolejnych zombie nie było. Mimo wszystko przytrzasnęłam masywne drzwi.

Los Śmierci (autor: RoseTylia_55)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz